Kim jesteś? III

293 15 2
                                    

Wreszcie dotarłam pod wielki, nowoczesny, przeszklony dom, ale coś mi nie pasowało.. Od razu dotarł do mnie bardzo pociągajacy zapach krwi..

Co niby u Cullenów robi człowiek? Skoro na pewno, nie służył za przekąskę..?

Weszłam do domu bez pukania i zajęłam buty. Jak mogłam się domyślić w salonie już na mnie czekali, w końcu Edward czyta w myślach.

Właśnie on z innym brunetem stali na przedzie. Za nimi dwie dziewczyny, blondyn i w końcu człowiek.

- Kim jesteś? - syknął na mnie ów brunet, a ja nawet nie drgnęłam.

- Jest Carlisle? - zwróciłam się spokojnie do Edwarda. Nie myślałam o niczym konkretnym, za to on wyglądał jakby jedynie mnie kojarzył..

- Nie ma - syknął tym razem Eddie, a ja westchnęłam.

- Więc poczekam - uniosłam kacik wiedząc, że są żądni wyjaśnień i oparłam się o ścianę. Natomiast resztą wciąż stała zwarta i gotowa na atak.

- Patrzycie na mnie jakbym miała ją conajmniej zjeść, naprawdę wyglądam aż tak nie bezpiecznie? - spytałam i na poparcie tych słów wysunęłam kły i zamachałam dłońmi z wystawionymi paznokciami, po czym zaśmiałam się. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wyglądam na lat 15 mimo, że fizycznie mam ich 18, a psychicznie koło 190.

- Nie możemy zaufać osobie, która nawet się nie przedstawiła.. - powiedziała blondyna.

- Szczególnie, że nie widziałam nawet jak się zbliżasz. - dodała chochlikowa dziewczyna, co mnie zainteresowało.

- Nie tylko Edward ma dar? - spytałam zanim ugryzłam się w język.

- Gadaj kim jesteś! - wykrzyknął już zdenerwowany mieśniak, to chyba bedzie Emet..

- Ah, niech będzie skoro im się nie spieszy... - mruknęłam - Nazywam się...

- Alex? - spytał Carlisle, który właśnie wszedł po schodach. Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, z prędkością godną wampira, przylgnełam do głowy rodziny, zamykając go w szczelnym uścisku.

- Hę? - zdziwiło się moje rodzeństwo.

- Mam dość.. - mruknęłam jedynie, bo te lata bez niego były okrutne. Chwilę po Carlislie przyszła też Esme i teraz delikatnie głaskała mnie po włosach.

- Ktoś mi powie co się tu dzieje.. - spytał już naprawdę zrezygnowany Emet, a Carlisle w odpowiedzi położył dłonie na moich ramionach, na znak zakończenia czułości. Zaraz po tym odwrócił mnie do mojego młodszego rodzeństwa.

- To jest Alex Cullen - zaczął, ale mu przerwali.

- Jak to Cullen? - spytała krzywiąc się blondynka, strzelam, że Rosalie.

- Nie wygląda na nowonarodzoną.. - szepnął Jasper

- Bo nią nie jest - odezwała się tym razem Esme.

- To jak? - spytała Alice patrząc na rodziców zdezorientowana. Carlisle westchnął, a Esme położyła mu dłoń na ramieniu.

- Alex jest pierwszą osobą tutaj, którą przemieniłem - powiedział, ale znowu mu przerwano.

- No jasne.. - mruknął Eddie od niechcenia - Jesteś nieznośna, wredna i postanowiłaś się wyprowadzić... - dodał.

- Tak w skrócie, ale wolę stwierdzenie nieprzystosowana do życia w rodzinie - oparłam się o kanapę.

- Ile w takim razie masz lat? - odezwała się jedyna żywa tutaj dziewczyna.

- Hmm.. 204 o ile dobrze licze - odpowiedziałam, a Carlisle mi przytaknął..

- To ze 100 więcej niż Edward! - rzucił się Emet - nie wyglądasz nawet na 15.. - dodał, a ja zaśmiałam się. Wszyscy posłali Carlislowi pytające spojrzenie.

- Fizycznie ma 18 - sprostował, co spowodowało szum, natomiast Rosalie wyszła z pokoju. Zignorowałam to bo z korespondencji z Carlislem znałam moje rodzeństwo i ich historie.

- Mogę zostać? - spytałam ciszej ojca, a on przytaknął i razem z Esme poszli z moim bagażem przygotować mi pokój.

- To dowiem się wreszcie, kim jesteś, skoro już wiadomo kim jestem ja? - zwróciłam się do szatynki u boku Edwarda..

- Jestem Bella i..

- Jest moją żoną - przerwał jej ostro Edward. Wiedziałam, że coś mi nie gra.

- Miło poznać - powiedziałam szczerze - i chyba gratulacje - mruknęłam - Ale to bez sensu.. - rzuciłam sucho i westchnęłam - Albo się stracicie, albo będziesz musiał pozbawić jej człowieczeństwa.. Naprawdę bezse..

- Kim jesteś, żeby się wtrącać? - przerwał mi szorstko.

- Teoretycznie Twoją starszą siostrą choć nie widać - odparłam spokojnie - dziwne, że Rosalie to akceptuje.. - mruknęłam.

- Nie potrafiłaś nawet zostać gdy w domu pojawiły się dwie dodatkowe osoby. - mówił powoli, ale jadowicie - Więc co możesz wiedzieć?

- O dobrej i kochającej rodzinie? Tylko tyle ile dał mi Carlisle, ale o stracie, wiem dużo więcej.. - odparłam ostro i ruszyłam za zapachem i śladem rodziców.

I znowu dałam się ponieść..

Weszłam do pokoju, w którym byli rodzice.

- Przepraszam, za kłopot - mruknęłam. Z tego co zauważyłam pokój był gotowy do użytku.

- Nie ma sprawy kochanie - powiedziała Esme i pocałowała mnie w czoło wychodząc, natomiast Carlisle jeszcze został i badał mnie wzrokiem.

- Tak, przejrzałeś mnie - mruknęłam - przeraszam, bo znowu pokłóciłam się z Edwardem.. - dodałam, a on westchnął.

- Chcecie czy nie oboje jesteście moimi dziećmi - zaczął, a ja usiadłam na kanapie na przeciwko niego.

- Wiem, chyba o to od zawsze się kłócimy, - uśmiechnęłam się smutno - ale teraz nie jesteśmy już sami w tym rodzeństwie. Teraz po prostu nie rozumiem, jak może narażać się na taką stratę będąc z człowiekiem...

- Ah.. No tak - Carlisle popatrzył na mnie smutno - Wszyscy dookoła go rozumieją, żył najdłużej, a zakochał się dopiero w tym stuleciu, kiedy inni mieli swoje połówki od lat.. Jednak.. Dla ciebie to może być nie do pojęcia.

- Żebyś wiedział, że jest - mruknęłam - nie wiem, jak można kochać, nie wiem jak można żyć w rodzinie, nie rozumiem, jak to jest mieć kogoś ważnego, ważniejszego niż ty.. Nadal włada mną ten strach i ból.. - zadrżałam, a gdybyśmy byli do tego zdolni, zapłakałabym.

- Hej, Alex.. Pamiętaj, że masz mnie i Esme.. Nie musisz być jak inni, wiesz to prawda? - kiwnęłam głową - Nie musisz się z nikim wiązać, ale też nie potępiaj Edwarda. On jest zniszczony w drugą stronę i potrzebuje kogoś, kto będzie dla niego ważny..

- Nawet jeśli może ją stracić? Jeśli jej nie zamieni, będzie musiał przeżyć jej śmierć, a wtedy stanie się jak ja, a jeśli ją zamieni... Będzie to równoznaczne z zabiciem jej..

- Jest tego świadomy, może nie tak bardzo, jak ty, ale jest.. Właśnie, słyszałaś już o granicach na terytorium?

- Taaak, od Alfy bodajże... - mruknęłam, a Carlisle pokręcił głową rozbawiony, że też spotkała się już ze sworą. Pewnie tak pomyślał.

- Dochodzi do tego zasada, że nie możemy zmieniać ludzi.

- Nawet jeśli chcieli byśmy kogoś ratować? - zszokowałam się, a on potwierdził - Ale bez sensu zasada!! Gdyby nie t-ty.. - wstrzymałam oddech.

- Alex.. Alex! Nie myśl o tym! - Carlisle, aż wstał.

- Przeraszam..

- Ochłoń zanim zejdziesz do reszty dobrze? - spytał, a ja skinęłam głową i jeszcze chwilę siedziałam w miejscu.

Zmierzch - Zapach KrwiWhere stories live. Discover now