Rozdział 29

1.1K 57 5
                                    

Cały tydzień wstawałam szybciej żeby nakarmić Fortunę i ją wyprowadzić. Szybko odzyskiwała siły i zaczęła rozrabiać w chatce Hagrida. W sobotę przyszłam pomóc przy ogrodzeniu.
Spadła spora ilość pierwszego w tym roku śniegu który utrudniał nam pracę.
Trzymałam słupki, a gajowy wbijał gwoździe.

- Możesz przynieść więcej gwoździ? Leżą na schodach. - Wskazał gajowy.

- Oczywiście.

Pobiegłam pod domek, a źrebak za mną.  Z powrotem niespodziewanie wdepnęłam w jakąś dziurę i upadłam na kolana. Gwoździe się rozsypały a ja poczulam ogromny ból w kostce i łydce.
Hagrid szybko podszedł.

- W porządku?

- Chyba tak, tylko się przewróciłam.

Uniosłam się na rękach i próbowałam podnieść ale ból był silny i nie dałam rady . Zacisnęłam zęby.

- O holibka, to chyba skręcenie. Jak dobrze ze Pan psor akurat przyszedł.

- Co tu się dzieje? - Odezwał się Snape zza moich pleców.

- Nic. Tylko się przewróciłam.

- Tak? - Uniósł jedną brew do góry. - A ta plama krwi obok twojej nogi to moja? - Skinął głową w moja stronę.

Spojrzałam w dół, a śnieg wokół mojej nogi nabierał czerwonego koloru. Zakręciło mi się w głowie.

- Granger tylko nie ..- Profesor zaczął się do mnie nachylać.

Nie usłyszałam reszty bo obraz przed oczami zrobił mi się ciemny. Obudziło mnie kołysanie. Chwilę łapałam ostrość widzenia. Spojrzałam zdezorientowana na mistrza eliksirów który musiał mnie nieść.

- Tylko nie krzycz i nie szarp się.

- Gdzie mnie Pan zabiera - Zapytałam cicho. - To nie skrzydło szpitalne.

- Do siebie, tam cię opatrzę. - Miał obojętny ton.

- Mogę sama iść? - Zapytała niepewnie.

- Już prawie jesteśmy. Pozatym kostka ci nie pozwoli. Spuchła jak bania.

Stanęliśmy przed jego gabinetem.

- To może teraz...

Nie dokonczylam bo nauczyciel otworzył drzwi kopniakiem. Te odsalonu były uchylone. Położył mnie na kanapie i wtedy przypomniałam sobie co stało się z moją kostką. Syknęłam z bólu. 

- Zaraz ci dam eliksir przeciwbólowy. - Wyciągnął z szafki nożyczki i kucnął przy moich nogach. - Muszę rozciąć nogawkę, nie widzę dlaczego krwawisz.

Skinęłam głową, a opiekun slytherinu jednym ruchem rozciął spodnie do kolana.

- Masz gwóźdz wbity w łydkę. - Oznajmił beznamiętnie.

Chciałam coś powiedzieć ale zrobiło mi się nagle bardzo zimno i zatrząsłam się.

- Tylko znow nie mdlej.

Wstał i nakrył mnie kocem. Zaczął przeszukiwać szafki i wyciągnął fiolkę z eliksirem przeciwbólowym. Podał mi ją, a ja bez mrugnięcia okiem wypiłam ją duszkiem.

- Grzeczna dziewczynka. - Uśmiechnął się złośliwie. - Zaraz wracam, zostawiłem część eliksirów w magazynie.

Zostałam sama w prywatnych komnatach profesora. Zaczęłam się rozglądać, nic się nie zmieniło od ostatniego razu kiedy tu byłam. W kominku płomienie zrobiły sie zielone i wyszedł z niego Lucjusz Malfoy.
- Dzień dobry. - Ukłonił się nisko. - Zastałem męża?
- eee dzień dobry. - Przelknelam głośno ślinę. - Severus wyszedł na chwilę. Zaraz powinien być. - Serce podeszło mi do gardła. 

Decyzja (Sevmione)Where stories live. Discover now