8. Dobrze się czujesz?

370 14 0
                                    

Pogrzeb się skończył, a ja wzrokiem szukałam Doriana przy okazji słuchając wszystkich kondolencji. Gdy już go zobaczyłam przeprosiłam na moment, prawdopodobnie wujka i poszłam do bruneta.

— Co ty tu robiłeś? — spytałam wkurzona ale opanowana.

Chłopak westchnął i odbił się od drzewa przy którym stał chyba przez całą uroczystość. Patrzył na mnie przez jakiś moment i jak gdyby nigdy nic się odwrócił i zaczął się oddalać.
Spojrzałam na niego zdezorientowana i zdenerwowana poszłam za nim.

— Dorian! Dorian, do jasnej.. zatrzymaj się! Stój! — w końcu się zatrzymał, ale się nie odwrócił. — zadałam ci pytanie.

— Przyszedłem pożegnać twoją mamę. Jeszcze coś? — spytał starając się unikać kontaktu wzrokowego.

— A co to był za tekst „miała być moną teściową"?! Czy ciebie pogrzało? W ogóle twoja przyszła żonka wie, że jesteś tutaj? — spytałam zdenerwowana.

— A czy ona musi o wszystkim wiedzieć? I z tą teściową to prawda. Chciałem ci się oświadczyć po porodzie, ale że nie dopuszczałaś mnie do siebie to nie miałem jak i odpuściłem.

Cipa.

Czyli jesteś zwyczajnym chujem. Nie przyszedłeś na poród swoich synów tylko w tym czasie owijałeś sobie wokół palca Ethe? Żałosny jesteś.. — prychnęłam z obrzydzeniem. Chciałam już odejść, ale złapał mnie za łokieć.

Przyciągnął do siebie dosyć mocno i spojrzał prosto w oczy. Nie miałam zamiaru się odzywać, a patrzyłam tylko na niego ze złością. Mężczyzna również się nie odezwał co mnie utwierdziło w tym co powiedziałam. Prychnęłam na to, a on automatycznie spojrzał na moje usta. Patrzył na nie jeszcze chwile i znów powrócił do oczu.

— Puść mnie. — powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Nie puścił, a wręcz wzmocnił uścisk przez co poczułam mamy ból. Przyciągnął mnie na tyle ile się dało, aż poczułam jego perfumy, których o dziwo nie zmienił. Nadal ma te same co pare lat temu. Czułam jego oddech na sobie, a gdy uniosłam głowę, natrafiłam na jego usta, które były niebezpiecznie blisko moich.

— Zostaw ją. — usłyszałam głos zza pleców.

Dorian westchnął i delikatnie muskając moje usta się oddalił. To było przypadkiem? A może zrobił to specjalnie, by mnie jeszcze bardziej dobić?

— Nino chodź. — rzekł Patrick i wziął mnie za rękę kierując się do reszty znajomych przed tym obdarzając bruneta morderczym wzrokiem. — czemu z nim rozmawiałaś?... i co to w ogóle było?! On był dosłownie milimetry od ciebie! — powiedział wkurzony cichym tonem.

— Zawieź mnie do domu. Chłopcy mogą u was zostać na noc? — spytałam patrząc na brata z nadzieją.

On westchnął i się zgodził. Zaprowadził mnie do swojego auta i zawiózł prosto do celu. Podziękowałam nu i gdy już miałam wyjść on mnie zatrzymał.

— Co? — westchnęłam i wróciłam na miejsce pasażera.

— Nie rób nic głupiego, proszę.

Nic nie odpowiedziałam tylko na niego spojrzałam. Mrugnęłam kilka razy i lekko kiwnęłam głową wychodząc z auta. Zamknęłam za sobą drzwi, a brat dalej stał patrząc jak idę w stronę domu. Wyjęłam klucz z torebki i otworzyłam drzwi wchodząc do środka. Dopiero wtedy on odjechał.

Położyłam czarną torbę na komodę przy drzwiach, a kluczyk włożyłam do koszyczka gdzie zawsze go kładę. Zamknęłam się już od środka, by później na noc nie zapomnieć i weszłam w głąb domu. Weszłam do łazienki czując potrzebę skorzystania z toalety. Załatwiłam potrzebę i podeszłam do umywalki. Nie miałam bardzo czerwonych oczu co mnie cieszyło. Zamknęłam odpływ w wannie i puściłam ciepłą wodę w między czasie wracając do pokoju po piżamę. Położyłam ubrania na pralce a do wanny wlałam troszkę płynu o zapachu pomarańczy.

Weszłam, a ciepła woda opatuliła moje zimne ciało. Przyciągnęłam pianę do siebie i zaczęłam wtykać w nią palce pozostawiając dziury. Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy delektując się tą błogą chwilą. W pewnym momencie zgasło światło. Rozejrzałam się po ciemnej łazienka i wzdychając z dezaprobatą wstałam na ślepo szukając szlafroku. Gdy go znalazłam, założyłam biały materiał na siebie i zostawiając po sobie ślady, której później będę musiała sprzątnąć ruszyłam po telefon, który został na półce przy łóżku. Gdy go odnalazłam to poszłam do wyjścia zobaczyć stan korków. Nic nie wywaliło. Otworzyłam drzwi wejściowe i zobaczyłam, że na całej ulicy jest ciemno.

Zajebiście.

Wróciłam do łazienki stawiając obok telefon z lampką i dokończyłam to co zaczęłam. Po założeniu piżamy wyszłam z łazienki i przeszłam do sypialni. Wyłączyłam lampkę kładąc telefon na półkę i podłączając, a sama wyszłam na balkon. Odrazu poczułam ten zimny podmuch wiatru.

Owinęłam się rękoma wokół talii i podeszłam do barierki. Czułam jak moje bose stopy zaczynają marznąć, ale nic sobie z tego nie zrobiłam. Wpatrywałam się w piękne gwiazdy szukając jakiegoś wzorku.

— Zwariowałaś? — usłyszałam z dołu.

Spojrzałam na ogród i przy tarasie ujrzałam wysoką postać. Z początku pomyślałam, że to Conor, jednak nie pasował do niego głos.

— Wracaj do środka i mnie wpuść.

Chwile się jeszcze wpatrywałam próbując rozpoznać tego mężczyznę. Jednak po chwili wyszłam z balkonu odłączając telefon i znów zapalając lampkę zeszłam na dół do drzwi tarasowych.

Stanęłam przy szklanych drzwiach i nie wiedziałam co zrobić. Ten głos należał do niego. Jak ja do cholery mogłam go nie rozpoznać?!

Otrząsając się podeszłam do drzwi i je otworzyłam wpuszczając bruneta do środka. Nie powinnam, jednak było naprawdę zimno i nie chciałam żeby był chory przed swoim ważnym dniem...

— Co ty tu robisz? — spytałam cicho.

— Chciałem sprawdzić jak się trzymasz w tych ciemnościach. Dobrze się czujesz?

— Tak. — skłamałam.

Tak. Od małego nienawidziłam ciemności. Zawsze gdy wyłączali prąd uciekałam do brata lub mamy i zaczynałam się trząść ze strachu. W sumie nie bałam się ciemności, a tego co się w niej znajduje. Przez to również nienawidziłam oglądać wieczorem horrorów, bo się boje że jakiś morderczy klaun mnie w nocy odwiedzi.

— Wiem, że kłamiesz. Siadaj. — wskazał na kanapę, a sam przeszedł do kuchni, jakby znał ten dom od lat. Usłyszałam szum wody, a po chwili odpalaną gazówkę. Po chwili wszedł do salonu a na stolik położył dwa kubki. — zwykła herbata z dwoma łyżeczkami cukru. — powiedział i wskazał na szary kubek.

Pamiętał.

Wzięłam kubek i siorbnęłam ciutkę gorącej herbaty przed tym dmuchając.

— Dlaczego nie ma cię teraz w domu? Przy.. Ethie?

— Śpi. Stwierdziła, że teraz będzie chodzić wcześniej spać, ale dzisiaj wyjątkowo poszła jeszcze wcześniej, bo źle się czuła.

Źle się czuła. Ciekawe czemu.. czy to to o czym myśle? Niee... to nie może być to. A jeśli jednak?.. pff przecież to ich, życie za niedługo biorą ślub także i tak... mogą założyć sobie rodzine...

Więc skorzystałeś z okazji, że twoja narzeczona śpi plus do tego źle się czuje i zamiast to jej pilnować przyszedłeś do mnie, bo nie ma prądu?

— Najwidoczniej. — stwierdził i upił łyka swojej herbaty.

— Jesteś... — i w tym był problem.

Jaki on był?


.K.

They are my children Donde viven las historias. Descúbrelo ahora