Rozdział 7

724 47 3
                                    

POV. Vasquez

Po zjedzeniu śniadania poszedłem do szafy ubrać czarną bluzę bez rękawów, przejrzałem półkę z spodniami lecz nie było żadnych pasujących, więc wziąłem pierwsze lepsze czarne. Gdy się ubrałem poszedłem do salonu, wziąłem telefon i wyszedłem z domu. Zamknąłem drzwi na klucz i wsiadłem do samochodu.

- 10 minut później -

Stanąłem przed Burger Shotem, wszedłem do środka, nie było dużo ludzi. Podeszłem do lady za którą stał sprzedawca.

- Dzień dobry.

- Dobry... shake czekalodowy. - Powiedziałem, po czyn sprzedawca napisał coś na kartcę i zaniósł do kuchni. Po chwili wrócił z shakiem, wziąłem go i zacząłem pić przez słomkę. - Dzięki. - Podziękowałem i wyszedłem na parking. Na miejsce obok samochodu podjechała policyjna Corvetta. Podeszłem do samochodu od strony kierowcy. Po chwili wysiadł Hank - kolega z pracy. - Cześć Hank! - rzuciłem.

- O, hej Vasquez, jak tam na urlopie? - Powiedział odwracając się w moją stronę.

- Dobrze, nie narzekam.

- W ogóle uważaj bo Pisicela zabiera urlopy ludziom.

- Jak to?

- Gada że potrzebuje ludzi na patrolu i przywraca ludzi z urlopów.

- Cholera...

- No... co to? - Zapytał wskazując na shake'a.

- Shake czekoladowy.

- Ile kosztuje?

- Cztery dolce.

- Hmmm... chyba sobie wezmę... a dobre to jest?

- Zajebiste.

- To zdam się na twój smak. - Powiedział mijając mnie. - Na razie!

- Nara! - Pożegnałem się z Hankiem i wsiadłem do samochodu, postawiłem shake'a w miejscu na napoje przy podłokietniku. Odpaliłem samochód i pojechałem na komendę by załatwić jeszcze parę spraw.

POV. Erwin

- Spierdoliłeś David! I dobrze o tym wiesz!

- Nie moja wina że gliny tam były!

- Kurwa kto normalny strzela w centrum przy Policji?!

- Przestań! Musiałem wyrównać rachunki z żółtymi.

- Ale w centrum?!

David i Dia kłócili się od kilku minut o to co odjebał David, rozstrzelał dwóch gangósów w centrum przy Policji, ma szczęście że monitoring nie dosięgnął jego twarzy i tablic samochodu. Ja stałem oparty o ścianę obok nich, bawiłem się kawałkiem papierka.

- Koniec tego. - Powiedział spokojny Kui. - Nie potrzebujemy kłótni, przynajmniej dzisiaj.

- Mamy jakąś robotę? - Zapytał Dia.

- Nie, ale kłótnia też nic nie zdziała.

- Więc co mamy robić? Od sześciu miesięcy siedzimy cicho.

- Bo Policja nas ściga za Pacyfika? Mają zbyt dużo śladów, w każdej chwili mogą wbić się na nasze domy.

- No chyba że tak... - Przyznał rację Dia, spojrzał na mnie bawiącego się papierkiem. - Erwin?

- Tak?

- A ty? Co myślisz?

- Nad czym?

- Nie słuchałeś nas? - Zapytał Dia.

- Szczerze, nie, Kui ma rację, kłótnia nic nie zdziała, pogódźcie się i wróćmy do domów na spokojnie. - Powiedziałem rzucając kawałek na podłogę i zwracając wzrok na trójkę. Dia spojrzał się na mnie z rozbawionym uśmieszkiem, od razu wiedziałem co chodzi mu po głowie.

- Kto pojedzie do domu ten pojedzie. - Powiedział cicho Dia. Podniosłem jedną brew w jego stronę udając zdziwionego.

- O co ci chodzi? - Zapytałem.

- Oj nie okłamuj mnie Erwinku. - Rozbawiony odpowiedział. Odpowiedziałem zirytowaną miną.

- Może podzielicie się tą historią która chodzi wam po głowach? - Powiedział David.

- Może... - Odpowiedział Dia.

- Nie. - Powiedziałem w tym samym momencie co Garcon. - Ja już się zbieram. - Powiedziałem idąc w stronę wyjścia.

- Erwin! Czekaj. - Krzyknął Dia biegnąc w moją stronę. - Jak dojedziesz do Vasqueza bez samochodu? - Zapytał z uśmieszkiem.

- Zajebe cię kiedyś. - Odpowiedziałem zirytowany.

- Oh... to będę musiał... nauczyć się niskiego tonu Vasa. - Ostatnie słowa powiedział zniżając swój ton jak najbardziej mógł. Spojrzałem na niego zirytowany, ponownie. Wsiadliśmy do samochodu, i nawet mnie nie zdziwiło że Dia podwiózł mnie pod dom Vasqueza.

- No, wysiadaj zakochańcu.

- To nie jest mój dom.

- Jak to nie? A kto spędził tu ostatnie godziny?

- VASQUEZ, i daj mi już święty spokój, proszę zawieźć mnie do domu.

- Robi się zakochańcu. - Odpowiedział po czym odjechał z pod domu Vasqueza i zawiózł mnie do domu, jednym słowem, idiota.

POV. Vasquez

Wyszedłem z komendy, wsiadłem do samochodu i pojechałem do domu, przez drogę przejeżdżałem obok bloku w którym mieszka Erwin, spojrzałem na parking, stało tam czarne Audi, te samo które przyjechało po Erwina rano, nagle z samochodu wysiedli dwaj mężczyźni, Erwin, i... o jezu, znam tego drugiego, to Dia, znamy się od jakiegoś czasu. Stanąłem przy krawężniku i patrzałem przez cały czas na dwójkę, widziałem ze panuje u nich rozbawiony atmosfera, a raczej to Dia był rozbawiony, Erwin w ogóle, po chwili podali sobie rękę i poszli w swoje strony. Dia wsiadł do samochodu, a Erwin wszedł do klatki. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Erwina.

- Halo?

- Hej Erwin, może masz ochotę na mały wypad dzisiaj wieczorem?

- A co masz na myśli?

- Nie wiem... wspólny wieczór, może zjemy coś razem na mjeście, znam parę fajnych miejscówek.

- W sumie... czemu by nie, no to o siedemnastej?

- Może być.

- No to do zobaczenia!

- Pa.

Rozłączyłem się, poklepałem telefonem o nogę i odjechałem, zastanawia mnie czemu spotkał się z Dią, i gdzie byli, przecież przez dwie godziny nie krążyli po mieście. Spojrzałem na zegarek na ekranie na desce rozdzielczej, była 12:36, czyli mam pięć godzin na przygotowanie się, może podpytam Erwina o jego spotkanie z Dią, może dowiem się też co robili, nie chciałem by Erwin miał przede mną jakiekolwiek tajemnice, nie ważne czy będą dobre czy złe, kocham go, i będę go wspierać jak tylko będę mógł.



I teraz już wiesz dlaczego?! / Vaskles & Mover [Zakończona]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang