Rozdział III

1.5K 69 4
                                    

Gdy wstała rano z łóżka czuła się w końcu naprawdę dobrze. Nareszcie czuła, że jest tu gdzie powinna. Tam gdzie należała.

Za każdym razem, gdy budziła się w studenckim akademiku była przygnębiona. Nigdy nie chciała wstawać na lekcje, a ludzie wokół niej niemiłosiernie ją irytowali. Były osoby, z którymi mogła pogadać, ale przyjaciółmi ich nazwać nie mogła. Tak naprawdę przez większość czasu była sama. Z nikim szczerze nie mogła porozmawiać, poza Orionem, który jednak nie mógł odwiedzać jej cały czas.

Teraz czuła się dobrze. Naprawdę dobrze. Po raz pierwszy od dłuższego czasu.

Nawet fakt, że musiała wstać dużo wcześniej nie popsuł jej humoru. Obiecała swoim przyjaciołom, że pomoże robić im żarty na zieloną noc, więc była zmuszona nastawić swój budzik na wcześniejszą godzinę.

Zaspana wyciągnęła jakieś czarne jeansy, podkoszulkę i luźną koszulę, która zarzuciła na ramiona. Rozczesała włosy, związując je w szybką kitkę, nałożyła trochę korektora pod oczy i wytuszowała rzęsy.

Nie zamierzała się jakoś stroić, ale nie chciała wyglądać też jak siedem nieszczęść, więc musiała się trochę ogarnąć.

Nawet nie zdała sobie sprawy jak szybko poszło jej doprowadzenie się do porządku. Specjalnie wstała wcześniej, myśląc, że zajmuje jej to dużo więcej czasu, ale skoro już była gotowa, nie zamierzała kłaść się do łóżka.

Gdy siedziała w pokoju, zastanawiając się co ze sobą zrobić, w końcu przypomniała sobie o bardzo ważnej rzeczy. O tym, że miała kogoś odwiedzić. Kogoś do kogo powinna pójść od razu po przyjeździe.

Mimo że kończył się sierpień, z samego rana na dworze nie było zbyt ciepło. Wychodząc zarzuciła na ramiona swoją czarną, o wiele za dużą jeansową kurtę i po cichu, aby nikogo nie obudzić wyszła z domu. 

Rankiem było spokojnie. Widziała niektóre panie, wychodzące ze swoimi zwierzakami lub nieliczne przejeżdżające samochody. Oprócz tego Mystic Falls świeciło pustkami. Co się dziwić. Kto normalny o czwartej nad ranem idzie na cmentarz? Aurora Gilbert z pewnością nie była normalna.

Skrzywiła się, gdy furtka cmentarza, którą uchyliła, aby wejść, głośno zaskrzypiała. Powoli weszła na teren cmentarza, z automatu kierując się w alejkę, do której zmierzała.

Musiała przyznać, że nie było najprzyjemniej. Znaczy, na cmentarzach nigdy nie jest przyjemnie, ale przez mgłę unosząca się nad grobami, Aurorę przeszły ciarki. Czuła się jak w jakimś horrorze, w którym głupia nastolatka idzie na spacer właśnie w takie miejsce. Jeśli miało już tak być, to chciała być w horrorze jako główna bohaterka. Nie marzyła jej się śmierć. Z pewnością wolałaby przeżyć.

W końcu dotarła do alejki, w której znajdował się grób jej rodziców. Znajdował się on, obok wielkiego drzewa, przy którym zawsze siadała Elena. Dziewczyna myślała, że Aurora nie wie jak często przesiadywała nad grobem rodziców, ale zanim wyjechała, ona także tu przychodziła. Elena zajęta pisaniem w pamiętniku jej nie widziała, ale Aurora tu była. Także siedziała przy rodzicach.

Spojrzała na grób i dostrzegła, że oo drugiej stronie tablicy znajdują się dwa nowe imiona. Jenna Somers i John Gilbert. Nigdy tak naprawdę nie miała dobrego kontaktu z Johnem. Czasami rozmawiali, ale tylko formalnie. Nigdy nie wykazywali, aby drugie ich interesowało, więc jego śmierć nijak dotknęła Aurorę. Oczywiście szkoda, że zmarł, ale nie było jej z tego powodu jakoś mocno zrozpaczona.

- No i jestem. - mruknęła nachylając się nad grobem i przesuwając, krzywo ustawione kwiaty. - Chyba jednak byłam zmuszona wrócić. - mruknęła cicho. - Chciałbym, abyście mogli na mnie nakrzyczeć. - uśmiechnęła się lekko i szybko pomrugała, odpędzając łzy cisnące się jej do oczu. - No więc trochę zjebałam. - mruknęła, wspominając jak zawsze mama krzyczała, aby przestała tak przeklinać. - Sorry mamo.

I just feel you | Kol MikaelsonWhere stories live. Discover now