*5*

216 15 13
                                    

Mierda, ale mnie łeb nawala. I gdzie tak w ogóle jestem? Ciemno tu jak w grobie. Dios mío, czy ja umarłem? Albo jeszcze gorzej, pochowali mnie żywcem?! A. Nie było tematu, miałem zamknięte oczy. Ale ze mnie idiota.
Po dojściu do jakże błyskotliwego wniosku, iż w rzeczy samej - nie umarłem, staram się usiąść na łóżku. Nie jest to zadanie łatwe, zważywszy na zawroty i głowy i to, że przy każdym najmniejszym ruchu boli mnie każda część ciała. Rozglądam się powoli, próbując zlokalizować gdzie jestem. Zajmuje mi to krócej, niż ustalenie mojego stanu egzystencjalnego, ponieważ casita wita mnie radośnie.
– Hola casita! Ciebie też dobrze widzieć – mówię z chrypą w głosie. Jak tylko będę w stanie wstać pierwsze co zrobię to wypije duszkiem dzban wody, nie żartuję. Nagle do pokoju wchodzi... Camilo. Świetnie, jeszcze tego mi brakowało

– Oh. Ty żyjesz – taksuje mnie wzrokiem od góry do dołu. Dawno już nie słyszałem takiego zawodu w czyimś głosie

– Tylko dla ciebie, mi amor – w odpowiedzi chłopak przewraca oczami, po chwili przemieniając się w Isabelę tylko po to, by teatralnie zarzucić do tyłu włosy tak, żeby trafiły mnie w twarz. Z satysfakcją zbliża się do wyjścia nadal w nie swojej postaci

– Idę powiedzieć reszcie, że masz się znośnie. Tía Julieta niedługo skończy robić arepa con queso, więc niedługo staniesz na nogi – informuje mnie i zmienia się z powrotem w piętnastoletniego szatyna.

Kilka minut później do pokoju wbiega Mirabel. Tuż za nią staje prawdziwa Isabela, a potem chyba schodzi się cała rodzina. Zadziwiające ile ludzi się potrafi zmieścić w takim małym pomieszczeniu. Od abueli dostaje porządny ochrzan wraz z zakazem z ponownym zakazem wychodzenia samemu z casity, a mama Mirabel podaje mi arepę dzięki czemu ból natychmiastowo ustaje.
Gdy każdy wypowiada się na temat wypadku, wtrącając swoje trzy grosze i mówiąc jakie to mam szczęście, że powiadomiłem Dolores w samą porę, zostaje jedynie Agustín. Na jego twarzy widnieje troska zmieszana ze złością. Czy innymi słowy nic dobrego.

– Jak mogłeś być tak nieodpowiedzialny?! Wychodzisz z domu nikomu o tym nie mówiąc, chodzisz po terenie, który ledwo znasz nie przejmując się tym ile czasu cię nie i że każdy staje na rzęsach, żeby cię znaleźć. Myślałem, że jesteś bardziej dojrzalszy – pierwszy raz widzę go tak zdenerwowanego. Jednak po słyszeniu tego samego pod rząd od poprzednich 11 osób jakoś nie potrafię się tym przejąć

– Ughh, lo entiendo señor Madrigal – por realmente, wiem doskonale, że zrobiłem ogromny błąd, doszło to do mnie już dawno

– Wygląda na to, że jednak nie rozumiesz. Rico, twoi rodzice za swoją nieodpowiedzialność przepłacili życiem

– Moi rodzice – zaczynam wstając z łóżka – Zginęli na pokładzie płonącego statku ratując setki żyć. To najodważniejsi ludzie jakiś znam. Nie zamierzam więcej wysłuchiwać porównywania ich i tego czego dokonali, do wypadku spowodowanego wyłącznie nie uwagą – nabuzowany nie patrzę mu nawet w oczy. Z uniesioną głową maszeruję w stronę wyjścia. Już przekręcam klamkę, ale w ostatniej chwili mężczyzna się ponownie odzywa

– W twojej historii są to szlachetni bohaterzy – jego głos jest cichy, oddalony, jakby mówił do samego siebie – Jednak  Javier i Malena Ignacio skrywają wiele sekretów, które szybko zniszczyłyby ci ten idealny obrazek. Myślisz, że wiesz o nich wszystko? Obyś nigdy się nie przekonał jak bardzo się mylisz.

Dolores pov

Stoję u siebie z szeroko otwartą buzią. No czegoś tak ciekawego to nie słyszałam od przepowiedni Bruna na temat mojej młodszej kuzynki. Płonący statek? Perfekcyjni rodzicie z perfekcyjnymi sekretami?  Normalnie chyba umrę jak się nie dowiem więcej. No ale przecież nie pójdę do niego mówiąc "Hej, słyszałam całą waszą rozmowę, przykro mi, że jesteś sierotą, ale opowiedz coś więcej o tym statku, bo się wciągnęłam w historię".
Wygadać komuś też nie za bardzo, takie tematy to się na plotkowanie przy kawie raczej średnio nadają.
Chodzę w tą i z powrotem zastanawiając się co robić. Czasami serio nienawidzę tego głupiego daru. Gdyby nie on, życie byłoby sto razy łatwiejsze.
Ale też o wiele nudniejsze.
Też prawda. Hm, może poprosić Mirabel o wyciągnięcie z dzieciaka informacji? Przecież buzie im się nie zamykają jak są w jednym pomieszczeniu.
Nieee, odpada. Ona nigdy by się nie zgodziła na takie coś. Ma za dobre serce.
...
Za to jest w tej rodzinie ktoś, kto ubóstwia zagrania poniżej pasa - mój ukochany brat, Camilo.

– Tiaaaa nie ma mowy

– Że co przepraszam bardzo?

– To co słyszałaś. Ustaliliśmy, że ciągniemy ten teatrzyk tylko przez miesiąc. Nie uda mi się zdobyć jego zaufania na tyle, żeby wyciągnąć z niego jego życiową historię – gdybym go nie znała, uwierzyłabym w ten powód. Brzmi on sensownie, jednak ja już odpowiednio wcześnie zadbałam o ty, by każdy z rodzeństwa potrafił poradzić sobie w każdej sytuacji. Nie dając się przyłapać – Zacznijmy od tego, że mnie ona nie obchodzi. Powiedz mi siostrzyczko - co ja z tego będę miał? – uśmiecha się złośliwie. Gówniarz jeden. Wydaje mu się, że przerośnie mistrza? Que divertido. Krzyżuję ręce, prostuje się i unoszę głowę, przypominając mu kto tu jest starszy

– Escucha me, hermanito. To nie jest jakiś targ mięsny, że się możemy targować pół dnia, tylko po to żeby sprzedawca spuścił łaskawie cenę o 5% . Robisz o co cię proszę albo powiem wszystkim, że ty i nowy udajecie związek – z satysfakcją patrzę jak ten uśmieszek znika mu z twarzy. Rozchyla lekko usta w niedowierzaniu kręcąc głową

– Nie zrobisz tego – szepcze

– Chcesz się przekonać? – przez chwilę toczymy walkę na wzrok. Tak jak przewidziałam, chłopak obrusza się jak małe dziecko, którym w zasadzie jest i robi naburmuszoną minę.

– Ale za zapłatę zrobisz mi arroz con leche

– Zabawny jesteś. Pójdziesz do kuchni i sam sobie zrobisz. A przed tym ogarniesz ciekawskie dzieciaki stojące pod oknem jadalni. Bruno znowu się przez nie stresuje. Zadają za dużo pytać – burczy pod nosem coś niezrozumiałego, idąc w stronę wyjścia. Szybkim krokiem wychodzi, nie omieszkując trzasnąć na odchodne z całej siły drzwiami.
Auć.
Mariano, kocham cię nad życie, ale na nie licz na dorobienie się potomków. Skoro istnieje cień szansy, że któreś z nich wyrośnie na takiego kogoś to ja wolę dzieci nie posiadać wcale.

Pendejo guapo || Camilo MadrigalWhere stories live. Discover now