Rozdział 12

8.9K 383 18
                                    

Zadowolona wchodzę do domu i uderza we mnie cisza. To nic bo za jakąś godzinę wpadną tu dziewczyny i jak co piątek będą szykować się do wyjścia. Sama zdejmuję ciuchy i wciągam na tyłek spodenki od spania i czarny podkoszulek na ramiączka. Rozglądam się po pokoju i stwierdzam, że przydałoby się zrobić porządek. Jestem zmęczona i najchętniej bym się położyła ale wiem, że jeśli się teraz nie wezmę za i położę to na bank nie zrobię tego dzisiaj. 

Włączam muzykę i zbieram ubrania wygłupiając się przy tym. Sama nie wiem czy to wcześniejsze wyjście z pracy i odcięcie się od Williamsa spowodowało mój lepszy humor czy fakt iż latając po Chicago w końcu dotarło do mnie, że to co zaszło między nami nie ma znaczenia. Nigdy więcej nie zostanę z nim sama i nigdy więcej nie pozwolę się mu zbliżyć na tyle by cokolwiek się między nami wydarzyło. 

Podnieca mnie temu nie mogę zaprzeczyć ale nadal jest moim szefem. Moje cele i marzenia są jednak ważniejsze niż jakiś głupi romans. Dziś znów gdy udałam się do pralni ponownie przejeżdżałam przy ośrodku dla młodzieży i zastanawiałam się czy nie mogłabym jakoś im pomóc. Takie miejsca są bardzo zatłoczone a mi pęka serce za każdym razem gdy widzę jak nastolatki nie radzą sobie i zarabiają kradnąc lub w jeszcze gorszy sposób. 

To przez moje wychowanie w sierocińcu i fakt iż mi się udało wyjść na prostą postawiłam sobie za cel iż pomogę innym. Każdy zasługuje na szansę ale nie każdy może ją dostać. Nie raz przekonałam się o tym gdy wychodziłam z innymi urzędnikami socjalnymi. Choć wiem, że prawo też ma wiele wad a dodatkowo budżet jest niewielki wciąż pragnęłam to robić. Często zdarzało się, że musiałam przekazać informację iż nie mogę pomóc i to chyba było najgorsze. Podcinało mi skrzydła a ból rodziny przechodził na mnie. 

Gdy zapytałam kierownika o dodatkowe fundusze powiedział mi tylko, że jestem młoda i pracuję jako wolontariusz więc nie zrozumiem systemu i tego iż trzeba czasem wybrać między jedną a drugą rodziną. 

I choć od tamtego czasu minęło już parę lat to nadal nie rozumiem jak można tak swobodnie wybierać między tym komu się pomoże a komu nie. Na własne oczy widziałam jak po zapomogi przychodzili ludzie bardziej zamożni albo pijący alkohol a odmawiano ludziom którzy ciężko pracowali by jakoś żyć. Jeśli miałabym wybierać pomogłabym tym drugim ale tak nie działa opieka socjalna. Zawsze widziałam tą sprzeczność i biurokrację. Liczy się to co na papierze. Nikt nie może im niczego zarzucić. Chciałabym to zmienić. Jednak najbardziej chciałabym pomóc młodym ludziom wchodzącym w życie bez niczego. Z własnego doświadczenia wiem, że jest to trudne a brak wsparcia podcina skrzydła. 

Jest wiele osób takich jak Piter, które są zdolne ale sytuacja nie pozwala im na rozwijanie marzeń ani nie pozwala im nawet na próbę. Życie jest do dupy i można przekonać się o tym na każdym kroku. 

-Mile? - pościel opada w dół i ukazuje mi Alisson po drugiej stronie łóżka. Ścisza muzykę a ja się uśmiecham. 

-Co tu robisz?

-Zmieniam pościel. - odpowiadam i opadam brzuchem na łóżko.

-Nie mów, że cię faktycznie zwolnił.

-Nie, pracowaliśmy o godzinę krócej. 

-Dlaczego mi się nie zdarzają takie dobre rzeczy. - psioczy i opada koło mnie. - Fajne skarpety. - patrzę przez ramię na moje białe podkolanówki z czarnymi kokardkami po bokach. 

-Stare jak świat. - Mówię i macham nogami w powietrzu. 

-Może wyjdziesz z nami?

-Gdzie? - pytam zaciekawiona bo nawet mam ochotę potańczyć.  

Szklane wieżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz