Rozdział 36

7.2K 356 11
                                    

Suchość w ustach nie pozwala mi spać. Powoli otwieram zaspane oczy i mrużę je bo przez okna wpadają ostatnie promienie słońca tego dnia. Aż dziwne, że Alex nie opuścił rolet. 

"-Wcale nie jesteście podobne do mojej róży, nic jeszcze nie znaczycie - powiedział im. -Nikt was nie oswoił i wy nikogo nie oswoiłyście. Jesteście takie, jaki dawniej był mój lis. Był po prostu lisem podobnym do stu tysięcy innych lisów. Ale uczyniłem go swoim przyjacielem i teraz jest jedyny na świecie. Róże mocno się zawstydziły..."

Wsłuchuję się w spokojny głos Alexa i nawet na chwilę zapominam o tym, że byłam spragniona. Uwielbiam tą książkę i choć jest tysiąc innych i pewnie piękniejszych nigdy nie przestanę uwielbiać tej jednej. Czytałam ją mojemu chłopcu leżąc na trawie albo siedząc na parapecie wielkiego okna. Wspomnienia wracają i tak jak za każdym razem robi mi się ciepło na sercu. 

"-Mały książę wrócił do lisa. -Żegnaj - powiedział. -Żegnaj - odparł lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. To co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu."

-To, co najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, żeby zapamiętać. - kończę za Alexa ale mój głos jest strasznie ochrypły przez suche gardło. 

-Mile? - przekręcam głowę w bok i ponownie otwieram oczy patrząc na Lukę i Alexa siedzących na kanapie. Obaj podnoszą się w do góry lecz coś mi tu nie pasuje.

-Nie mamy w mieszkaniu takiej kanapy. - skrzeczę i staram się unieść lecz Alex powstrzymuje mnie łapiąc delikatnie za ramiona. 

-Dziewczynko. - mój wzrok pada na niego i prawie go nie poznaję. Jego włosy są rozczochrane choć to zazwyczaj norma ale jego szczęka jest pokryta ciemnym zarostem, którego do tej pory nigdy nie widziałam. Do tego jest strasznie blady i ma cienie pod oczami w których są łzy. 

-Dlaczego płaczesz? - pytam lecz zamiast mi odpowiedzieć przykłada delikatnie czoło do mojego i składa najsłodszy pocałunek na moich ustach. Delikatny jak muśnięcie i przez sekundę zastanawiam się czy w ogóle dosięgnął on moich ust. Ukłucie bólu sprawia, że się krzywię i ręką dosięgam do twarzy. 

-Poczekaj nie ruszaj się. 

-Wody. - mówię i podaje mi szklankę ze słomką. Łapczywie piję łyk za łykiem. Najchętniej chwyciłabym szklankę i wypiła jednym duszkiem.

-Luka idź po lekarza. 

-Po co? - pytam gdy odsuwa ode mnie szklane naczynie. 

-Mile co ostatnie pamiętasz? - pyta i przygląda mi się mrużąc oczy.

-Byłam po chłopców a ty nawet nie wkurzyłeś się, że zabrałam ich do Ciebie. No i odpuściłam sobie za to ruganie Cię, że powiedziałeś w pracy o zaręczynach. - patrzy na mnie przenikliwie. - Poszliśmy spać później. - dodaję i tym razem obracam głowę w bok rozglądając się po otoczeniu. 

Białe ściany i biała szorstka pościel. Obok mnie są jakieś monitory a do ręki mam przyczepiony wenflon. Unoszę drugą rękę gdzie przez małą rureczkę płynie jakiś płyn do kolejnego wenflonu. Spanikowana rozglądam się dalej i chyba coś do mnie mówi ale nie rejestruję tego. 

-Mile. - macha mi przed oczami bym zwróciła na niego uwagę, gdy to robię ponownie powtarza co już wcześniej powiedział. - Jesteś w szpitalu. 

-O Boże a co z Pitem? - przypominam sobie od razu, że miałam do niego iść gdy tylko wspomniał o szpitalu. Jego zaciśnięta szczęka i smutna mina sprawia, że jestem pewna tego co powie. - Nie to nie może być prawda. - mój głos drży a maszyna obok mnie zaczyna piszczeć. 

Szklane wieżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz