Rozdział 10

952 66 78
                                    

Pov. Dream

Ostatnio coraz częściej przyłapywałem bruneta na tym jak mi się przygląda, a gdy spoglądam mu w oczy to odwraca wzrok i się rumieni. Oczywiście nie przeszkadzają mi takie sytuację, a jedynie dają nadzieję, że coś z tego wyjdzie i to może z inicjatywy George'a.

Wchodziłem po schodach do białego pokoju. Wyszedłem przez ukryte w białym materiale drzwi i przeszedłem przez te na przeciwko. Znalazłem się w korytarzu i od razu skierowałem się do kuchni. Byłem przekonany, że zastanę tam chłopaka, ale niestety myliłem się.

- George! Śniadanie! - krzyknąłem i nasłuchiwałem. Cisza. - George! - trochę się wystraszyłem, że coś się stało, ale usłyszałem z boku chichot.

- Co się tak drzesz? Słuchać Cię w całym ogrodzie i pewnie dalej. - powiedział dalej lekko się śmiejąc. No tak. Zapomniałem, że odkąd pozwoliłem brunetowi wychodzić do ogrodu spędza tam praktycznie całe dnie na zbieraniu i suszeniu kwiatów, albo na czytaniu książek.

- Śniadanie Ci zrobiłem. - podałem chłopakowi miskę z płatkami i mlekiem.

Odwróciłem się plecami do George'a, żeby posprzątać w zlewie, ale usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Przekręciłem się i spojrzałem w jego bladą twarz, a potem na potłuczoną miskę u jego stóp i rozlane mleko.

- George? Wszystko w porządku?

- Odwróć się na chwilę... - powiedział drżącym głosem.

Posłusznie wykonałem polecenie i dopiero wtedy zdałem sobie z popełnionego błędu. Zwróciłem się w stronę George'a, ale go już tam nie było. Stwierdziłem, że za chwilę ochłonie. Przecież wielka czerwona plama na moich plecach to nic. Co z tego, że to krew. To nic nie znaczy. Kompletnie nic.

Posprzątałem bałagan, a brunet nie pojawił się w kuchni. Zdziwiłem się trochę, bo myślałem, że pójdzie do łazienki, opłucze twarz wodą i wróci.

Poszedłem pod pokój chłopaka i zapukałem do drzwi mówiąc ciche "George". Nie usłyszałem żadnego odzewu z drugiej strony, ale usłyszałem za to bardzo stłumiony, ale mimo wszystko głośny pisk. Miałem przeczucie, że to nic takiego, więc powolnym krokiem udałem się w stronę wcześniejszego dźwięku.

Niepewnie patrzyłem w drzwi do białego pokoju. Jeżeli moje przypuszczenia się sprawdzą to jednak mam "lekko" przejebane. Otworzyłem drzwi, ale bruneta tu nie było. Zostały mi dwie inne pary drzwi. Najpierw przeszedłem przez te do pomieszczenia tortur, ale go tam nie było, więc zawróciłem.

Drugie i ostatnie drzwi. Stałem przed nimi i tępo się w nie patrzyłem. Byłem przerażony co nie zdarza się często. Jednak było to spowodowane Georgem, a nie mną.

Szarpnąłem za klamkę, która na szczęście ustąpiła. Zaświeciłem latarkę w telefonie i zszedłem po schodach. Moim oczom ukazało się przestrzenne pomieszczenie. Snop światła padał obecnie na podłogę. Kiedyś był to zwykły beton, teraz czerwony sprawiał wrażenie jak bym był jakimś psychopatą. Przekierowałem telefon trochę wyżej. Lekko podgniłe ciała moich przyjaciół leżały jedno na drugim.

Pamiętam jak jakiś rok temu liczyłem to wszystko. Wyszło dokładnie 420 szkieletów i 69 ciał. Śmiesznie się wtedy złożyło. Miło wspominam tamto wspomnienie, aż uśmiechnąłem się do siebie.

Usłyszałem ciche podciąganie nosem bardziej w głębi pokoju. Skierowałem tam światło. George siedział na podłodze i przecierał zaczerwienione oczy. Spojrzał na mnie, ale natychmiastowo odwrócił wzrok.

- Nie podchodź do mnie. - stanowczo, ale jednak z lekkim drganiem w głosie, powiedział chłopak.

Zignorowałem go i podszedłem do niego. Ukucnąłem przed nim, ale gdy wyciągnąłem rękę ten odsunął się na metr.

- Nie... proszę.

- George. Jest dobrze. Co ty na to abyśmy porozmawiali na górze. Tak na spokojnie? Zrobię Ci herbatę. - zaproponowałem.

- M-możemy. - podniósł się i wymijając mnie od razu poszedł do salonu. Siedziałem jeszcze chwilę w szoku, ale szybko dołączyłem do bruneta.

Zrobiłem dwie herbaty i popatrzyłem na chłopaka. Przez jego twarz przelatywało mnóstwo emocji. Smutek, przygnębienie, rozczarowanie, przerażenie. Wydawał się też zamyślony. Postawiłem jeden kubek przed nim. Od razu popatrzył mi w oczy i nabrał na pewności.

- Co to tam robi? - spytał spokojnie.

- Praca. - odpowiedziałem krótko. George pobladł, a pewność, którą zdołał w sobie zgromadzić jakby wyparowała.

- Jak... jak to?

- Normalnie. - spuścił głowę, a z oczu popłynęły mu łzy. - Nie pła...

- Czemu zawsze jak na kimś zaczyna mi zależeć to okazuję się, że to ta osoba nie jest tym za kogo ją uważam? Czemu? C-czemu ja... - łzy powoli spływały mu po twarzy. Sam nie wiedziałem co powiedzieć. - Dlaczego się w Tobie zakochałem Dream? - wyszeptał i popatrzył mi bezradnie w oczy.

Byłem w jeszcze większym szoku niż przed chwilą. Szczęście, które miałem nadzieję, że będzie rozpierać mnie w takiej chwili gdzieś zniknęło zastąpione niepokojem i rosnącym zirytowaniem.

- Szukałem Cię. Chciałem Ci powiedzieć, że... że Cię kocham. - znów smutno spojrzał mi w oczy. - Ale tamto miejsce. Jest w nim coś co nie pozwala mi Tobie ponownie zaufać wiesz? - lekko się roześmiał, ale mi do śmiechu nie było. -  Zależy mi na Tobie, ale potrzebuję czasu. Dużo czasu. Przepraszam, ale to nie przejdzie w dwa czy trzy dni.

Zeskoczył z stołka, na którym siedział i kiedy już chciał wychodzić we mnie coś wstąpiło. Złapałem go za rękę i przyparłem do blatu. Pochyliłem się nad nim i wyszeptałem:

- Dam Ci tyle czasu, ile tylko potrzebujesz George. - poczułem jak chłopak zadrżał.

- Nie rozumiem Dream.

Nie odpowiedziałem. Jedynie chwyciłem go i przerzuciłem go sobie przez ramię. Zacząłem kierować się do jednego z pokoi gościnnych.

- Dream? Co robisz? - znów się nie odezwałem. - Dream?! Powiedz coś! Proszę... - lekko załkał, ale ja już podjąłem decyzje.

Położyłem go na łóżku. Leżał na nim i jedynie mnie obserwował. Ja w tym czasie rozejrzałem się po pokoju, czy nie ma w nim niczego niepożądanego i wycofałem się.

- Dream?

- Do zobaczenia George. - uśmiechnąłem się i szybko zamknąłem drzwi. Usłyszałem jeszcze stłumione "Dream, wypuść mnie. To nie jest śmieszne" i walenie w drzwi, po czym ruszyłem w kierunku biura. Usiadłem za stertą papierów i popijając Whisky, segregowałem dokument. Co jak co, ale porządek trzeba mieć.


Psychological | DNFDonde viven las historias. Descúbrelo ahora