Rano Harry nie śpieszył się z opuszczeniem sypialni. Ubrał się, zaczesał nastroszone włosy, złożył pościel, jeszcze raz się uczesał, a potem zaczął chodzić po pokoju, bo tak naprawdę bał się zejść do kuchni. Po wczorajszych wydarzeniach chłopak w żaden sposób nie mógł rozeznać się we własnych emocjach. Jedno musiał przyznać. To zajście wyrwało go z marazmu raz na zawsze. Po tym potężnym wstrząsie dotarło wreszcie do niego, po jak grząskim gruncie stąpa. Jednak uświadomienie sobie tego nie pomogło mu zebrać w sobie tyle odwagi, żeby spokojnie spotkać się ze Snapeem i spojrzeć mu w oczy.

Dom był pusty. Profesora nigdzie nie było i kiedy Harry to zrozumiał, odetchnął z niewypowiedzianą ulgą. Szybko zrobił sobie kawę, zjadł śniadanie i postanowił jeszcze raz obejść dom i zbadać wszystkie jego zakamarki, żeby dokładnie poznać miejsce, w którym, wiedział to już na pewno, spędzi jeszcze dużo czas. Z jakiegoś powodu nie czuł się tym faktem przygnębiony, ale gryfońska natura pragnęła wolności i chłopak postanowił znaleźć drogę ucieczki, chociaż nie był pewien, czy z niej skorzysta. Znajdował się w takim położeniu, że nie mógł sobie pozwolić na nieprzemyślane decyzje.
Harry obszedł całe pierwsze piętro. Natknął się na zamknięte drzwi, pomyślał, że to może być sypialnia Snapea i wycofał się. Nawet gdyby miał różdżkę, nie miał szans na zniwelowanie zaklęć, którymi, mógł się o to założyć, chroniony był pokój. Poza tym na piętrze niczego interesującego nie znalazł, ale na parterze, w salonie, natknął się na szkatułkę, która stała nad kominkiem. Była zamknięta, jednak w Harrym już rozbrykał się duch awanturnictwa i zdecydował się. Zdjął szkatułkę z półki, usiadł w fotelu, wyjął z kołnierza koszuli szpilkę, przypiętą tam na wszelki wypadek i zaczął dłubać w zamku. Nie liczył na to, że szkatułka się podda. Tak naprawdę po prostu musiał coś robić, działać. Ale po kwadransie zamek puścił, pokrywka uniosła się i Harry skrzywił się rozczarowany. Gazety. Wszystko, co było w szkatułce, mogło z powodzeniem posłużyć do rozpalenia kominka. A zresztą... Przyjrzał się uważniej i zrozumiał, że daty na pierwszych stronach mogą usprawiedliwić jego wysiłek. Gazety były aktualne, stosunkowo aktualne. Ale dla niego, zamkniętego bez możliwości dowiedzenia się co dzieje się na zewnątrz, nawet gazety sprzed tygodnia pełne były gorących wiadomości.
Chłopak postanowił działać systematycznie. Najpierw wyciągnął najstarszą, przebiegł wzrokiem po pierwszej szpalcie, przewrócił stronę i drgnął. Gazeta była datowana na dzień, kiedy uciekł z Hogwartu i wiadomość, której o mało co nie przegapił, sprawiła, że jego serce zamarło. Nie, tam nie było nic o ucieczce potencjalnego zwycięzcy Czarnego Pana. To, co zobaczył, było o wiele gorsze.

„Piątek jest, jak wiadomo, ulubionym dniem tygodnia obywateli czarodziejskiego świata, jednak dla Alastora Moodyego, zasłużonego bohatera wielu bitew i właściciela niedoścignionego intelektu, ten dzień okazał się ostatnim. Martwe ciało aurora znaleziono w jednym z korytarzy Szkoły Magii i Czarodziejstwa — Hogwart. Według magomedyków Alastor Moody zmarł z powodu wylewu krwi do mózgu na skutek uderzenia głową o twardą powierzchnię. Jak się dowiedzieliśmy, wcześniej został obezwładniony. Przez kilka minut jeszcze żył, jednak całkowity paraliż nie pozwolił mu wezwać pomocy, chociaż mogło mu to uratować życie. Nie doczekawszy się jej jednak, przyjął śmierć z właściwym sobie stoicyzmem. Wszyscy ubolewamy nad tą przedwczesną śmiercią wspaniałego aurora i kolegi. Obecnie trwa śledztwo, jednak Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu, nie był w stanie powiedzieć nic o tym tragicznym wydarzeniu. Mamy jednak nadzieję, że przestępca zostanie znaleziony i stanie przed sądem!.


Harry powoli odstawił szkatułkę na podłogę i zamarł, patrząc w przestrzeń. Treść tego, co przeczytał była bezlitosna. Stał się mordercą. Cały czas wyobrażał sobie, jak Moody pomaga Dumbledoreowi w poszukiwaniach, ale tak nie było. Dumbledore wiedział, kto to zrobił. Od samego początku znał mordercę i jak dotąd milczał. Dlaczego? Żeby ukryć przestępcę, zwłaszcza, jeśli jest nim Harry Potter? Tak, to jest w stylu dyrektora. Najpierw pionek musi wypełnić swoją misję. Potem sprawę się zatuszuje. Ludzie z „zamordowanych staną się „ofiarami wojny i zapełnią statystyki, ale nikt, na Merlina, nikt nie zmyje tej krwi z jego rąk!
Harry odchylił się na oparcie fotela i ścisnął palcami poręcze. Los z niego zakpił po raz kolejny. Uratował jedno życie, ale poświęcił inne. Czyżby śmierć kogoś była tak ważna, że zamiast Snapea zginął Moody? I dlaczego to znowu jego wina? Może Dumbledore ma rację i jest tylko narzędziem w rekach przeznaczenia, które nie może kierować własnym losem? Ale dlaczego płacą za to ludzie z jego otoczenia?
Chłopak zakrył twarz rękami, pochylił się do przodu, a po jego policzkach pociekły łzy. Płakał cicho, bez chlipania i szlochania, ale ból, który czuł, i tak się nie zmniejszał. Ulokował się w piersi, gryzł od wewnątrz, nie pozwalając swobodnie oddychać, a kiedy łzy się skończyły, razem z nimi odpłynęła nadzieja. Nie wróci. Nigdy. Nawet śmierć Voldemorta nie będzie w stanie zrekompensować tego, co zrobił. Dziwne tylko, że Snape nie wetknął mu tej gazety pod nos. Profesor ucieszyłby się, patrząc na jego udrękę, ale, jak widać, miał swoje plany i ta informacja miała posłużyć mu w jakimś innym celu. Kto wie, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby wcześniej dowiedział się, że jest mordercą. Wtedy na pewno nie przyszłoby mu do głowy wrócić do Hogwartu, więc dlaczego Snape mu nie powiedział? To był wspaniały powód do zatrzymania go tutaj. Ale Harry nie był w stanie zrozumieć, co myśli były śmierciożerca. Mógł tylko wróżyć, a we wróżbiarstwie nigdy nie był dobry.
Powoli podniósł się i skierował do kredensu, w którym stała pełna butelka szkockiej. Trzęsącymi się rękami wziął szklankę i butelkę i powlókł się z powrotem na fotel. Przez chwilę siedział nieruchomo, potem postawił szkło na stolik, otworzył butelkę, podniósł ją w drwiącym geście, niby trącając się z kimś i wymamrotał:

Krótka roszada SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now