XXV

1.3K 88 5
                                    

Aportował się bez problemów, choć marzył, żeby w trakcie rozerwało go na tysiąc drobnych kawałków. Wtedy nie musiałby pogodzić się z tym, że nowe życie zaczął budować na iluzji, a ono teraz rozsypywało się na jego oczach kawałek po kawałku. Ale jeszcze gorsze było to, że aby naprawić błąd i wyprowadzić się do swojego londyńskiego mieszkania, musiał wrócić tutaj i potajemnie przedostać się do swojego pokoju.
Bezszelestnie zamknął za sobą drzwi do sypialni, oparł się o nie plecami, starając się uspokoić kołaczące się serce i zaczął ściągać z siebie ubranie. Chciał od razu zmyć z ciała znienawidzony zapach, a potem oddać samoponiżeniu, jeżeli będzie to konieczne.
Wszedł do wanny i zaciągnął cienką zasłonę, ale w ostatnim momencie przypomniał sobie, że nie zdjął okularów. Położył je na najbliższej półce i złapał za kran, ale ten w żaden sposób nie chciał się obrócić i chłopak naparł na niego z całej siły, prawie wyrywając go ze ściany. Woda, która lunęła z prysznica, była zbyt gorąca. Zmniejszył napór i stracił oddech od zimnego strumienia. Zdecydował, że zostawi to tak jak jest, osunął się na kolana, objął ramiona rękami i zamarł pod lodowatą kaskadą. Jego skóra pokryła się gęsią skórką, włosy przylepiły mu się do twarzy, ale nie poczuł się lepiej, wręcz przeciwnie, własne zachowanie wydawało mu się idiotyzmem i z każdą minutą złość tylko rosła.
Przemarzł prawie do szpiku kości i nie zauważyłby lekkiego przeciągu przenikającego do jego schronienia, gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi. Podniósł głowę, zakasłał, bo zakrztusił się wodą zalewającą mu twarz i spróbował otworzyć oczy. Półprzezroczysta zasłona, oddzielająca go od reszty świata, przesunęła się na bok, na podłogę poleciały bryzgi, dało się słyszeć ciche przekleństwo i zimny potok zniknął, zostawiając po sobie samotne krople miarowo padające z prysznica.

— Potter, co za cholera? Co to za wybryki?!

Zanim Harry oprzytomniał, został chwycony pod ramiona i siłą zmuszony do podniesienia się, jak bezwolna lalka. Z niespodziewaną stanowczością odepchnął trzymające go ręce, pośliznął się, stracił równowagę i w ostatniej chwili złapał za brzeg wanny.

— Puść! Puść mnie albo nie wiem, co zrobię! — wycedził przez zęby.

— Idiota! — Nie troszcząc się o przemoczoną pelerynę pośpiesznie narzuconą na piżamę, Snape wywlókł słabo sprzeciwiającego się chłopaka z wanny, chwycił z półki ręcznik i zaczął bezlitośnie rozcierać jego plecy.

Harryego paliła skóra, z jego włosów spływała woda, kapiąc na podłogę, szorstki ręcznik sprawiał zziębniętemu ciału ból, w dodatku bolało go kolano, które oparł o sedes, ale złość okazała się silniejsza.

— Powinieneś powiedzieć! Powinieneś był odesłać mnie od razu, a nie udawać...

— Jeżeli poruszysz swoimi zwojami myślowymi, to przypomnisz sobie, że właśnie tak było, Potter.

— Ty... — Harry zaciął się od ogarniającego go oburzenia, wznieconego przede wszystkim przez to, że profesor i tym razem miał rację.

— Nie wiem, co dzieje się w twojej pustej głowie i nie zamierzam się domyślać — rzucił Snape, bezceremonialnie odwracając go bokiem do siebie, ani na sekundę nie przerywając swojego zajęcia. — Po prostu zrób mi przysługę: zamknij się.

— Mogłeś nie milczeć — powiedział Harry. — Mogłeś powiedzieć, że jestem ci niepotrzebny, zamiast łaskawie zniżać się do mnie. Choć raz w życiu nie postępować ze mną okrutnie i powiedzieć, że jestem śmieszny!

Wyrwał mężczyźnie ręcznik, cofnął się, zamierzając przykryć swoją nagość i chociaż trochę się ogrzać. Snape go nie zatrzymał.

— Myślisz, że okazałem niepotrzebną litość? — uprzejmie uściślił profesor, obserwując, jak Harry gorączkowo zawija się w przemoczony ręcznik, zapominając, że mokra tkanina nie da mu ciepła. — Myślisz, że jestem gotowy ścierpieć w swoim łóżku głupiego, użalającego się nad sobą chłopaka, tylko po to, żeby mógł on robić z siebie męczennika? Tak, Potter?

Krótka roszada SNARRY (BCP) Donde viven las historias. Descúbrelo ahora