XXVIII

1.7K 81 8
                                    

Rzeczy do zapakowania było niewiele. Harry przyniósł je do sypialni, rzucił na łóżko i zaczął wkładać do pudeł zdjętych z pawlacza. Dwie peleryny, dwie pary dżinsów, kilka koszul, mugolski płaszcz, parę koszulek, i to wszystko, w co zdążył się zaopatrzyć. W porównaniu z rzeczami i przyborami do quidditcha było tego niewiele. Kiedy skończył pakować miotłę, po raz kolejny pożałował, że nie zdążył wysłać swoich rzeczy do Hogwartu wcześniej, jednak znacznie więcej kłopotów sprawiły mu poszukiwania drobiazgów w rodzaju pióra podarowanego przez Hermionę, zeszytów, w których prowadził zapiski i czasopism o quidditchu. Przewrócił pokój do góry nogami i zaczął przeszukiwać dom. W jadalni natknął się na kupiony nie tak dawno podręcznik Archera — leżał w miejscu, w którym Harry myślał, że znajdzie „Przegląd Quidditcha. Pióro wypatrzył w bibliotece, a wspomniane czasopismo w sypialni pod łóżkiem, gdzie zajrzał w ostatnim momencie, nie licząc, że coś tam będzie. Ku swemu wielkiemu zaskoczeniu, odnalazł tam także parę skarpetek i guzik od peleryny. Czuł się wyczerpany, ale gotów był przysiąc, że zapomniał czegoś ważnego, bez czego obejść się nie mógł. Przeczesał dom po raz drugi i odkrył parasol oraz przeciwsłoneczne okulary. Potem przypomniał sobie, że szczotkę do zębów spakował do pudła, które teraz znajdowało się na samym dole stosu, przeklął w myślach, obrzucił spojrzeniem sypialnię, puste półki otwartej na oścież szafy, zmięty koc i doszedł do wniosku, że gorsza od przeprowadzki może być tylko powódź razem z trzęsieniem ziemi, a i wtedy szkody po katastrofie nie są tak widoczne.
Najbardziej drażniło go to, że przez cały ten czas spędzony na bezsensownych zajęciach ani razu nie natknął się na Snapea i nie wiedział, jak profesor zareaguje, jeżeli zakłóci jego samotność, a zakłócić ją miał wielką ochotę. Myśl, że dzisiaj będzie nocować w sypialni profesora, wcale nie sprzyjała skupieniu, a przedmioty i bez tego wypadały mu z rąk, zwiększając panujący dookoła chaos.
Nawet po zakończeniu przygotowań do wyjazdu, stojąc pod prysznicem i zmywając nagromadzone w ciągu dnia zmęczenie, Harry w żaden sposób nie mógł się uspokoić. Zrobił wszystko co niezbędne, uporządkował pokój i teraz miał pełne prawo rozkoszować się odpoczynkiem, a zamiast tego jego niepokój wzmagał się. Był znużony myśleniem za dwóch. Męczył się, zastanawiając, jak może zareagować Snape na ten lub inny jego czyn, zdanie, gest. Cierpiał, starając się przewidzieć, co profesor zrobi, jeżeli da mu wolną rękę. Wcześniej, kiedy wszystko działo się spontanicznie i żaden z nich — przynajmniej chciał wierzyć, że żaden z nich — niczego nie planował, Harry nie czuł takiego napięcia. Teraz nawet bzdura w rodzaju tego, czy trzeba założyć piżamę czy można ograniczyć się tylko do szlafroka, mogła wyprowadzić go z równowagi. Dokładnie wiedział, po co idzie do Snapea, ale nie wiedział, jak nie za bardzo wyzywająco zademonstrować własne zamiary. A całkowitą głupotą byłoby staranne ubieranie się jak skrępowana dziewica w noc poślubną. Cholera, byłoby znacznie prościej, gdyby Snape wdarł się do jego pokoju już teraz, tak jak zrobił to w środku nocy, kiedy Harry wrócił z Nory. Połowa pytań nie byłaby już potrzebna. Ale Snape nie przyjdzie. Nawet jeśli zrozumie, że Potter się nie pojawi. Jego durny zwyczaj dawania wyboru! Mógłby chociaż raz sam zdecydować i nie czekać. On w końcu lepiej wie, jak zachowywać się w takich sytuacjach!
Harry nie mógł nie myśleć o tym, że niedługo będzie czuć dotknięcie silnych rąk i ustami łowić pocałunki, przytulając się Snapea. Akceptacja własnych pragnień niepokoiła go i równocześnie podniecała. Nie był gotowy do podobnej szczerości nawet przed samym sobą, więc tym bardziej pobudzały go obrazy pojawiające mu się przed oczami w czasie, gdy oblewały go strumienie, i nie tylko one, ciepłej wody.
Jego dłoń ześlizgnęła się po brzuchu w dół, na miejsce startych kropel pojawiły się nowe, palce pogłaskały lekko naprężającego się członka, dotknęły jąder i Harry, westchnąwszy, oparł się plecami o chłodne, marmurowe płytki na ścianie. Odmówienie sobie przyjemności teraz, kiedy wyobraził sobie, jak Snape go bierze, byłoby prawdziwą torturą. Harry przygryzł wargę, wiedząc, że już się nie zatrzyma. Wszystko jedno, potem będzie lepiej. O wiele lepiej. A tymczasem mocno zaciśnięta dłoń poruszała się wzdłuż całej długości wilgotnego, całkowicie wzwiedzionego i twardego penisa, a przed oczami pojawił się Severus, przyciskający go do łóżka, pieprzący do utraty tchu, Severus, wymawiający jego imię... Harry podniósł rękę do ust i zacisnął zęby na kostkach. W samą porę, ponieważ jęk, który wyrwał się z jego ust, kiedy skończył, zabrzmiał głośniej, niż oczekiwał.
Szybko oddychając, odrzucił głowę w tył, podstawiając szyję pod strumień wody. Chciał tego. Pragnął, żeby było właśnie tak, ponieważ jutro nie będzie już żadnej szansy. A jeżeli po powrocie do Hogwartu Snape nie zechce mieć go obok siebie, on naprawdę zwariuje. Albo przeklnie Snapea tak, że ten nie będzie w stanie posiąść nikogo oprócz niejakiego Harryego Pottera. Przynajmniej wtedy Harry nie będzie musiał bać się konkurencji.
Poczekał, aż będzie w stanie pewnie stać na nogach, wyszedł z łazienki i jednak założył piżamę, chociaż za oknem dopiero zaczęło robić się szaro. Snape nic nie mówił o czasie, jak i nie mówił o tym, kiedy będzie wolny. Merlinie Wszechmocny, dotąd łatwiej było, kiedy się nad tym nie zastanawiał. Kiedy mógł przyjść do Snapea, w najbardziej bezwstydny sposób zaproponować siebie i nie niepokoić się, jak profesor zareaguje na podobne zachowanie. Kiedy miał pewność, że rano będą udawać, że nic się nie wydarzyło. Że można będzie mówić o takich drobiazgach jak artykuły w gazecie, pogoda na wschodnim wybrzeżu, o tym, ile czasu potrzeba, żeby wejść na Wieżę Eiffla, nie korzystając z magii albo windy, jak odróżnić bogina od prawdziwego koszmaru bez pomocy zaklęć, jak...
Krótkie pukanie do drzwi przerwało ten łańcuch myśli. Harry rzucił się w kierunku łóżka, na którym zostawił szlafrok, opatulił się nim, ale drzwi już się otworzyły, przypominając mu o tym, że chociaż od czasu do czasu trzeba je zamykać.

Krótka roszada SNARRY (BCP) Where stories live. Discover now