Rozdział 11

4K 225 6
                                    

- Jak to kurwa zniknęła, jaja sobie ze mnie robisz? – wrzeszczy do słuchawki Mark. – Miałeś jej pilnować do cholery, zrobić tylko tę jedną rzecz przez dwa tygodnie dostać kilka tysięcy i spieprzać, a pozwalasz jej wychodzić samej w domu? – kręcę głową i odchylam telefon.

Jest piekielnie zły. Jeszcze brakuje tego żebym ogłuchnął. 

- Spokojnie, Mark. Na pewno dojdę dokąd mogła pójść i co mogło jej się stać. Nie musiałem cię nawet o tym informować, bo pewnie zaraz znajdzie się w jakimś najmniej spodziewanym miejscu – mruczę pod nosem do telefonu. – Ja nie mogę jej zostawić i nie chcę nawet tych pieprzonych pieniędzy – rozłączam się i rzucam telefonem.

Po trzech godzinach jeżdżenia w kółko bez celu postanawiam wrócić do siebie. Nie mogę nic zrobić, nie potrafię jej teraz pomóc, co rozrywa mnie od środka. Siadam na krześle w kuchni i chowam twarz w dłoniach. Muszę się uspokoić. Myśl, Justin, myśl. Co mogło się z nią stać? Wychodzę z domu, obierając jako cel na początek plażę. Uwielbia tam chodzić. Zawsze uracza mnie to miejsce, ale w tej chwili nic nie jest ważniejsze niż odalezienie Chloe. Obiecuję, że nie wypuszczę jej z łóżka, kiedy tylko do mnie wróci. O ile jeszcze jej ojciec pozwoli mi jej pilnować. Lustruję plażę wzrokiem, aż widzę coś połyskującego na piasku przy wodzie. Idę w tę stronę szybkim krokiem i podnoszę przedmiot. Bransoletka Chloe. Więc musiała tutaj być. Tylko dlaczego nie wróciła do domu? Gdzie mogłaby pójść o tej godzinie? Zawsze mnie informowała o jej wyjściach. Chyba wiadomość o tym, że nie jestem jej wujkiem, aż tak bardzo jej nie odstraszyła ode mnie. Przecież to nierozsądne żeby uciekać w takiej chwili. Nawet nie wie jakie niebezpieczeństwo na nią czeka! Klnę pod nosem i kopię z całej siły piasek. Wkładam bransoletkę Chloe do kieszeni, wracając w stronę domu. Znajdę cię Chloe, choćbym musiał zrobić najgorsze.

***

- Wstawaj, dziwko! – warczy jeden z potężnych mężczyzn.

Już straciłam rachubę ilu ich tu było. A może był to ten sam facet? Mam już omamy. Nie jadałam cały dzień. Resztkami sił podnoszę się z obrzydliwego materaca i stoję przed nim. Wcale się nie boję. Przez sekundę mogę zauważyć zdziwioną minę mojego oprawcy, ale zaraz zmienia jej wyraz na twardszy. Zbliża się do mnie i popcyha na ścianę. 

- Zostaw mnie! – piszczę, starając się z całej siły uwolnić swoje ręce. Niestety, to nadal jest niemożliwe.

- Zamknij się, do cholery i przestań się stawiać, suko – mówi twardo przez co po moim kręgosłupie przechodzi dreszcz.

Zaczyna zdejmować ze mnie bluzkę. Zostaję w samym staniku. Krzyczę z całych sił, wiercę się i staram się go odepchnąć. Ale to tak jakbym próbowała przesunąć ścianę. W końcu nie wytrzymuję. Irytuję mnie jego postawa. Zamiast mnie straszyć ten dupek po prostu mnie irytuje. Kopię go mocno w jego krocze. Natychmiast zamiera, chwyta się za nie i zwija się z bólu. Uśmiecham się do siebie zwycięsko i szybko biegnę do drzwi. Staram się otworzyć je jedną dłonią, ale w tym samym momencie otwiera je ktoś z zewnątrz. Chłopak w moim wieku patrzy najpierw na mężczyznę, a potem na mnie i wybucha głośnym śmiechem. Chcę obok niego przemknąć. Oczywiście orientuje się co chcę zrobić i chwyta mnie w talii.

- Nie tak szybko, słonko – przez cały czas się uśmiecha. Wpycha mnie do pokoju i zamyka za sobą drzwi. Cholera jasna. 

***

Myślę przez ostatnie godziny gdzie Chloe mogła zniknąć. Obracam jej bransoletkę w dłoni, a przed oczami mimowolnie pojawia się obraz Kevina obejmującego ją. Widok jej śmiejącej się z kimś innym sprawia, że mam ochotę tej drugiej osobie mocno przywalić. Nie wiem dlaczego ten idiota nie chce trzymać swojego kutasa z dala takiej delikatnej osoby. W sumie Chloe nie jest aż taka łagodna w łóżku, ale... Kurwa, o czym ja myślę. Właśnie, Kevin. Muszę go jak najszybciej znaleźć, w końcu to z nim spędzała tutaj czas oprócz mnie.

Wsiadam do samochodu i kieruję się pod adres, który znalazł jeden z ludzi Marka. Kiedy dojeżdżam wysiadam z samochodu. Obchodzę dom najpierw dookoła i marszczę swoje brwi. Coś mi tu nie gra. Podchodzę do drzwi, lustrując przez kilka minut tabliczkę z napisem rodzina Brown. Pukam po zastanowieniu, a drzwi odbiera mi kobieta w średnim wieku.

- Tak? O co chodzi? – pyta, kładąc jedną dłoń na biodrze.
- Czy mieszka tutaj może chłopak o imieniu Kevin? – gryzę nerwowo dolną wargę. Błagam żeby to, co myślę nie okazało się pierdoloną prawdą.

- Przykro mi, ale tutaj nigdy ktoś taki nie mieszkał. Może pomyliłeś mieszkania, a teraz przepraszam za chwilę zbieram się do pracy – kobieta posyła mi serdeczny uśmiech i zamyka drzwi.

Pieprzony chuj. Mam ochotę dać upust swoim emocjom na środku drogi. Jednak opanowany wracam do domu. Biorę w dłoń telefon i powiadamiam od razu o wszystkim czego się dowiedziałem Marka. Cóż, nie muszę mówić, że to nie jest jest przyjemne. Drze się jeszcze bardziej niż w naszej poprzedniej rozmowie. Biorę do ust papierosa. Zaciągam się nim, od razu się relaksując. Kiedy będę taki spięty na pewno w niczym nie pomogę Chloe. 

illegal love » bieber ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant