Rozdział 7

1K 52 24
                                    

Draco

12 maja 1998r.

Czuł się już o wiele lepiej, jednak dalej był blady i osłabiony. Rana goiła się szybko, w czym niewątpliwie pomagały eliksiry. Smakowały okropnie, jednak w zażywaniu ich bez zbędnych sprzeciwów, pomagała troskliwość i czułość Hermiony, która biła z jej pięknych oczu i twarzy. Mimo wszystko stracił dużo krwi i musiało minąć trochę czasu, zanim się całkowicie zregeneruje. Czasem pozwolił sobie na ciche jęknięcie, które miało sugerować odczuwany ból, jego żona zawsze wtedy z niepokojem zaczynała wypytywać o jego samopoczucie.

– Dalej tak bardzo cię boli?

– To nic takiego – odpowiadał.

Na jej ustach wykwitał lekki uśmiech, nie był pewien czy to dlatego, że domyślała się powodów szarady, którą prowadził, czy dlatego, że uważała, że mówi tak, żeby nie wyjść na mięczaka. Jednak w momencie, kiedy zaczynała gładzić delikatnie jego ramiona, czuł taką błogość i rozluźnienie. Ze zdziwieniem stwierdzał, że mógłby cały miesiąc spędzić lecząc zranienia. Jeśli tylko jego żona miała być obok. Jeśli to ona miałaby się nim opiekować mógłby tak leżeć do końca życia. Choć wolałby, żeby była w tym łóżku razem z nim i najlepiej bez zbędnych warstw ubrań. Gdyby tylko ją poczuł, nagą i ciepłą, przy sobie, wyzdrowiałby w dwie minuty.

Za każdym razem zasypiał pod wpływem jej dotyku i śnił o wszystkim co pragnął z nią zrobić. O dziwo te sny przestały mieć tylko erotyczny wydźwięk. Owszem w większości wszystkie kończyły się bliskością, ale pojawiały się również wizje pięknych, brązowych, błyszczących szczęściem oczu, jej dźwięcznego, perlistego śmiechu, czy posyłanego w jego stronę radosnego uśmiechu. W tych snach ją całował, przytulał, w rozmowach dzielił się wszystkim, a ona go akceptowała, nawet ten bezdenny mrok jego okrutnej duszy.

Kiedy się budził, siedziała na fotelu ustawionym pod oknem i czytała. Wyglądało na to, że nawet na chwilę nie opuszczała sypialni, wiedząc, że może jej potrzebować. Jej widok zawsze wywoływał dziwne, przejmujące ciepło rozchodzące się w jego piersi. Docierało do niego, że chce tego wszystkiego o czym śnił, nie tylko seksu, ale jej obecności na co dzień. Patrzył na jej śliczną twarz i chciał jej całej. Na zawsze. Przy jego boku. Nie chciał jej zranić, nie mógł jej dać miłości, ale całym sobą pragnął otrzymać to od niej. Pierwszy raz w życiu chciał poczuć się kochanym. To było egoistyczne z jego strony, ale nie mógł powstrzymać tęsknoty za tym. Nie mógł też się powstrzymać przed dążeniem do spełnienia tej fantazji.

Tym razem jednak fotel był pusty, a jego ogarnęło rozgoryczenie. To było irracjonalne, mogła wyjść tylko na chwilę, ale nie podobało mu się to. Poczuł niechęć do samego siebie za tą słabość. Nie wiedział, kiedy zrobił się taki miękki i żądny uwagi jakiejkolwiek kobiety. Skrzywił się. Musiał natychmiast się ogarnąć. Nikt, nawet Hermiona, nie mógł odgadnąć rozterek, które zajmowały jego myśli.

Leżał tak, ubolewając nad doskwierającą mu chwilową samotnością. Po kilku minutach dotarło do niego ciche kliknięcie, zerknąwszy w stronę drzwi, zobaczył poruszającą się klamkę. Jego oczom ukazała się burza brązowych loków, kiedy jego żona wsunęła głowę między skrzydło, a ościeżnicę i zajrzała do sypialni.

– O! Już nie śpisz – stwierdziła oczywistość – Zabini przyszedł się z tobą zobaczyć – dodała.

– Wpuść go.

– Dobrze – odpowiedziała.

Skinęła głową i zniknęła. Niespodziewanie w jego żyłach zapłonęła irytacja. Żadnych czułości, żadnej troski, do których przywykł w ostatnich dniach. Krótka wymiana zdań – to wszystko co dla niego dzisiaj miała. Kiedy już myślał, że zrobili dwa kroki w przód, ona robiła dziesięć w tył.

MagicMafia || DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz