Rozdział XIX

738 44 6
                                    

,,Co?'' Czarnowłosy rzucił krótko, tak naprawdę niewiele myśląc. Ta reakcja była automatyczna, zupełnie jak odganianie niesfornego komara brzęczącego przy uchu. Widoczne było zakłopotanie na jego twarzy, lekko podrapał się po głowie, dalej nie wypowiadając ani jednego słowa. Staliśmy w milczeniu długi czas, jedynym źródłem jakiegokolwiek dźwięku był deszcz. O dziwo w tej chwili działał całkiem kojąco, oboje musieliśmy zebrać myśli, by później wypowiedzieć słowa. W życiu bywają dziwne momenty, przykładem jest ten przed chwilą, wypowiedziałam zaledwie dziewięć słów, a tak trudno jest znaleźć te, które będą odpowiednie mimo, że przecież istnieje ich tysiące. Przyznam, że powiedzenie na głos tej mrocznej tajemnicy, którą dusiłam w sobie przyniosło mi ulgę. Czułam się tak, jakbym zrzuciła z pleców wielki ciężar, który obarczał mnie coraz bardziej. Czy wiecie jakim uczuciem jest krycie w sobie takiego chaosu? Gdyby ściany potrafiły mówić, opowiedziałyby o tym, w jaki sposób zostały splamione pewnej zimnej nocy. Tak naprawdę zostały splamione już wtedy, kiedy towarzyszyły mi w te samotne doby, przejęły mój ból, moją bezradność, moje łzy i moją wściekłość. Rzeczom materialnym przekazujemy energię, która może być odczuwalna dla innych, jeśli kiedyś znajdą się w tym miejscu. Tam panuje ciemność, słychać cichy powiew wiatru, czy to szepty wypowiadane przez ściany? Żałosny płacz i krzyki błagające o to, by się uwolnić? Błądziłam wzrokiem po ciemnym tunelu, nie mogąc znaleźć jednego punktu, by go na nim zawiesić. Jake ciągle wydawał się nieobecny, w pewnych momentach otwierał usta, by za chwilę ponownie je zamknąć. Jego twarz napinała się podczas intensywnego myślenia, próbował znaleźć w sobie odwagę, by zadać pytanie, lecz sam nie wiedział, czy chce znać odpowiedź. Stał twarzą w twarz z morderczynią. Nie dziwiło mnie to zakłopotanie, zareagowałabym tak samo. Dwie najbliższe mu osoby, przyczyniły się do śmierci człowieka. Ba, osoby zginęły dokładnie z ich ręki. Jednak nie uciekał, nie odszedł. Jego uczucia były silne, czułam to z każdą chwilą. 

- Jak to się stało? - Usłyszałam po dłuższym czasie, jego wzrok wbity był we mnie, ale nie było w nim żalu, ponieważ wiedział, że nie zna historii. Zdawało się, że gdyby mógł prześwietliłby mi mózg w tej chwili i sam wydobył z niego potrzebne informacje. Nie błądził już w myślach analizując czy zada właściwe pytanie. Jego twarz zdradzała, że chciał odpowiedzi, najgorszej prawdy.

- Dobrze... Więc opowiem Ci, co tak naprawdę tam się wtedy stało. - Westchnęłam cicho wracając do bolesnych wspomnień, o których tak bardzo nie chciałam pamiętać. Bolały coraz bardziej z każdą chwilą. - Kevin przyszedł do mnie z bronią. Powiedział mi, że zginę za jej pośrednictwem jak członkowie jego rodziny. W tej chwili wiedziałam, że przeżyć może tylko jedno z nas. Jednak ciągle miałam nadzieję. - Przerwałam na chwilę ocierając gorzkie łzy, tak trudno było przyznać się przed sobą, że popełniłam zbrodnię. - Okłamałam go mówiąc, że chcę pożegnać się z rodzicami, jednak napisałam do Ciebie, miałam nadzieję, że wezwiesz policję, która będzie na czas i obędzie się bez ofiar, niestety, Kevin zrujnował moje plany. Zobaczył, że napisałam do Ciebie.

,,- TEGO CHCIAŁAŚ!? - Krzyczał wściekłe celując we mnie z broni. Zadrżałam lekko, wiedziałam, że w tym momencie muszę zebrać w sobie wszystkie siły.

- Kevin proszę Cię... - Powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie.

- Mogliśmy być szczęśliwi, mogłaś mieć wszystko! Zresztą, daje Ci ostatnią szansę. Kończysz z nim. - Z jego oczu płynęły łzy, ręce mu się trzęsły na tyle mocno, że nie mógł utrzymać broni w prostej linii. To był moment gorzkiego żalu i rozpaczy. Był niespełna rozumu, sam nie wiedział, czy chce mnie zabić, czy już teraz nie ma wyboru. 

Olivia: Zgadzam się. - Wymamrotałam cicho. Wolno podchodząc do chłopaka. - Jeśli teraz stawiasz mnie w takiej sytuacji, wrócę do Ciebie i nie powiem policji o tym, że mnie więziłeś, tylko nie szukaj go i nie rób mu krzywdy, zostaw także Cedrika w spokoju. Wyjedziemy gdzieś, gdzie nikt nas nie zna i rozpoczniemy nowe życie. - Mówiłam bardzo cicho, ledwo dało się zrozumieć słowa. Spowodowane było to wewnętrzną walką ze sobą, z jednej strony byłam naprawdę osłabiona, ostatnie siły zużyłam na to, by wypowiadać wszystkie słowa. Walczyłam o życie z szaleńcem, który w każdej chwili, był gotowy mnie zastrzelić. Czy miłość potrafi zrobić z ludzi potwory? Czy może uczucie bezsilności pochłonęło go na tyle mocno, że był gotów przekroczyć bramy piekła, byle tylko dojść do swojego celu? Ciągle podchodziłam wolnym krokiem do chłopaka. Nie wiedziałam, czy to dobra decyzja, bałam się. Jednak co mi pozostało? - Wygrałeś, jesteś mężczyzną mojego życia, jeszcze nikt tak o mnie nie zabiegał. - Słychać było nieszczery ton, mój głos drżał i co jakiś czas pojawiał się znaczny odstęp między słowami. Podeszłam do chłopaka, stałam teraz z bronią wymierzoną na wysokości mojej głowy, jego dłoń trzymającą pistolet odsunęłam w dół, po czym założyłam mu zimne dłonie na szyję, patrząc mu w oczy, czekałam na moment, w którym w jego oczach zobaczę dawną troskę by po chwili odepchnąć go całą siłą, która mi pozostała, broń wyleciała z jego dłoni, sunąc się kilka metrów dalej. Korzystając z chwili dezorientacji chłopaka, podbiegłam i chwyciłam za nią po czym oddaliłam się na bezpieczną odległość. Pistolet był odbezpieczony, wystarczyło tylko nacisnąć spust.

Duskwood/JesteśOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz