Prolog

156 23 10
                                    

— Opowiesz mi o dzisiejszym dniu, Nolan? — zapytała kobieta w ciasnym blond kucyku, która siedziała naprzeciw mnie na pniu drzewa. Wcześniej się przedstawiła, ale nie zdołałem zapamiętać jej imienia. Wiedziałem tylko, że rozmawia ze mną psycholog, siedziałem cały ubrudzony krwią, mimo opatrunku, tępo gapiąc się w swoje ubłocone buty, a w tle krzyczał mój ojciec, migotały światła wozów policyjnych i karetki, w której ratownicy próbowali zwrócić oddech mojej młodszej siostrze.

— Ja... — odezwałem się, ale nie byłem pewny co powiedzieć. Po prostu wyjaśnić, że byłem świadkiem makabrycznej śmierci? — To było zwykłe popołudnie, jak każde inne. — przełknąłem gulę śliny, ściskając swoje własne palce. Policjant obok kobiety zapisywał w notesie każde moje słowo i parzył na mnie nieprzyjemnym wzrokiem, więc nie zdołałem kontynuować.

— Wilson. — odchrząknęła. — Zostaw nas samych, proszę. — poleciła mu, co wykonał oczywiście niechętnie. — Jaka była pogoda? — spojrzała mi w oczy, bo ja podniosłem głowę i uśmiechnęła się pokrzepiająco.

— Świeciło słońce. — szepnąłem przez łzy. — Tina... moja siostra, młodsza siostra... — pociągnąłem nosem. — Bardzo chciała pójść nad rzekę, a mama... — ja sam traciłem oddech. — mama... jej uległa. — każda jedna łza, która wydobywała się na moje policzki, paliła mnie jak płomień.

— Mhm. — zanotowała i kiwnęła głową. — Dlaczego twoja siostra tak bardzo lubi chodzić nad rzekę?

— Ona kocha pikniki. — odpowiedziałem od razu. — Zawsze mówi, że rzeka jest stworzona po to, aby ludzie organizowali obok niej pikniki. Zabraliśmy ze sobą duży koc, koszyk pełen jedzenia i łakoci... To było zwykłe popołudnie. — rozryczałem się.

— Zabieramy ją do szpitala. — dobiegło do mnie z oddali.

— Nolan, jestem tutaj po to, aby ustalić, co przytrafiło się twojej mamie i siostrze, rozumiesz? — skinąłem głową. — Jesteś jedynym świadkiem tego zdarzenia. Na ten moment idzie ci bardzo dobrze. Nie musisz się spieszyć. — jej spokojny i łagodny głos pozwalał mi się trzymać przy zdrowych zmysłach.

— Rozmawialiśmy o wakacjach w przyszłym roku, że może pora zmienić miejsce. Przyjeżdżaliśmy do Ovando każdego Sierpnia. — wyjaśniłem. Trzęsły mi się ręce.

— Czy twój tata był z wami?

Dlaczego tatuś znowu nas zostawił, mamo?

— Nie. — odpowiedziałem stanowczo. — Nigdy nie jeździł tutaj z nami. A gdyby tam był może... może... — złapałem się za głowę, próbując uspokoić emocje.

— Rozumiem. — rozumiała, że mój ojciec wybierał coś innego, zamiast swojej rodziny. — I co ustaliliście?

— Nic, bo...

Patrzcie! — rozbrzmiało mi w głowie. Tina wtedy pokazała nam palcem małego niedźwiedzia.

— Bo moja siostra zauważyła młodego niedźwiedzia bardzo blisko nas. — koncentrowałem się jak mogłem na tym, aby przekazać jej istotne informacje. Nie byłem głupi, tylko wiek zmuszał mnie do przesłuchania w obecności psychologa. Bóg jeden wie, ile jeszcze razy będę musiał to powtarzać, aż w końcu przestanie to być tragicznym wydarzeniem, a tylko historią opowiadaną dzień w dzień. Dla mediów, dla pożywki, dla reputacji firmy ojca.

— Jak zareagowaliście na jego obecność?

— Mama od razu zaczęła pakować rzeczy i kazała nam zostać w miejscu i się nie ruszać, ani nie hałasować. To logiczne, bo skoro był tam młody, musiała być też jego... — ukryłem twarz w dłoniach.

Pilnuj Tiny, pójdę sprawdzić, czy możemy bezpiecznie wracać.

— Udało wam się wyjść z lasu?

— N-nie. Tina.. ona.. w pewnym momencie pobiegła do tego zwierzęcia, a ja nie zdążyłem zareagować. Dogoniłem ją w połowie drogi do niego, bo... — oddychałem bardzo niespokojnie. — jestem... trenuję lekkoatletykę, głównie biegam na długie dystanse. — skończyłem.

— Co stało się później? — próbowała ponownie nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale uciekałem.

— Usłyszeliśmy ryk. Kiedy odwróciłem się w bok... zobaczyłem, że biegnie na nas dorosła niedźwiedzica. Pewnie... pewnie myślała, że chcemy skrzywdzić jej dziecko... — rozłożyłem ręce w geście bezradności.

— Skończyliście? — zapytał nerwowo mój ojciec.

— Proszę nie przerywać, panie White. Poinformuję, kiedy skończymy. — odprawiła go najmilej, jak mogła. — Kontynuujmy. — zachęciła mnie.

— Sparaliżował mnie strach. Nie mogłem się ruszyć, nie mogłem nic zrobić, a później... — wybuchnąłem płaczem ponownie. — Później mama stanęła za nami, nie wiem, skąd się tam wzięła. — potrząsnąłem głową. — Niedźwiedź zdążył jednak do nas dotrzeć i rzucił się na nas z pazurami, ale nie dosięgnął wystarczająco i... Tina dostała, a mama schowała ją za siebie, przez co...

Zabierz ją stąd, Nolan!

— Zwierzę stanęło na dwóch łapach i było tak potężne, że kiedy opadło na moją mamę... — przyłożyłem dłoń do ust, prawie dusząc się płaczem. — Widziałem tylko jak leży pod nim, z rozerwanym brzuchem... — zacząłem się kiwać w przód i w tył.

Biegnij.

— Nie wiedziałem, co mam zrobić... wziąłem ranną Tinę na swoje plecy, na barana...

Biegnij, Nolan. Biegnij! — dudniło mi w głowie. To były ostatnie słowa mojej matki.

— Ty też zostałeś poszkodowany?

— Tak i przez to... biegłem dużo wolniej, niż normalnie, a gdybym... gdybym biegł szybciej... Tina nie straciłaby tyle krwi, ja... — nie byłem zdolny mówić dalej. Każda scena pojawiała się przed moimi oczami po kolei, wywołując we mnie tylko silniejsze poczucie winy, silniejszy ból i wstrząs. Nie docierał do mnie fakt, że moja mama nie żyła.

— W porządku. Tyle mi wystarczy, Nolanie. — położyła dłoń na moim ramieniu. — Przynajmniej na ten moment.

— Nie widzi pani w jakim stanie jest mój syn?! Musi go pani tak męczyć?! Nie domyśla się pani, co przeżywa?! Co pani sobie wyobraża?! — tata zaczął się awanturować. Kobieta wstała i stanęła przed nim.

— Proszę na mnie nie krzyczeć. Stresuje pan dodatkowo Nolana. Radziłabym się zastanowić, czy pańska nieobecność podczas tego przykrego wydarzenia nie zmieniłaby biegu historii. Pański syn potrzebuje teraz wsparcia, nie krzyków.

Zamarł, ale w życiu nie przyznałby jej racji.

— Wstawaj, Nolan. Jedziemy do szpitala, do Tiny. — rozkazał mi. — Nie słyszałeś? — nachylił się do mnie, a kiedy zdołałem spojrzeć mu w oczy, czułem tylko nienawiść. Nienawiść, którą gotów byłem pielęgnować przez kolejne miesiące, a nawet lata.

Nienawiść, która wzrosła, kiedy po dojechaniu na miejsce dowiedziałem się, że prócz matki, straciłem tego dnia także siostrę. 

Serca pokryte bliznamiWhere stories live. Discover now