Rozdział XXVIII [KONIEC]

57 15 31
                                    

„Książka to podróż, a zakończenie jest tylko jej częścią.”

~ L.A Fiore, Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton






Starłem łzę, która skapnęła na jedną z fotografii.

Był dzień wielkiego biegu, a ja dopiero zdołałem przejrzeć album podarowany mi przez Thomasa. Było w nim tak wiele chwil, których nie miałem prawa pamiętać, a ich wartość przekraczała wszystko, co mogłem sobie wyobrazić.

Kiedyś się kochali. Moi rodzice kiedyś się kochali, gdy byłem malutki. Było to widać w ich spojrzeniu, naturalnej mowie ciała. Uśmiechnąłem się wiedząc, że wcale nie było to tak do końca małżeństwo z rozsądku.

Może nie nie należałem do romantyków, ale świadomość, że między nimi było prawdziwe uczucie, podbudowywała mnie. Tak było mi łatwiej przebaczyć mojej mamie. Żałowałem tylko, że nie mogę się tym podzielić z Tiną.

Do pewnego czasu nałogowo gdybałem. Gdyby tu była, gdyby nie umarła, gdyby... ale niedawno zrozumiałem, że gdybanie nic nie da i tylko trzyma mnie w miejscu. Prawda o naszej rodzinie pozwoliła mi się pożegnać z mamą i siostrą.

To nie tak, że chciałem o nich zapomnieć, bo nie o to chodziło w przeżywaniu żałoby. Chciałem nauczyć się żyć z faktem, że ich nie ma tutaj, ze mną i nie potrafiłem tego zrobić, dopóki wszystkie kłamstwa nie wyszły na jaw.

Niesamowite, jaka ulga mnie oblewała od kilku dni.

— TY JESZCZE NIE UMAZANY?! — podniosłem głowę i spojrzałem na Theodore'a. Jego policzki zdobiły zielone kreski, a szyję szalik w tym samym kolorze. W prawej dłoni trzymał naszą flagę, a jego wzrok wyrażał zdumienie.

— Spokojnie — podniosłem się z łóżka i odłożyłem album. — Coś ty taki narwany?

— Nolan, nie żartuj sobie — zamrugał kilkukrotnie. — Hannah zaraz startuje, a ty nie jesteś przygotowany na kibicowanie w najważniejszej konkurencji obozu! RUSZ SIĘ, WHITE! — zawołał, wychodząc z domku. Pokręciłem głową rozbawiony i wybiegłem za nim.

Cała masa Zielonych zmierzała już na start w barwach drużyny. Żółci i Niebiescy również, a dzięki mojemu wzrostowi zauważyłem przed nami Mię. Od razu się do niej przepchałem i do niej pochyliłem, a ona dobrze wiedziała, co ma zrobić. Szybkimi ruchami nabazgrała na mojej twarzy zielone kreski i wymieniliśmy szerokie uśmiechy.

— Dajesz, Hannah! — wołała Rachel, biegnąc z flagami. — Pospieszcie się! — odwróciła się do nas.

— Cała się trzęsę — dołączyła do nas Leah. — Zależy mi, żebyśmy wygrali, ale biegnie Brett. Nie mamy szans.

— Czyli Niebiescy znów na piedestale... — jęknął Theo. — Nolan, co to za buty?

Spojrzałem na swoje stopy i mrugnąłem do niego, na co zrobił wielkie oczy.

— Nie — szepnęła Mia. — Nie mówisz poważnie?

— Nolan! — Leah pacnęła mnie w ramię. — Żartujesz?

— Ani trochę — jednym ruchem pozbyłem się bluzy, która tylko by mi wadziła i po dotarciu do startu, poklepałem Hannah w plecy. — Dzisiaj nie pobiegniesz.

— O czym ty... — spojrzała na mnie. — O MÓJ BOŻE, NOLAN BIEGNIE! — krzyknęła na całe gardło, a Zieloni zamarali z niedowierzaniem.

Sam byłem zaskoczony swoją zmianą zdania, ale coś mi mówiło, że powinienem to zrobić.

— NOLAN BIEGNIE!!! — powtórzył ktoś.

Thomas uśmiechnął się do mnie w taki sposób, że mógłby roztopić nawet najbardziej zlodowacone serca. Mia płakała ze szczęścia, Theo nie mógł uwierzyć. Rachel rzuciła mi się na szyję na krótki moment, a później usłyszałem śmiech Bretta.

Serca pokryte bliznamiWhere stories live. Discover now