Rozdział II

127 21 21
                                    

„Piękno biegu z przeszkodami polega na tym, że obnaża on twoje słabe strony."

Joe De Sena, Spartan Up! Bądź jak Spartanin










Sznurowałem właśnie buta, kiedy Theodor obudził się z wielkim krzykiem. Aż mnie to przeraziło.

— Wszystko w porządku? — zapytałem niepewnie. On spojrzał na mnie wielkimi oczami, przetarł je i założył okulary.

— To było okropne. — położył dłoń na klatce piersiowej. — Śniło mi się, że jestem wśród osób, które ciągle mówią, że prędkość światła nie jest stała. — był przerażony. — Rozumiesz jak krwawiło mi serce od tych herezji? Co za koszmar! Prędkość światła Z A W S Z E jest stała! — wykrzyczał, a ja analizowałem, co się właściwie wydarzyło. — Chwila, ty już nie śpisz? — spojrzał na zegarek na lewej ręce. — Dzwonki będą biły dopiero za dwadzieścia minut.

— Kości mnie bolą od leżenia, a wcześnie się budzę. — była siódma czterdzieści.

— W takim razie jutro mnie obudź, a nie siedzisz sam, jak cymbał. — skarcił mnie. — Dzisiaj gofry na śniadanie, masz szczęście. — westchnął i rozciągnął się, wygramolił z kołdry i wstał, a potem zaczął ubierać.

— A co jest nie tak z jedzeniem? — zaśmiałem się.

— Powiedzmy, że Marry słabo sobie radzi z gotowaniem od trzech lat. Na szczęście pomagają jej dziewczyny z żółtych i nasze. — dodał.

— Który raz już tutaj jesteś? — zdziwiłem się.

— Piąty. — odparł z entuzjazmem. — Uwielbiam to miejsce. Thomas stworzył obóz dla poszkodowanych dusz. Czas tutaj sprawia, że się zapomina. — wpatrywał się w okno. — O wszystkim, o czym trzeba pamiętać przed i po wakacjach. Nie żałuję żadnej chwili, którą tutaj spędziłem. No, irytuje mnie tylko Brett, ale zawsze musi się znaleźć jakiś wrzód na dupie. — skrzywił się, a ja roześmiałem. Odczekaliśmy chwilę i postanowiliśmy wyjść. Pech chciał, że ktoś siarczyście dostał ode mnie drzwiami. Aż zadudniło i normalnie by mnie to bawiło, ale uderzyłem dziewczynę i to w dodatku tak, że upadła.

— Przepraszam cię bardzo. — podałem jej dłoń. Wstała z moją pomocą, masując miejsce na czole i zaczęła się śmiać.

— Auć. To musiało być bolesne doświadczenie. — skomentował Theodore. — Następnym razem się tak nie skradaj, to może przeżyjesz.

— Dzięki za troskę, Theo. — przerzuciła wzrok na mnie. Miała brązowe oczy, jak czekolada. — Przyszłam powitać nowego członka obozu, swoją drogą piątego w tym sezonie. — powiedziała z dumą. — Leah.

— Nolan. — podwinąłem rękawy bluzy. Musiałem wyglądać komicznie w niej, bo wszyscy mieli na sobie koszulki, sukienki i tak dalej. Tego dnia ubrałem także dresy, żeby nikt inny nie rozpracował mnie tak, jak Theodore.

— Woah, jesteś... — urwała, jakby zapomniała słów. — Inny. — rozłożyła ręce. — Nieważne, idę do pozostałej czwórki. — wskazała za siebie kciukiem, a ja oglądałem, jak odchodzi, a jej blond włosy falują. Rzuciłem swojemu współlokatorowi pytające spojrzenie, kiedy byliśmy w drodze do jadalni.

— Miała na myśli to, że dawno nie było u nas kogoś, kto aparycją dorównywałby Brettowi. — pokręciłem głową z niedowierzania. — Słaby początek znajomości, ale zawsze jest co opowiadać na starość. Wnuków wam nie wróżę, jest dziewczyną Bretta.

— Spokojnie. Nie przyjechałem tutaj łamać, zabierać, kraść i szukać serc. — zapewniłem go.

— A po co tu jesteś? — zapytał zaciekawiony.

Serca pokryte bliznamiWhere stories live. Discover now