Rozdział 3

125 22 4
                                    

Dzień II

Domek na drzewie był osadzony na świerkach, sypał się nieco w kluczowych miejscach takich jak drabinka i dach, do tego składał się z jednego maleńkiego pomieszczenia, ale jednocześnie bezsprzecznie był domkiem na drzewie.

- Po co nam w ogóle sen? - zapytałam. Nie czułam zmęczenia ani przed zaśnięciem, ani po obudzeniu.

- Ja nawet po śmierci lubię spać. Za życia było to jedno z moich ulubionych zajęć. Czemu więc teraz, kiedy nikt mi niczego nie zabroni, mam nie przespać się parę godzin?

- Hm. Ja też lubię spać.

- No widzisz?

Po drodze zajrzeliśmy do szkoły. Młody znowu miał wf. Znowu biegali. Pewnie poprawiali wczorajsze wyniki. Mój braciszek nie poprawił na pewno swojego, ale i tak był pierwszy. Tym razem nie płakał. Miał zaciętą minę i nie odzywał się do nikogo.

- To minie - usłyszałam za uchem. - To tylko kwestia czasu. Jeśli chcesz... jeśli bardzo tego pragniesz... możesz go skrócić.

-- Nie - powiedziałam stanowczo. - To kwestia zasad.

- Jakich zasad? - zdziwił się.

- Moich. Byłabym wściekła, gdyby ktoś właził z buciorami w moje życie i uczucia, gdyby na siłę próbował za mnie uporać się z moimi problemami. Co z tego, że nigdy by się nie dowiedział?

Dzwonek obwieścił koniec lekcji i boisko opustoszało na parę chwil.


Dziś bawiliśmy się u fryzjera. Skracaliśmy i wydłużaliśmy włosy według potrzeby. To naprawdę świetne ćwiczenie na precyzję i koncentrację. Oprócz skracania trzeba uważać na kształt fryzury. Raz, prawie na samym początku, nieco przesadziłam. No i fryzjerce nieźle się oberwało. Musieliśmy zmienić lokal, bo w tym zrobiło się nieprzyjemnie.

Wyćwiczyłam się w niewerbalnym skracaniu jeszcze przed zamknięciem zakładów. Długi był zachwycony. Stwierdził, że robię ogromne postępy i że w zasadzie to osiągnęłam już ostatni level[1].

- Czy to oznacza game over[2]? - zażartowałam.

- Nie, to oznacza neverending free game[3].

Tej nocy spaliśmy pod mostem. Towarzyszył nam przemoczony jegomość o nieprzyjemnym zapachu. Nie miał przy sobie nic, czego wydłużenie lub skrócenie mogłoby mu pomóc. Noc była bardzo zimna, ale on zimna nie czuł. Tak jak nie czuła go sterta szklanych butelek zagracająca przeciwległą ścianę. Nad ranem już nie żył. A deszcz padał dalej.

Dzień III

Padało, padało i padało. Zbliżał się koniec wakacji. To nic. I tak zamierzaliśmy je wydłużyć. Tylko chcieliśmy poczekać do ostatniego dnia. Żeby niespodzianka miała większą moc, musieliśmy odłożyć naszą akcję o dwa dni.

Mimo ulewnego deszczu Młody biegał. Już nie na wfie. Przecież nie było jeszcze roku szkolnego. Wybrał się na pobliski stadion i tam w strugach wody lejących się z zasnutego ciężkimi chmurami nieba, przemierzał w równym tempie okrążenia. Jedno, drugie, trzecie. Robił tak niemal codziennie od dwóch miesięcy. Nie przeszkadzała mu ulewa, upał, dziwne spojrzenia kolegów. Powstrzymać go mogła tylko prośba mamy.

Deszcz mnie przygnębiał, więc postanowiliśmy zrobić coś dobrego dla ludzkości. Do południa wyspecjalizowałam się w skracaniu kolejek do sklepowych kas. Po dwunastej przenieśliśmy się do przychodni w jakimś dużym mieście i tam skracałam kolejki do specjalistów i przeszczepów. Poważniejsze zadanie i subtelne żarty i kpinki ze strony Długiego sprawiły, że wrócił mi dobry nastrój.

Gość od Wydłużania + inne historieWhere stories live. Discover now