7: Skrzydlata śmierć

280 40 14
                                    

Remus miał parszywy humor, więc nawet jak dotarł na trybuny, to usiadł w samym kącie i dyskretnie położył na kolanach książkę, tak by nikt jej nie zauważył.
Pomachał przyjaciołom gdy pojawili się na boisku i wznieśli w powietrze, sam jednak nie miał ochoty poświęcać im zbyt dużo uwagi. Był zły, że Syriusz umówił się z Meadowes, oraz o to, że nawet mu nie powiedział.

Wszystko się sprawdzało, każde jego obawy stawały się prawdą, nagle jego przyjaciel nie ma nawet czasu mówić mu o tak ważnych rzeczach...
Wzdrygnął się i przewrócił gwałtownie stronę w swojej książce. Uwielbiał ostatnio odrywać się od rzeczywistości wyobrażać całkiem inny, alternatywny świat, gdzie ludzie mieli inne problemy niż on.
Chodził z tą książką wszędzie, otwierał gdy tylko potrzebował zapomnieć o wszystkim dookoła i naprawdę działało. Oczywiście dopóki nitki z jego przyjaciół nie zauważył i nie zaczął mu przeszkadzać.

- Nie wierzę, że tego nie widziałeś!- Syriusz rozłożył ręce zawiedziony i jęknął głośno.- Wleciała prosto w obręcz!

- Wybacz- mruknął Remus.- Musiałem odwrócić wzrok.

- Jasne.

Syriusz jednak nie odpuścił i gdy po raz kolejny dostrzegł, że jego przyjaciel wciąż zerka na własne kolana, podleciał na trybuny i ostrożnie zeskoczył z miotły lądując na ławkach. Przeskoczył zwinnie kilka z nich i dotarł do Remusa. Od razu zauważył książkę w jego dłoniach. Westchnął cicho i zaśmiał się, a potem spojrzał na niego pytająco.

- Chciałem tylko dokończyć rozdział.

- Bardzo zabawne- wyrwał mu książkę i włożył sobie za pas, a potem przywołał miotłę i wsiadł na nią w ułamku sekundy.

Kiedy Remus myślał już, że zostanie na trybunach bez jedynej rzeczy, która pomagała mu oderwać się od rzeczywistości, Syriusz zawrócił lecąc wprost na niego. Złapał Remusa za ramię i wciągnął na własną miotłę. Lupin nie był fanem latania. Dlatego kurczowo trzymał się pleców przyjaciela, nie otwierał też oczu, by nie spojrzeć przypadkiem w dół, a jedyne do czego był zdolny to ciche protesty.

- Łapa, spadniemy!

- Nie dramatyzuj.

- Ja nie widzę ziemi!

- Bo masz zamknięte oczy- zwolnił nieco i nagle Remus przestał trząść się na boki.- Otwórz je, to coś zobaczysz.

Nie chciał tego robić, ani mu ufać, ale wierzył, że Syriusz nigdy by go nie skrzywdził. Dlatego najpierw uchylił jedną powiekę, by dostrzec jak wzbijają się ponad chmury, tam gdzie światło słoneczne jeszcze dosięgało. Uspokoił się i otworzył szeroko oczy, a potem wyprostował I przestał w końcu ściskać kurczowo pleców przyakciela. Nie pamiętał kiedy ostatni raz tak robił, ani czy kiedykolwiek tak robił. Rozejrzał się wokoło łapiąc wzrokiem kolorowy krajobraz.

Słońce co prawda chowało się już za horyzontem, ale ostatnie jego promienie prześlizgiwały się przez puszyste chmury, zostawiając na nich cudowne, ciepłe kolory. Od fioletowego, po pomarańcze i czerwienie. Przesmykiwały się po obłokach i padały Remusowi na twarz, na policzki i drażniło w nos. Uśmiechnął się wesoło czując w sercu radość nieznanego pochodzenia, po prostu się pojawiła i przepełniła go niemal w całości.

Gdy powoli lecieli pomiędzy chmurkowymi korytarzami, wyciągnął delikatnie dłoń i poczuł jak kłęby pary przepływają mu między palcami. Poczuł się jak dziecko, jakby wróciło do niego nieistniejące wspomnienie, naprawdę niesamowite uczucie. Chciał zamknąć je w sercu na klucz i nigdy nie wypuszczać, chciał wracać do niego w każdy gorszy dzień.

Tamtego dnia poczuł, że zrzucił na chwilę z ramion wszystkie ciążące mu kamienie.

- Ładne, co?

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz