29: Pod piramidami

129 19 8
                                    

- Zauważyłaś, że Remus ostatnio jest jakiś... weselszy?

Lily uniosła delikatnie kąciki ust, kiedy jej wzrok powędrował do roześmianych oczu swojego przyjaciela.

- Jest? Może...- Marlene McKinnon uniosła lekko brwi, a potem znów spojrzała na własne sznurowadła.

- Zdecydowanie. Kiedy ostatnio z nim rozmawiałam miałam wrażenie, że... hm. A teraz tak po prostu jest lepiej.

- Remus ma swoje humory- dodała od niechcenia.- Nic dziwnego, że jest trochę dziwny. Ale to ty go znasz lepiej, pogadaj z nim.

- Marls!- Szturchnęła ją w ramię.- Pytam cię bo ty nie zwracasz na to takiej uwagi. Może ja doszukuję się czegoś na siłę.

- Może- mruknęła.

Siedziały jedząc śniadanie przy wielkim stole, tak samo jak James i Peter, Remus z Syriuszem za to usiedli nieco dalej. Szeptali o czymś między sobą, śmiali się i wyglądali zupełnie jak zawsze. Lily jednak była obserwatorką i widziała znacznie więcej niż wszyscy.

Marlene się domyślała.

Nie wszystkiego oczywiście, ale na pewno czuła, że coś wydarzyło się tamtej nocy w ich dormitorium. Zmarszczyła nos i zerknęła na ich dłonie. Leżały luźno na stole, ale za każdym razem gdy Remus zaczynał o czymś mówić, palce Syriusza delikatnie się z nią stykały. Remus wtedy trochę się peszył, a nawet rozglądał dookoła. Wtedy odwracała wzrok, by nie spojrzeć mu prosto w oczy.

To nie tak, że Black się jej podobał, w końcu w jakiś pokrętny sposób, poprzez Lily i Jamesa się przyjaźnili, ale był naprawdę przystojny. Podobał się wszystkim dziewczynom, a poza tym samo odrzucenie wydawało się nieco... przykre. Cały tamten wieczór wyglądał jakby tego chciał, a potem pozbył się jej w kilka sekund.

Remus płakał.

I od tamtej nocy nagle przestał się smucić.

Dziwne i nawet Evans to w końcu zauważyła. Mimo to Marlene postanowiła nie mówić absolutnie nic o tym co się wtedy stało, przynajmniej na razie. Nie chciała ich krzywdy, chciała tylko wiedzieć dlaczego Black nie odezwał się do niej od tamtej nocy ani razu.

I dlaczego ją wtedy wyrzucił.

Znów popatrzyła na przyjaciółkę, która teraz mieszała jajecznicę widelcem.

- A ty i James?

Drgnęła lekko widocznie i uniosła na nią wzrok.

- Hm?

- Wszystko w porządku?

- Oh, tak- machnęła widelcem w powietrzu.- Jest okej. Póki co to nie o niego się martwię.

Marlene odłożyła sztućce z cichym stukiem na stół i założyła ręce na piersi.

- Lily Evans- podniosła swój ton o jeden wyżej.- Czy ty martwisz się o Lupina bo... w końcu więcej się uśmiecha?

- Tak- wywrocila oczami.- To znaczy nie, nie w ten sposób. Po prostu boję się o niego. To mój przyjaciel.

- Powiedziałby ci, gdyby coś się stało- dodała tym samym urywając rozmowę.

Ale Lily wiedziała, że wcale by nie powiedział.

Marlene miała jedną złą cechę i była nią wścibskość. Jej dobre zamiary, nieważne jak nieszkodliwe, zawsze odsycane były odrobiną ciekawości. Dlatego po śniadaniu poszła za Blackiem, może po to by zobaczyć gdzie go doprowadzi, a może by w końcu z nim sam na sam porozmawiać, w końcu to byłoby zdrowe rozwiązanie.

Szczury w Murach ¤ WolfstarDonde viven las historias. Descúbrelo ahora