Rozdział XXXIX

410 66 16
                                    

Nowy Jork, NY.

USA

- Cześć- Rzuciłam na przywitanie. Zameldowałam się w pracy pięć minut przed czasem. Z hostelu miałam bardzo blisko.

- Cześć- Odpowiedział Ryan. Patrzył na mnie badawczo- Doris...

- Jaki mamy plan dnia?- Postanowiłam przerwać zanim zaczął rozmowę. Spodziewałam się, że chciał wiedzieć, co wydarzyło się poprzedniego dnia- Mamy jakichś klientów?

- Za chwilę przychodzi klientka, szuka domu do wynajęcia. Na jedenastą trzydzieści powinien być chętny na kupno apartamentu na Queens, a po lunchu mężczyzna szukający mieszkania do kupienia. Przeprowadził się z innego miasta.

- Jasne. Przygotuję na szybko oferty tych domów, a później mieszkań do kupienia- Włączyłam szybko komputer- Znasz jakieś preferencje tego klienta?

- Szuka mieszkania z trzema pokojami, dużą łazienką i balkonem. Niedaleko  E 5th Street- Wyjaśniał Carter. Wrzuciłam do wyszukiwarki nazwę ulicy. Była także, na Manhattanie. Na tej ulicy znajdowała się Komenda główna nowojorskiej policji...  Od razu wróciłam wspomnieniami do Charlotte i Tonego... 

- Z tego co pamiętam, to mamy jakieś mieszkanie na Cooper Street, przygotuję ofertę. 

- Dorota, wiesz, że...- Na szczęście pojawiła się klientka i wybawiła mnie z trudnej rozmowy.

- Dzień dobry- Przywitała się kobieta. Ryan powitał ją, sadzając na krześle przy biurku. 

- Dzień dobry- Wstałam z krzesełka- Życzy sobie Pani coś do picia?

               Tak zaczynała się procedura obsługi klienta. Potem prezentacja ofert i wyjazd na nieruchomość. Tamtego dnia, to ja miałam jechać na pokaz nieruchomości, a Ryan miał zostać w oczekiwaniu na późniejszego klienta. Sprzedaż dużego apartamentu była ważniejsza, niż wynajem. 

               Powrót do biura przeciągnął się do południa. Klientka, z którą byłam na prezentacji mieszkań wykończyła mnie. Dużym minusem w mojej pracy byli niezdecydowani klienci, a tamta kobieta sprawiła, że miałam dość. 

              Biuro było zamknięte, bo Ryan wyjechał do Queens. Weszłam do środka, opadając na krzesło. Przez cały dzień nie miałam czasu, żeby myśleć o swoich obawach. 

             Po lunchu wrócił Carter. Widać było, że transakcja sprzedaży powiodła się. Był zadowolony, a z jego twarzy nie schodził uśmiech.

- Lubię takich klientów- Powiedział po wejściu do biura.

- Nie rozmawiajmy o tym- Potrząsnęłam głową- Moja klientka była koszmarna. 

- Czułem, że taka jest.

- Zrobiłeś to specjalnie?

- Nie. Po prostu pracuję kilka dobrych lat w branży i potrafię rozróżnić klientów- Carter znał się na swojej pracy- Przygotowałaś oferty dla klienta, który szuka mieszkania?

- Mam kilka, ale spodziewam się, że to na Cooper Street będzie najlepsze- wskazałam na wydrukowane kartki- Zostawić je czy mam być obecna na tym spotkaniu?

- Zostań. Pomożesz mi.

- Jas...- Nie dokończyłam mówić, słowa uwięzły mi w gardle, a kolana ugięły się. Popatrzyłam  na drzwi wejściowe do lokalu. Byłam przekonana, że mam jakieś omamy i nie mogłam widzieć tego, co zobaczyłam...

               Ostatnią osobą, jaką spodziewałam się zobaczyć w biurze był Tony Vicario, a w tamtej chwili stał w lokalu. Czułam uścisk na gardle. Tony patrzył na mnie, nie opuszczając wzroku. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. 

Gra pozorówWhere stories live. Discover now