Rozdział 4

860 44 8
                                    

VIVIAN

- Nie jestem jedną z tych kobiet, które mógłbyś zastraszyć.

- Boisz się. - informuje. - Próbujesz grać silną, ale tak naprawdę, czekasz tylko, kiedy przejdę do sedna sprawy i powiem Ci, czego od ciebie oczekuje, prawda?

Ten facet... Cholera.

Zna mnie raptem dwa dni, wie o jakichś błahych szczegółach, które opowiedział mu William, a czyta ze mnie, jak z otwartej księgi.

To nie powinno się zdarzyć. Nigdy.

- Nie znasz mnie. - stwierdzam szczerze. - I skoro jesteś aż tak mądry, to powinieneś wiedzieć, że to, co naopowiadał Ci William jest wyssane z palca. - udaję mało wzruszoną, jego poprzednimi słowami. - Czego ty właściwie ode mnie chcesz, co?

- Prawdopodobnie tego samego co ty, Vivian.

Uśmiecha się, ukazując mi szereg białych zębów.

Nie bardzo rozumiem... Jeszcze kilka chwil temu nazwał mnie szmatą, a teraz niespodziewanie proponuję numerek?

- Nie jestem...

Przykłada mi palec do ust, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego, a ja siedzę nieruchomo i patrze mu prosto w oczy, ciężko przy tym oddychając.

- Nie sypiam z kobietami swoich klientów. - zabiera palec, nie spuszczając ze mnie wzroku. - A poza tym złamałbym Ci serduszko, skarbie.

Złamałby mi serce? No błagam... Przecież ja nawet nie mam serca.

Co za bezczelny facet...

Piorunuję go oburzonym spojrzeniem, z którego chyba i tak nic sobie nie robi. Nie potrafię odczytać czy w tym momencie jest na mnie wściekły, czy może rozbawiony moim zachowaniem. Ale jeszcze kilkanaście minut temu, kiedy wszedł tutaj jak do siebie, co ja mówię, przecież to jego pieprzony lokal, był na mnie wkurwiony.

Zostawiam to, co powiedział mimo uszu, nie chcąc dalej brnąć w tę dziwną rozmowę, która jedynie powoduje, że bardziej się wścieka.

A to jak na razie nie działa na moją korzyść.

- Więc czego ode mnie oczekujesz? - pytam.

Christian obrzuca mnie leniwym spojrzeniem.

- Myślę, że nadajesz się do czegoś więcej, niż rozkładanie nóg. - mówi bez żadnych emocji. - Możliwe, że chciałbym wykorzystać twoje inne umiejętności.

Nie spuszcza ze mnie wzroku, tak jakby nad czymś usilnie myślał.

A ja już wiem, że z jego strony to nie była żadna prośba. To był pieprzony rozkaz, który jego zdaniem powinnam spełnić.

Nigdy nie byłam dobra w spełnianiu rozkazów innych...

Ale nigdy też nikt nie groził mi bronią i posłaniem do piachu.

- Myślisz, że się na to zgodzę? - prycham.

- Nie pytałem cię o zdanie. - obwieszcza śmiało. - Zresztą chyba nie jesteś aż tak głupia, żeby mi odmówić, prawda? Chcesz, żeby za chwilę William Watts dowiedział się, że znalazłem jego ukochaną, która zabrała mu wszystkie pieniądze, używała fałszywych danych i manipulowała na każdym kroku? Myślisz, że będzie zadowolony, z tego, że kobieta, prawdopodobnie jedyna, którą kiedykolwiek kochał rozkłada nogi przed każdym naiwniakiem?

Przełykam gardłowo ślinę.

Stosuje na mnie jebany szantaż.

Sadząc po jego postawie, gestach i słowach, to nie pierwszy raz w jego życiu. Jest na to zbyt dobry, nawet  lepszy ode mnie, żeby mogła jakkolwiek teraz zareagować.

Od kilku lat uczyłam się panowania nad emocjami, dobierania odpowiednich słów i gestów, do człowieka, ale nigdy nie trafiłam na kogoś tak odważnego, osobliwego i nad wyraz przemądrzałego.

Mało tego kogoś tak cholernie podniecającego.

Opanuj się Vivian.

Ten facet grozi ci jebaną giwerą, więc nie może Ci się robić mokro w majtkach na sam jego widok.

- Co masz na myśli mówiąc ,,inne umiejętności" ? - pytam po chwili wahania.

- Jesteś naprawdę sprytna, Vivian. - stwierdza. - Ale chyba zbyt głupia, żeby zrozumieć z jakim człowiekiem zadarłaś. Myślisz, że William Watts przyjmie cię z powrotem pod swój dach i wszystko będzie okay? Nie, skarbie, on zwyczajnie cię zabije, bez mrugnięcia okiem.

Hola, hola.

- To ty grozisz mi giwerą i każesz wykonywać jakieś pierdolone rozkazy! - syczę mu prosto w twarz. - Więc słowa, które padają z twoich ust, są nic niewarte popieprzony hipokryto!

- Wyjaśnijmy sobie jedno. - mówi nad wyraz spokojnie. - Nie prowadzę z tobą żadnych negocjacji, Vivian. Ja tylko informuje cię co nastąpi, jeśli chociażby usłyszę, że zrobiłaś coś wbrew mojej woli. - stuka palcem o blat, nie spuszczając ze mnie wzroku. - A i jeszcze jedno. Nigdy więcej nie waż się mnie obrażać. Bo wtedy naprawdę tego pożałujesz, kotku.

To jakiś pieprzony koszmar!

Powiedzcie mi, że zaraz się z niego obudzę, a to wszystko, przez co teraz przechodzę, okaże się tylko strasznym wspomnieniem.

Jak mam sobie poradzić z kimś takim?

- Czego ode mnie oczekujesz? - drążę temat.

- Wszystkiego. - przełykam gardłowo ślinę, a w głowie już zapala mi się czerwona lampka. - Potrzebuje kogoś takiego jak ty. Kto potrafi oczarować faceta, bez mrugnięcia okiem, udając przy tym grzeczną dziewczynkę.

- Mówiłeś, że nie będę...

- Źle mnie zrozumiałaś. - ponownie mi przerywa. - Po prostu mam pewien interes do zrobienia, a facet, który jest głównym przedstawicielem firmy, potrzebuje drobnej zachęty.

I niby tą zachętą mam być ja?

Chyba go popieprzyło.

- Chcesz, żebym oczarowała jakiegoś kolesia, tylko dlatego, żebyś Ty mógł ubić z nim interes? - pytam głośniejszym tonem.- Nie jestem dziwką, człowieku!

To sobie wymyślił...

- Nie masz wyjścia. - upija łyk kawy, nawet na moment nie spuszczając ze mnie wzroku. - Jeśli chcesz dalej żyć, zrobisz to, co tylko zechce.

On wie...

Wie, że mimo słów, które padają z moich ust, zgodzę się na wszystko.

- Dasz mi spokój? - patrzę hardo w jego oczy. - Jeśli to zrobię, zostawisz mnie w spokoju?

- Nie. - odstawia filiżankę na stół, a następnie nachyla się w moim kierunku i szepcze cicho. - Chyba nie zrozumiałaś, co powiedziałem. Dopóki nie powiem, że to koniec, będziesz robić wszystko, co ci każe.

- A co z Williamem? - pytam. - Jaką mam gwarancję, że po tym wszystkim dotrzymasz słowa?

- O to się nie martw. - zapewnia. - Dopóki będziesz należeć do mnie, wszystko będzie okay.

- Nie należę do nikogo.

Patrzę hardo w jego oczy, nie dając za wygraną.

I nigdy nie będę należeć.

- Chcesz się przekonać? - pyta, wstając od stolika. Poprawia mankiet koszuli, spogląda na mnie, a następnie podchodzi w moim kierunku i szepcze do ucha. - Bo tak się składa, że od teraz twoje życie jest tylko i wyłącznie w moich rękach, skarbie.

************************************
Sorrki za osówe, ale praca mnie goni.
Znalazłam chwilkę czasu, więc macie wyczekiwany rozdział.

INDESTRUCTIBLEHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin