Chapter fifteen

348 27 11
                                    

[Teraz]

-No i go przeleciałem - Wymruczał San zupełnie niewzruszony, ponownie unosząc kolejny, wypełniony po brzegi kieliszek czystej wódki do ust, już nawet nie kuszą się na zakropienie swoją ulubioną limianką. 

Wziął zwykle to, co przyniósł mu potwornie gorzki, piekący haust smaku na język, paląc niczym żywa, aktywna lawa w dół jego gardła, aż ciężko osiadło w żołądku. Nie zapijał jednak. Zadowalał się paskudną pozostałością smaku bez skrzywienia. Zbyt często to robił, aby w tej też chwili rzeczywiście wzdrygać się na znajome poparzenie. Z głośnym hukiem upuścił puste szkło, uderzając o okrągły, dębowy stół, nim jego dwa palce owinęły się wokół kolejnego shota, nawet nie ukrywając prostego zamiaru utracenia głowy w alkoholu.

Nie pierwszy, nie ostatni raz i byłby rad, gdyby właśnie to go uśmierciło.

-Tak po prostu? - Hongjoong uniósł obie brwi ku górze z zaskoczeniem wypisanym głęboko w mętnym spojrzeniu. San zawsze wiedział, że jego druh ma słabą głowę, więc właśnie to czyniło go wyśmienitym kompanem. Trzy shoty, a ten traci swój rozum, nie narzekając, iż powinien zastopować... że piętnasty z rzędu to już dużo, a jutro obaj powinni stawić się trzeźwi i wyspani w pracy.

Dlatego też nie dziwił się, że mężczyzna bełkotał już nieco, wciąż desperacko starając się przekrzyczeć nieubłagany huk potężnego basu, który dobijał się z każdej strony.

-A co miałem mu specjalne zaproszenie wysłać? Czerwony dywan rozłożyć? - Parsknął, ponownie topiąc swe gardło w gorzkich barwach napoju. 

Nienawidził faktu, iż im więcej pił, tym więcej potrzebował, aby żywo się nawalić i zapomnieć swojego prawdziwego imienia, kończąc jako... jako bóstwo w ustach wszystkich tych pozbawionych honoru laskach, które doprowadzał do postradania zmysłów. Może nie pamiętał, zbyt zajęty alkoholowym hajem, lecz mógł się założyć o całkiem spory kawałek jego fortuny, że przeleciał już większą część tego zapchlonego szczurami miasta.

-No nie wiem! Ja zwykle najpierw się umawiam, a nie, przelecę cię i porzucę - Mruknął Hongjoong patrząc tępo na napełniony kieliszek, nim westchnął, odchylając się do tyłu na kanapie w kształcie podkowy wyszywanej krwistą skórą, zupełnie, zapewne rozsądnie, zrezygnowany z pomysłu zaczerpnięcia kolejnego hausta. Zamiast tego założył ramiona za głowę, odsłaniając swój ciemny tatuaż liter na prawym wnętrzu bicepsa, spoglądając w dal nocnego klubu na poruszający się falami parkiet wpółnagich, niemalże ledwo przytomnych ciał - Zachowałeś się, jak dupek.

-Cóż, może dlatego, że nim jestem? - Warknął San, przewracając oczami w wyczerpaniu. Kiedy rozmawiał już z Seonghwą, mężczyzną o stopień niższym niż on sam, a zarazem jego... cóż, można by było nazwać przyjacielem, choć zwykle nie poruszał się w tak zacofanej terminologii, obierając bardziej braterskie relacje, ta zdradliwa szuja i tak stanęła po stronie tamtej dziwki.

No dobra. Może wiedział, że przesadził w swych definitywnie nadzbyt radykalnych słowach, lecz nigdy nie potrafił kontrolować swej złości na potwornym kacu. A tego dnia wyjątkowo nic nie pił. Zapragnął tego. Dlatego też zatrzymał się w oddali od miasta w jakieś obskurnej dziurze, aby zabezpieczyć się we flaszkę zwykłej czystej... coś jednak w Wooyoungu sprawiło, iż pragnienie zmoczenia języku w gorzkości potwornego smaku nie było już aż tak potrzebujące.

Potrząsnął głową na wspomnienia tamtej szmaty, ponownie unosząc świeży kieliszek do swych ust. Rozkoszował się ciężkim uczuciem w gardle.

-Przestań, oboje dobrze wiemy, że daleko ci od tego. Nie wiem, czemu potraktowałeś go w ten sposób, ale to nie moja sprawa. Rób co chcesz - Wymruczał Hongjoong w mocnym bełkocie, pochylając się, aby i on mógł zakosztować smaku kolejnego shota. Skrzywił się boleśnie na paskudny smak, wyraźnie mniej pławiąc się w doświadczeniu, nim przyłożył szklankę koli do swych chłodnych ust, upijając część węglowego, słodzonego napoju - Nie moja sprawa - Dokończył, ponownie odprężając się w swym miejscu - Zadzwonię do Hwy żeby mnie zgarnął. Jutro przyjeżdża Yunho i trzeba trochę ogarnąć syf u ciebie, żeby miał gdzie spać - Jęknął w końcu po chwili nieubłaganej ciszy, kiedy oboje zagubili swe spojrzenia w pląsającym tłumie pozbawionym przestrzeni osobistej... honoru, czy też cielesności - Wracasz z nami?

San jedynie pokręcił swą skronią w zaprzeczeniu, ciesząc się, iż Hongjoong nie narzucał mu powinności. Wiedział, że robił źle. Że znów spije się do nieprzytomności, w międzyczasie uderzając o jakąś kobietę... lub tez dwie. Wiedział, że w końcu skończy się to problemem z jakimś niechcianym dzieckiem, albo zostanie aresztowany za zaleganie na jakieś pobliskiej ławce, niczym bezpański pies, przyciągając ku sobie zbędną uwagę dziennikarzy... jednak nie potrafił już żyć inaczej. Nie potrafił znieść przytłaczającej rzeczywistości obowiązków, oddając się w chwilowe oddanie się pragnieniom.

Nie chciał rozczulać się nad sobą. Nie pragnął, aby ktokolwiek wiedział, jak ciężko było mu przejść przez paskudne dzieciństwo. Znosić nienawiść swego ojca i wieczne obowiązki, jako następca firmy. Nauczył się nie ufać, a to ciągnęło za sobą konsekwencję, przenosząc go w szkaradne źródła paranoi, którą nie wyleczył żaden psychiatra.

Alkohol był jego jedynym wyjściem.

Kiedy Hongjoong chwiejnie stanął na swych osowiałych nogach, chwiejąc się niestabilnie, on sam chwycił kolejny kieliszek, unosząc go lekko. Zatrzymał się jednak, kiedy mężczyzna ułożył dłoń na jego spiętym ramieniu, szczycąc go dziwnie uprzejmym uśmiechu, którego prawdziwego przekazu nie potrafił rozszyfrować w swym stanie.

Do końca obserwował drogę swego kompana, kiedy ten zataczał się do wyjścia z ViP-owskiej strefy, aż nie zniknął w zatłoczonym tłumie pochłoniętych sobą ciał. Kochał tego faceta, lecz cieszył się, iż w końcu wyszedł. Samotność dawała mu wtychnienie, którym zamierzał się rozkoszować.

Przyłożył kieliszek do ust, czując, jak jego dłonie świerzbią z obrzydliwego nałogu, nim zamarł ponownie, marszcząc brwi. Zwykle żadna sylwetka nie przyciągała jego wzroku... jednak tym razem było inaczej.

-Wooyoung?

Touch Me //WooSanWhere stories live. Discover now