Spłacę swój dług (finał)

35 1 1
                                    

Varian od trzech dni był w więzieniu. Roszpunka pozwoliła mi go odwiedzać, dotychczas bałem się tam pójść. W końcu zebrałem się na odwagę i wyruszyłem do lochów. Gdy byłem już na miejscu, zaczęłem szukać Variana. Nie było trudno, bo Varian siedział w drugiej celi od lewej naprzeciw mnie. Podeszłem przed kraty. Widziałem go, siedział z podwiniętymi nogami na czymś co nazywają tam "łóżkiem". Varian spojrzał na mnie. Widziałem w jego oczach strach. Jego twarz była czerwona, więc przypuszczałem, że chwilę temu płakał. Patrzyliśmy na siebie przez conajwyżej dwie minuty. Varian nagle otworzył usta, zamknął i powiedział cicho:

- Czego tu szukasz?

Nie zdziwiłem się pytaniem. Wiedziałem że jest wściekły na mnie, i na wszystkich innych. Odpowiedziałem tak przekonująco jak potrafiłem:

- Przyszedłem cię przepr...

- Przeprosić? - dokończył za mnie Varian.

- Przepraszać to możesz siebie, a teraz się stąd wynoś!!! - odkrzyknął (prawie warknął) Varian.

- Spokojnie, do brzegu. Więc... jest mi strasznie głupio i przykro, nie miałem bladego pojęcia co robię. I skłamałem... zaczęłem cię szukać, bo zrobiło mi się ciebie żal. Ten ból, jaki musiałeś odczuć musiał być nie do zniesienia. Uwierz mi, gdybym nie stał przed księżniczką, to bym nic nie powiedział... jak chcesz, mogę stąd iść. - powiedziałem cicho.

Już odchodziłem od celi, aż nagle zza krat usłyszałem krzyk:

- Czekaj!!!!!!!!

Podbiegłem do celi Variana i spojrzałem mu w oczy.

- Masz rację, przeżyłem rzeczy tak okrutne, tak straszne, - Varian spojrzał na mnie smutno - że ciężko wyobrazić sobie jak dużo stało się w jednym czasie. Popełniłem wiele przestępstw, wiele zła, ale nie myślałem wtedy reacjonalnie. Nie miałem pojęcia w jakie kłopoty się pakuję. Dopiero gdy dotarłem tutaj zrozumiałem, że straciłem wszystko, co miałem w życiu. Boję się jak nigdy dotąd... naprawdę.

Varian zaczął płakać tak samo jak w jaskini. Nagle zza ściany wysunęła się Roszpunka, zaskoczona jak nigdy dotąd. Gdy Varian ją zobaczył, zaczął szybko dyszeć, prawie się dusił. Po chwili rzucił się na sam koniec celi, skulił się i zaczął się psychopatyczne wydzierać. Był jak... zwierzę. Tak bardzo bał się Roszpunki, tak słabo jej ufał, że popadł w psychiczny obłęd. Aż Ruddiger wycofał się pod "łóżko". Roszpunka przestraszyła się reakcji Variana. Natychmiast wezwaliśmy terapeutę, by go uspokoił i w tym samym czasie wziąłem księżniczkę za rękę i wyprowadziłem z lochów do mojego tymczasowej komnaty.

∆=∆=∆=∆=∆=∆=∆=∆=[]=∆=∆=∆=∆=∆=∆=∆=∆

Od dwudziestu minut krzyczeliśmy na siebie nawzajem. Raz ja raz Roszpunka i tak na okrągło. Ja broniłem Variana i pokazywałam jego dotychczasowy stan, a Roszpunka jak do naiwniaka próbowała mi wcisnąć powody, dla których siedzi w pace. Wiem, zrobił źle, ale po tym jak jego tata utknął w bursztynie, nawet nie była łaski go odwiedzić. To znaczy odwiedziła go, ale była do tego zmuszona i było już za późno. W końcu wygrałem ta batalię, i Roszpunka "obiecała" że przynajmniej spróbuje się z nim skontaktować, ale ze mną i z terapeutą. Zgodziłem się na zakład. Następnego dnia stałem już przy kratach i wyjaśniałem Varianowi, że zaraz porozmawia z Roszpunka i że nie ma się przejmować, bo będę w pobliżu. Varian z trudem zgodził się na dialog. Rozmowa zaczęła się jak na rozmowę przystało, ale z każdym zdaniem Roszpunki, Varian robił się coraz bardziej agresywny. W pewnym momencie z wielką siłą uderzył w kraty krzycząc jakieś niezrozumiałe słowa. Variana zabrano na noszach (bo stracił przytomność). Roszpunka zaczęła płakać, spytałem jej się, co jest nie tak, a ona odpowiedziała, że Varian wypowiedział wtedy zdanie przeklęte, "Niech diabeł cię udusi" w języku wyznawców pradawnego demona, Zhan Tiri. Byłem przerażony. Skąd on zna to zdanie?! Myśli leciały mi jak kurz na wietrze. Że stresu zemdlałem. Gdy byłem nieprzytomny zastanawiałem się nad mnóstwem rzeczy. Co się stało? Skąd Varian zna to zdanie? Kolejny psychopatyczny wypadek. Czy to jest przypadek? Obudziłem się tak samo, w tym samym miejscu i oczywiście przy... och! Zmiana! Nie byłem przywiązany! To jest zbyt piękne! Dobra ogarnij się Albert! Prowadziłem przez chwilę myślową dyskusję sam ze sobą. W końcu zobaczyłem Julką który patrzył się na mnie z niepokojem. W końcu się spytał:

- Wszystko dobrze chłopcze?

Odpowiedziałem że tak. Julek wytłumaczył mi, że kwarantanna się skończyła, i że mogę wracać do domu. Dosłownie wyrzucono mnie z zamku. Moja historia z Varianem już się wtedy zakończyła.

Ale na jak długo?

Varian, alchemia i Albert 2 już jest! Zachęcam do czytania!

Varian, alchemia i Albert: Początki. ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now