Część IIIb. 3.

83 3 19
                                    


Obudziły ją wpadające do środka promienie słońca. Pierwszy raz czuła się tak wypoczęta. Ostatni raz chyba spała tak dobrze w Strefie, gdzie odpowiadała za Lecznicę i kilka innych spraw. Gdzie znalezienie wyjścia było jedynie możliwą opcją, a świat zewnętrzny nie istniał. Gdzie mogła po prostu być z Newtem i przyjaciółmi, zajmując głowę bzdetami i możliwościami na ciekawe spędzenie wspólnego wieczoru.

Przeciągnęła się mocno, ziewając równie zamaszyście. I to właśnie ją zaalarmowało. Otworzyła szeroko oczy, patrząc od razu w bok. Pusto i zimno. Nie tego spodziewała się po tym poranku. Przez chwilę próbowała myśleć, że może gdzieś wyszedł; po prostu wstał wcześniej i nie chciał jej obudzić. Przeczucie podpowiadało jej jednak, że bardzo mocno mija się to z prawdą.

Znaleziona na prowizorycznym stoliku kartka tylko ją w tym utwierdziła.

Przysiadła na krańcu łóżka, trzymając poharatany świstek papieru w drżących dłoniach. Wpatrywała się w pierwsze słowo, nie potrafiąc przejść dalej. W końcu jednak musiała zdobyć się na odwagę. Zaczęła czytać:

„Przepraszam, Świeżyno, ale nie mogłem postąpić inaczej. Tommy zapewne nie ma zamiaru siedzieć na tyłku. Ja również nie mogę. Obiecuję, że wrócę. Dla ciebie i dla tego brzdąca, który naprawdę nieźle dokazuje. Sprowadzę mu wszystkich wujków z powrotem.

Dbaj o was i nie pakuj się w tarapaty. Czas najwyższy nieco odpocząć.

Kocham Was,

Newt"

– Co za klump! – krzyknęła, miażdżąc kartkę w dłoniach. Oddychała głośno przez nos, zbierając myśli. Jak mógł jej o niczym nie powiedzieć, zostawiając samą, bez pożegnania, z nabazgranymi kilkoma zdaniami? Myślał, że to załatwi sprawę?! Ostro się przeliczył.

W końcu zdecydowała, co powinna zrobić. I na szybko obmyśliła plan. – Niedoczekanie twoje! – Zerwała się z łóżka, zgarniając kilka przedmiotów do podręcznej torby i ogarniając się na szybko, wyskoczyła z pokoju w poszukiwaniu dwójki ludzi, którzy jako jedyni mogli jej pomóc zaoferować pomoc.

Znalazła ich w standardowym miejscu, tam gdzie spodziewała się ich zastać. Co prawda nie dostrzegła Jorge, ale Brenda akurat wsadzała plecak na tylne siedzenie. A skoro ona tam była, to niedaleko musiał się też kręcić Hiszpan; nie odstępowali siebie zbyt daleko.

– Brenda. Brenda! – Próbowała zwrócić na siebie uwagę zamyślonej dziewczyny, jednak udało jej się to dopiero za kolejnym razem. – Gdzie się wybieracie?

– Po chłopaków. Zgaduję, że Newt też nie został. – Krótkowłosa oparła się o zdezelowaną maskę samochodu, rozglądając się po otoczeniu i sprawdzając, czy coś jeszcze mogłoby okazać się przydatne. Nie owijała w bawełnę, wiedziała, że to zbędne. Hope pokręciła głową, odpowiadając na jej stwierdzenie i zaciskając dłoń na ramiączku swojego tobołka.

Nagle zza niej wyłonił się Jorge, nie zwracając zbytniej uwagi na ciężarną dziewczynę.

– Brendo, ruszamy. – Wsiadł do samochodu, odpalając go z niewielkim oporem. Wciskał sprawnie guziki na zdezelowanym kokpicie, skupiając się na celu.

– W sumie dobrze się składa, że jesteście gotowi. To tak jak ja! – Hope ucieszyła się, tak że aż prawie podskoczyła w miejscu, przebierając nogami. Ruszyła do przodu, gdy Brenda zagrodziła jej drogę, a ze środka dobiegł głos Jorge:

– Nigdzie nie jedziesz.

– Słucham?

– To ja mam tu prawo niedosłyszeć. Zostajesz. – Mężczyzna pofatygował się i wysiadł z auta. Podszedł bliżej dwóch dziewczyn, opierając się o samochód równie nonszalancko co Brenda. Mierzyli się spojrzeniami, aż zebrała się w sobie, żeby zawalczyć. Czuła jednak, że jest na straconej pozycji. Kto bronił jej jednak spróbować?

Zawsze będę [Newt] 3 [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now