Część IIIb. 8.

88 2 30
                                    

„Los nie oszczędzał Newta i był dla niego niesprawiedliwy... Tak bardzo nienawidził DRZESZCZ-u, a umarł w jego siedzibie, w mundurze strażnika, przez nóż należący też do nich..." 

***

– Padnijcie – krzyknęła cicho Brenda, gdy jeden ze strażników zainteresował się stojącym na uboczu pojazdem. Posłały sobie z Hope niepewne spojrzenia, zerkając na małą gromadkę z tyłu. Ich pogawędka musiała zostać odłożona na później. – Bądźcie cicho. – Hope wychyliła się delikatnie, tak żeby nikt jej nie zobaczył. Zmroził ją strach.

– Idą tu – poinformowała Brendę, która przymknęła oczy, wzdychając.

– Wybaczcie – szepnęła cicho pod nosem, po czym usiadła na fotelu, uruchamiając pojazd. Z zewnątrz dobiegły ich krzyki mężczyzn, jednak nie zważały na nie.

– Trzymajcie się! – krzyknęła Brenda, ruszając ku grupce strażników. Wpadła w nich, rozpędzając się coraz bardziej. Praktycznie nie hamowała, ledwie wyrabiając się na zakrętach. W końcu wyjechała z tunelu, wjeżdżając na ulicę, uszkadzając najpierw szlaban.

– Kurwa! Trzymajcie się! – Ponownie krzyknęła, odbijając w boczną uliczkę, gdy z naprzeciwka zaczęły migać kolorowe światła radiowozów, zwiastujące tylko większą ilość kłopotów. Hope trzymała się fotela, próbując nie latać z jednej strony na drugą, gdy dziewczyna starała się zgubić ogon.

– Gdzieś ty się nauczyła tak jeździć?!

– U Jorge!

– Chyba muszę wziąć kilka lekcji. – Przyznała z uznaniem w głosie, gdy Brenda wjechała ostro w kolejny zakręt. Mimo prostej drogi wcale nie należała ona do najłatwiejszych. Brenda staranowała jedno z ścigających ich aut, sprawiając, że wpadli na murek, blokując przejazd kilku kolejnym pojazdom. Na nic jednak się to zdało. Nagle zwolniła, przez co Hope uniosła się, spoglądając przez przednią szybę.

– Szlag by to. – Powiedzonko Vinca sprawdzało się w najmniej dobrych momentach i zawsze zwiastowało jeszcze większe kłopoty. Autobus został otoczony z każdej strony. Nie mieli już możliwości ruchu. Zaszachowali ich.

– Wysiadać. – Dobiegł do nich głos z zewnątrz, jednak nie zamierzali się słuchać. Brenda przełknęła ślinę, patrząc na przerażone twarze dzieci z tyłu. Wyglądało na to, że trzeba będzie wprowadzić plan C. Podniosła się ze swojego miejsca, odwracając się tylko na chwilę.

– Zostańcie. Ty też. – Automatycznie skierowała palec w kierunku Hope, która przytaknęła na zgodę. Ktoś musiał tutaj z nimi zostać. – Jesteście dzielni. – Otworzyła drzwi, wyciągając zza pasa pewien przedmiot, po czym wyskoczyła na zewnątrz.

– Odejdź od autobusu i ręce do góry. – Rozkazał jeden z mężczyzn, wciąż celując w dziewczynę z broni dużego kalibru. – Rzuć broń! – Krzyknął, gdy zauważył ją w jej prawej ręce. Powolnym ruchem unosiła ją wyżej i wyżej, aż w końcu uśmiechnęła się złowieszczo i wystrzeliła z niej czerwoną smugę.

Wszystko potem zadziało się w ekspresowym tempie. Dziwne dźwięki okazały się być porządnym hakiem na łańcuchu, który opadł tuż obok Brendy, o mało jej nie taranując. Przyczepiła go sprawnym ruchem do pojazdu, wskakując szybko do środka i wracając na swoje miejsce w chwili, gdy autobus zaczął się unosić.

– Złapcie się czegoś! Ruszamy! – Nie musiała dwa razy powtarzać. Każdy próbował trzymać się mocno fotela, krzycząc i czując, jak bus unosi się coraz wyżej. Kilka razy nim zabujało, aż wznieśli się całkowicie w powietrze, jednak tam czekały na nich kolejne turbulencje. Co jakiś czas uderzali w jakiś budynek, odczuwając mocno to spotkanie.

Zawsze będę [Newt] 3 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz