#11 Prosimy o wyrozumiałość

732 26 44
                                    

Wszystko było czerwone - ściany, obrazy, lustra, w akompaniamencie głośnego szlochu kobiety.
Obudziłam się z krzykiem. Byłam cała spocona, a dreszcze od razu przeszyły moje całe ciało.
K o s z m a r.

To był tylko bezsensowny koszmar.

Spojrzałam na godzinę. Na ekranie widniała godzina piąta. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc postanowiłam przez chwilę poleżeć. Nie miałam również w planach ponownego kąpania się. Chciałam szybko się uszykować do wyjścia oraz dopiero we Włoszech wziąć odświeżający prysznic po podróży. Niestety los mi dziś nie sprzyja.

Gdy leżałam na wygodnym materacu, patrzyłam się wprost na sufit. Myślałam o tym cholernym śnie. Nie wiedziałam co miałam przez to rozumieć. Ponoć zawsze mają znaczenie, tylko jakie może mieć ten. Krew nie była jednym z zagadek do rozwikłania, ponieważ tą najmniej się przejęłam. Na co dzień mam styczność z krwawą cieczą, więc nie robiła ona na mnie wielkiego wrażenia. Nie wiedziałam kim jest ta niebiańsko piękna kobieta – tylko z tyłu oraz profilu, ponieważ całej twarzy nie widziałam – oraz co powiedział jej, mężczyzna po drugiej stronie.

Odetchnęłam głęboko i zerwałam się do pozycji siedzącej. Ujrzałam po drugiej stronie okna pojawiające się słońce. Uśmiechnęłam się na ten widok, a następnie ruszyłam do łazienki w celu zabrania odświeżającej kąpieli. Miałam dużo czasu, więc nalałam wodę praktycznie do całej pojemności wanny oraz wrzuciłam kulę do kąpieli. Rozebrałam się i weszłam do środka rozkoszując się ciepłem otulającym moje ciało.

Gdy wyszłam z łazienki spojrzałam na zegarek. Dochodziła szósta, więc nie musiałam się śpieszyć. Ruszyłam do garderoby i zaczęłam szukać czegoś wygodnego do ubrania. Nie musiałam długo rozglądać się nad czymś szczególnym, więc stawiłam na czarne, dresowe spodnie oraz tego samego koloru top. Na nogi włożyłam ciemne buty sportowe i usiadłam przy toaletce. Gdy kończyłam się malować mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam od razu wiedząc, że jest to Noah.

-Hej – zaczęłam.

-Cześć, jestem już na podjeździe – odparł.

-Zaraz wyjdę.

Szybko dokończyłam mój makijaż i rozczesałam moje włosy. Do nich dołożyłam okulary przeciwsłoneczne i byłam gotowa do wyjścia. Wzięłam do ręki walizkę i ustawiłam ją u szczytu schodów. Złapałam za klamkę drzwi i mocno pociągnęłam je.

Drzwi otwierają o piątej rano, jest za chwilę siódma. A one są do kurwy zamknięte.

Kolejne niepowodzenie dzisiejszego dnia...

Wzięłam do reki komórkę i zadzwoniłam do przyjaciela.

-I co? - zaczął.

-Nie ma klucza w drzwiach, czy coś? Nie mogę wyjść – odparłam szarpiąc klamkę. - Jeśli tak dalej pójdzie to nie ręczę za siebie – warknęłam.

-Spokojnie, przecież da się jeszcze coś ogarnąć. Może wyjście na taras?

-Jest otwierane od ósmej – mruknęłam.

-Została tylko jedna opcja – okno.

Na tą myśl jęknęłam. Nienawidzę schodzić po rynnie z okien. Szczególnie, gdy tym jedynym oknem jest okno Nicolasa. Rozłączyłam się z przyjacielem mówiąc, aby czekał na mnie, a następnie skierowałam się do pokoju brata.

Zamknij sobie okno. Drzwi były zamknięte, więc musiałam sobie jakoś radzić. Miłego dnia!

Kocham Cię!

Melody.

Przyczepiłam kartkę na okno chłopaka i otworzyłam je. Na podwórku widziałam Noaha, czekającego na mnie. Cicho zrzuciłam mu walizkę, którą ledwo złapał, ale wszyscy na razie byli cali.

Pokonana przez nienawiśćWhere stories live. Discover now