#18 Znak

655 27 102
                                    

Niecały tydzień temu odbyła się jedna z najlepszych szkolnych imprez. Według plotek bractwo nieźle się postarało i sam dobór alkoholu był inny niż zazwyczaj. Trunki były znacznie mocniejsze. Być może dlatego, że główny organizator wiedział, że będę tam? Nie mam pojęcia, ale cieszę się że ludziom bardziej się podobały takie imprezy, niż w klubie. Wolą chodzić i przebywać wśród rówieśników. To jak na nasze czasy dosyć dziwne zaważając na nasz wiek, gdzie możemy wejść do niektórych klubów.

Dzisiaj jest dzień balu. Rodziców przez cały czas nie było w domu, dopiero dziś, godzinę przed balem pojawią się w domu. Ten tydzień poświęciłam na moją rodzinę. Ethana w ogóle nie widziałam nie licząc wchodzenia do piwnicy, aby podać mu śniadanie, obiad, czy kolację. Raz ujrzałam go z Jamesem, podczas treningu.

Myślałam, że dzisiaj się wyśpię, lecz zdecydowanie nie było mi to dane. Obudził mnie wielki ciężar leżący na moim boku. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam wuja Petersona.

-Wstawaj kociaku. Dzisiaj mamy mnóstwo do zrobienia, a w tym wybór sukni dla ciebie – zaczął.

-Z tego co wiem przełożyłam to wyjście z Aidenem i Hope na dziś – oświadczyłam.

-Zmiana planów. Idziesz ze mną – uznał wstając ze mnie. - Przyjdź jak będziesz gotowa, czekam w swoim gabinecie.

Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wyszedł z mojego pokoju. Odprowadziłam go wzrokiem, a gdy drzwi za nim się zamknęły opadłam bezwładnie na łóżko.

Dzisiaj będzie zdecydowanie ciężki dzień...

Po chwili oddechu wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel i pachnąca skierowałam się w białym szlafroku do garderoby. Z niej wyciągnęłam najluźniejsze ubrania jakie mam w swojej szafie. Padło na beżowe spodnie dresowe i białą bluzkę na krótki rękaw. Na nogi założyłam trampki. Ubrana, podeszłam do toaletki. Lekko się pomalowałam i wyszłam z pokoju zabierając ze sobą torebkę i telefon.

Weszłam do kuchni i jak codziennie rano zaparzyłam sobie poranną kawę. Zrobiłam szybkie śniadanie i z nim w ręku ruszyłam do piwnicy. Gdy chciałam odkluczyć zamek od pomieszczenia, klucz nie chciał się przekręcić. Ostatecznie wyszło na to, iż drzwi były otwarte. Dla bezpieczeństwa jedną ręką sięgnęłam po broń. Gdy weszłam do środka ujrzałam chłopaka opartego, jak zawsze o ścianę.

-Dzień dobry, aniele – powitał się.

-Czemu jesteś odkluczony? - zapytałam.

-James powiedział, że w miarę mi ufacie, więc drzwi już nie musisz zakluczać. Wiem również o dzisiejszym balu.

-Co do niego... - odparłam kładąc przed nim jedzenie. - Będziesz musiał udawać mojego bliskiego znajomego, ponieważ jesteś za młody na bycie ochroniarzem – uznałam.

-Czyli...

-Czyli oznacza to, iż możesz mnie dotknąć. Ale tylko pod publikę, łobuzie – oświadczyłam. - Smacznego – powiedziałam wychodząc z pomieszczenia.

Zamknęłam za sobą drzwi, niezakluczając ich. Wypuściłam głośno powietrze i zaczęłam wracać do kuchni. Dopiłam już powoli zimny napój, a następnie wzięłam swoje rzeczy. Z nimi w ręce poszłam do gabinetu Petersona. Cicho zapukałam w drzwi, a następnie weszłam do pomieszczenia.

Cały pokój był utrzymany w jasnych kolorach. Totalnie rożni się od gabinetu mojego rodziciela. Tutaj panuje biel, a meble były wykonane ze znaczniej jaśniejszego drewna. Na biurku mężczyzny były dwie ramki. Jedno zdjęcie przedstawiało jego z Vivienne, a drugie moją rodzinę z Chrisem na jednej z imprez rodzinnych. Mężczyzna od zawsze był wdzięczny, że ma koło siebie takich ludzi, jak my.

Pokonana przez nienawiśćWhere stories live. Discover now