☾ Rozdział XXIX

29 5 0
                                    

EVELINE

Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że Marco zaprowadzi ją prosto do sypialni. Już nie próbowała pytać, po prostu pozwalając mu działać. Wydawał się zbyt podekscytowany i ożywiony, co samo w sobie wystarczyło, by zaintrygować Eve. To, że wciąż nie potrafiła wyznaczyć granicy między własnymi emocjami a tym, co pochodziło bezpośrednio od Marco, jedynie wszystko komplikował.

Z drugiej strony, wolała widzieć go takim. W pamięci wciąż miała wyraz jego twarzy, kiedy zauważył ją w tamtym grobowcu. Dostrzegła wtedy coś, czego nie potrafiła opisać, mimo że uderzyło w nią z całą mocą – wystarczająco, by poczuła to nawet mimo problemu z dotarciem do odpowiednich wspomnień.

– No, dobra. Co właściwie...? – zaczęła, kiedy Marco tak po prostu posadził ją na łóżku, kucając naprzeciwko. Wymownie zerknęła na ich splecione dłonie, zanim zdecydowała się przenieść wzrok na twarz mężczyzny. – Tak też nie powstrzymasz mnie przed wizytą w domu – zapowiedziała, siląc się na blady uśmiech.

– Mówiłem już, że nie zamierzam. A teraz zamknij oczy.

Jeśli do tej pory była zdezorientowana, jego słowa jedynie spotęgowały to uczucie. W pierwszym odruchu zapragnęła o coś zapytać, ale zrezygnowała, gdy w błękitnych oczach Marco doszukała się zniecierpliwienia. W porządku, to też było nowe, przynajmniej do pewnego stopnia. Nie w ten sposób rozmawiali do tej pory, zwłaszcza gdy w grę wchodziły jakiekolwiek wyjaśnienia. Prędzej spodziewałaby się herbaty w kolorowej porcelanie i absolutnego spokoju.

Chcąc nie chcąc spełniła polecenie. Zacisnęła powieki, przez chwilę walcząc z pragnieniem ponownego otwarcia oczu. „Niebezpieczeństwo!" – zakomunikował w pierwszym odruchu instynkt, jednak Eveline stanowczo kazała mu się zamknąć. Dotyk dłoni, które nagle poczuła na policzkach, w niczym nie kojarzył jej się z zagrożeniem. Wiedziała o tym doskonale, a kiedy do tego wszystkiego na powrót skupiła się na niejasnej mieszance emocji, pierwotny niepokój ustąpił miejsca rozluźnieniu.

Czuła go. Nie potrafiła jednoznacznie opisać, co tak naprawdę przyciągało ją do tego mężczyzny – tej dziwnej więzi, która zdawała się istnieć między nimi nawet wtedy, gdy błądziła w ciemności. „Ale teraz jestem pewna, że cały czas szukałam ciebie" – przypomniała sobie własne słowa i to wystarczyło, by po całym jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Co więcej, była gotowa przysiąc, że Marco doskonale zdawał sobie sprawę z tego, o czym myślała.

Myślę za głośno?

Tylko trochę, odparł, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać. Z tym też ci pomogę. Ale po kolei...

Zadrżała, aż nazbyt świadoma jego mentalnej obecności. Dopuszczenie go do siebie tym razem przyszło jej w pełni naturalnie. Zdołała się rozluźnić, choć jakaś jej cząstka upierała się, że nie powinna tego robić. Nie, skoro nie znała jego intencji, ale...

– Po prostu mi zaufaj.

Nie skomentowała tego nawet słowem. Kiedy poczuła nacisk na ramionach, opadła na łóżko, wciąż aż nazbyt świadoma bliskości Marco – również tej fizycznej. Czuła bijącego od jego ciała ciepło, ale to wydawało się właściwe. Wzajemna bliskość taka była.

Właśnie wtedy zakręciło jej się w głowie. Uświadomiła sobie, że balansuje gdzieś na krawędzi, zupełnie jakby stąpała po czymś kruchym i cienkim. Jeden nieostrożny krok wystarczyłby, żeby zapadła się w pustkę, ale choć w pierwszym momencie taka możliwość wydała się Eveline przerażająca, prawie natychmiast zdołała odsunąć od siebie niepokój. Marco by jej nie skrzywdził. Nie w sposób, którego doświadczyła, kiedy towarzyszyła Lelielowi, słuchając głosów upadłych i stojąc na granicy przeszywającego Haven pęknięcia.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA II: INTERLUNIUM]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz