Rozdział 28

21 2 5
                                    

– Luna? – Cisza. – Luna, śpisz?

– Spałam.

– Och, yyy, przepraszam.

Usłyszałam skrzypienie łóżka i zamknięcie drzwi.

– Co się stało? – zapytała w końcu Luna trochę bardziej rozbudzonym tonem. Mimo że wyrwałam ją ze snu, jak zawsze była gotowa mnie wysłuchać i dać mi całą swoją uwagę.

– Miałam... ciężki dzień.

– Nie wyszło z rodzicami? – zapytała, a mój brak odpowiedzi powiedział jej więcej niż sama bym zdołała w tamtym momencie. – Cóż, przynajmniej próbowałaś. Nie ma co naciskać, jak nie wyszło. Wróciłaś już?

– Nie do końca... podasz mi swój adres? Nie jestem pewna, czy dobrze go zapamiętałam.

– Z Rigelem też jest tak źle, że chcesz przyjechać do mnie. – Nie powiedziała tego z wyrzutem, raczej z troską. Kiedy znowu nie odpowiedziałam, wciągnęła głęboko powietrze. – Nie mów, że...

Wtedy w końcu odsłoniła zasłonę i wyjrzała przed dom, gdzie czekałam ja, siedząc na walizce ustawionej na chodniku przed furtką.

– No hej.

Luna już się rozłączyła i po chwili biegła do mnie w długim szlafroku przez swój mały ogródek. W świetle księżyca wyglądała niczym królowa okazująca swoją dobroć nieszczęśnikowi.

– Wyglądasz okropnie – powiedziała. Pewnie miała rację. – Co się stało? I co z twoją ręką? Nie, czekaj, najpierw wejdźmy do środka. Kurwa, jak zimno!

– Przepraszam, że cię obudziłam – powiedziałam, zupełnie nie będąc w nastroju do naszych zwyczajowych zaczepek. Co było dla Luny oczywistym sygnałem, że coś jest poważnie nie tak.

– Daj spokój. Nie pierwszy i nie ostatni raz, to nic wielkiego. Idę nam zrobić herbatę.

– Myślę, że pójdę się położyć.

Miałam ochotę na coś ciepłego, ale na pewno nie na rozmowę, która by temu towarzyszyła. Jeszcze nie. Luna nie naciskała. Zaprowadziła mnie do wolnego pokoju i przyniosła ręcznik. Zostawiła mnie z lekko zaniepokojonym spojrzeniem, które dodało mi otuchy. Zawsze była przy mnie.

Próbowałam zasnąć, ale bezskutecznie. Za dużo działo się w mojej głowie. Komisarz chciał się mnie pozbyć. Czemu tak nagle? Przecież byłam niezawodna! Może w końcu znudził mu się nasz układ?

Ale to wszystko komplikowało! Mercury był w niebezpieczeństwie. Co mogłam na to poradzić? Gdybym wyjawiła mu, że od początku współpracowałam z policją, straciłby do mnie zaufanie. Odszedłby, a ja na zawsze bym go straciła. Nie mogłam mu tego zrobić. Nie mogłam tego zrobić sobie.

Poprzekręcałam się z boku na bok, ale gdy nic to nie dało, poszłam się wykąpać. Natarczywe myśli sprawiły, że nawet o tym zapomniałam. Przy okazji w końcu zmieniłam opatrunek na dłoni. Rana nie była głęboka, ale i tak wyglądała okropnie. Przecinała w poprzek bliznę sprzed ośmiu lat. Zasłoniłam je świeżym bandażem.

Zaczęłam krążyć po korytarzu, od regału do regału w tej swoistej biblioteczce stworzonej przez Lunę. Błądziłam po domu niemal do samego ranka, kiedy byłam już tak padnięta, że nawet nawałnica myśli nie była w stanie utrzymać mnie na nogach. Zasnęłam, chociaż nie bez trudu, a i tak obudziłam się po zaledwie kilku godzinach niebiesko-czerwonych koszmarów. Potrzebowałam ciasta czekoladowego i drogiego wina!

Zamiast tego dostałam Lunę, która weszła do pokoju, trzymając w dłoniach talerz z ciasteczkami cytrynowymi. Cóż, dobre i to.

– Chryste, wyglądasz jak trup. Spałaś cokolwiek tej nocy?

Dychotomia ciał niebieskichWhere stories live. Discover now