ROZDZIAŁ 5

150 18 24
                                    

Wrzawa, która zaatakowała go po przekroczeniu wyjścia z baru przyprawiała o mdłości. Słodka cisza i mdły zapach panujące w środku koiły jego zmysły. Na przemian raniły i uśmierzały boleśnie kotłujące się myśli. Mordercza przyjemność zadawała błogie cierpienie, w którym mógł odnaleźć ukojenie. Rany krwawiły chorobliwie mdlącą krwią, tłamszcząc protesty swoim ujmującym smakiem. Dając pocieszenie równe kłamstwu. Brak nadziei na ocalenie był największym ratunkiem. Bezwstydne łgarstwo, obiecujące koniec bólu, któro owocowało w jeszcze większą ilość żalu, gdy nowe rany pojawiały się na ciele i coraz większa część umysłu łaknęła fałszywego pocieszenia. Myśli się zapętlały, ból wzrastał, a wraz z nim potrzeba zapewnienia, iż to koniec. Widok zdradliwego ostrza odbił twarz wypełnioną lękiem, lecz także błysk ulgi w przerażonych oczach. Gdyż kłamstwa miały dobiec końca, uwalniając skonfliktowany umysł. Okrutność w swym miłosierdziu darowała życie w najgorszym studium cierpienia, gdy zgon usidlał duszę nieszczęśnika. Zniszczy. Zdepcze. Złamie. Doprowadzi do krawędzi ludzkiej wytrzymałości. Będzie obiektem wrzącej nienawiści. A gdy odbierze już wszystko, upragniony koniec nie nastąpi. Potrzebując na czym się oprzeć, w swojej tułaczce człowiek w pogoni za ulgą uchwyci się nawet źródła swojej nędzy. Dostrzeże nadzieję, iż po bólu nastąpi błoga pociecha. Padnie ofiarą złego uroku, który zaszczepi w nim świadomość tego, że tylko po zranieniu można poczuć się lepiej. Gdyż w pełni zdrów skąd wiadomo, że stan się polepszył? Błędne koło masochistycznej mieszanki katuszy i rozkoszy opanowuje szare komórki. Oprawca równy wybawcy. Cudowny smak męki i urokliwa gorycz. Zgorzkniały smak alkoholu wypala przełyk, piętnując aglomerat błędów i deliktów. Język cierpnie od ilości wypowiedzianych kłamstw i niegodziwych czynów. Niesione brzemię nie zniknie, gdyż chcesz o nim zapomnieć. Pragnąc pocieszenia sprowadzasz na siebie niedolę. Procenty sprawią, iż przejdziesz przez gehennę z nietrzeźwym umysłem i duszą. A zamglona dusza nie jest w stanie szczerze wyrazić skruchy. Uśpione serce nie znajdzie u siebie winy, obarczając odpowiedzialnością postronnych.

Nie uzyskasz rozgrzeszenia, jeśli nie dopuścisz się grzechu, a to bezeceństwo nie zostanie ci przebaczone, gdyż błądzisz między prawdą a fałszem, ciesząc się złudnym odpuszczeniem win, myśląc, iż jesteś bogiem we własnym życiu.

Pycha, która tobą włada i przemawiająca przez ciebie arogancja jest powodem twej zguby. Nie wyniosłeś pokory ze swoich przykrych doświadczeń, przemieniając ją w zuchwalstwo i kształtując obraz niegodziwej dumy, która stała się fundamentem w twojej hierarchii wartości. Myśląc, iż posmakowanie cierpkiej słodyczy wzgardy i poniżenia, dało ci moc odpłacania się niewinnym za swoje krzywdy, dodajesz przeszłemu smutkowi szczyptę ujmującej przyjemności. Jak ciasto truskawkowe pełne fałszywej słodyczy. Pulchne babeczki czarujące swoją cudowną wonią, a skrywające śmiertelną truciznę. Tak jak one kuszą swoim wyśmienitym smakiem, tak ty zwabiasz w swoje sidła, maskując diabła pięknem swojej powierzchowności.

Satanas tentat victimas in forma anguis.
Szatan pod postacią węża kusi swe ofiary.

Anthony'emu Starkowi nieznane były prawdy moralności. W jego płucach rozkwitły kwiaty, i choć piękne, to śmiertelnie niebezpieczne, a on sam powoli poprzez ich ciernisty uścisk pozbawiany był powietrza.

Dusza obumarła, a w żywym ciele został złożony wieniec pogrzebowy pełen soczystej czerwieni.

Krople deszczu sunęły po twarzy mężczyzny, imitując łzy, na które hrabia nie mógł sobie pozwolić. Fuknął jedynie w pijackiej złości, otrzepując płaszcz, który zaczął przemakać, a wilgoć zaczęła przenikać pod kolejne warstwy odzieży. Grymas bezsilnej wściekłości został wyrzeźbiony w jego rysach twarzy, gdy omyłkowo wszedł w kałuże, klnąc przy tym pod nosem. Po spojrzeniu w dół dostrzegł własne odbicie, a widząc swoje zmarnowane lico z przytupem postawił stopę w sam środek kałuży, a kropelki wody rozprysły się dookoła, mocząc tym samym jego osobę jeszcze bardziej. Mrucząc ciche przekleństwa, powłóczał nogami, a gdy świat zaczął przed nim wirować, oparł się o ceglaną ścianę, próbując utrzymać równowagę. Nie będąc całkowicie świadomym nie przejmował się już nawet brudem, który z pewnością znajdował się na obskurnych budynkach i który zapewne zniszczy jego kosztowne ubrania. Zamiast tego podniósł wzrok ku górze, mrużąc oczy, gdy wpadały do nich krople deszczu, starając się przywrócić świat do pionu. Wziął kilka głębokich wdechów, mrugając kilkakrotnie i ruszył wolnym krokiem przed siebie. Wraz z przypływem kolejnych obelg skrzyżował ręce na piersi, próbując się ogrzać. Po kilku kolejnych krokach gwałtownie się zatrzymał, przykładając ręce do ust, czując nasilające się mdłości. Natychmiast odruchowo zgiął się w pół, nachylając się nad stertą śmieci w pobliskim zaułku, opierając dłonie na ścianie i opróżniając zawartość żołądka. Skrzywił się, czując w ustach specyficzny posmak, biorąc kilka głębokich wdechów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 02, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SIT MISELLUS SONUS  irondadWhere stories live. Discover now