Rozdział 31. OMEN ŚMIERCI

309 6 0
                                    

Spodziewałam się, że w swoim życiu stracę mnóstwo osób, na których będzie mi zależeć ale nigdy nie sądziłam, że stracę Oazę.
Nadal nie dochodzi do mnie ta myśl, że zakończyła ze mną przyjaźń.

Jakby tylko mogła znać prawdę, że to nie moja wina. Ja nie mam z tym nic wspólnego.

Nie mogłam zasnąć. Ostatnie dwa dni przyniosły mi ból głowy jak i ból psychiczny. Strasznie zaniedbałam swój umysł negatywnymi myślami.

Jeremy, Oaza...kto jeszcze zniknie z mojego życia?

Jestem ciekawa co z naszą drużyną taneczną bo Oaza jest w naszej paczce. Znaczy była...
Nie mogę uwierzyć, że jej już nie ma w moim życiu. Nie potrafię od tak zapomnieć o swojej przyjaciółce, która była mi tak cholernie bliska. To boli.
Czuje że moje serce od wczoraj niemiłosiernie mnie piecze. Tak bardzo mi jej brakuje, jej wiadomości które wysyłała nawet o czwartej w nocy, wypadów do galerii handlowej tylko po to aby ogladać przystojnych ochroniarzy i najważniejsze, brakuje mi jej obecności, bo tylko jej potrafiłam zaufać tak bardzo, że nawet zwierzałam się ze swoich uczuć.

Za nie długo skończę siedemnaście lat, dokładniej to w Sylwestra. Nieźle, nie?

-Idziecie na ten Bal organizowany przez naszą szkołę? - zapytała Davina, gdy jadłyśmy u niej śniadanie. Oczywiście było nas tylko trzy, bo Oaza nie chciała mnie widzieć.

-Nie mam z kim bo Andrew już wyjechał do San Diego a specjalnie nie chcę go tu ściągać na jeden dzień - odpowiedziała Elizabeth, która przełączała kanały pilotem.

-Jutro jest ten bal? - zapytałam wkładając do buzi paprykę.

-Ta, a za dwa dni Nowy Rok - pokręciła ze śmiechu głową -Impreza za imprezą!

Rzeczywiście, ostatnio dużo się u nas dzieje. Byłabym teraz szczęśliwa, że tyle imprez się szykuje ale nie potrafiłam się cieszyć, że nie będzie na nich Oazy.

-Nie wiem zastanowię się jeszcze, nie mam ochoty...wiecie - zrobiłam się przygnębiona i czułam jak całe szczęście ze mnie zeszło - Bez Oazy to już nie to samo.

Patrzyłam się pustym wzrokiem na kanapkę z serem.

-Napewno kiedyś się pogodzicie - rzekła Davina - Wlać ci herbaty? - wskazała na dzbanek.

Pokiwałam głową.

-A wy mi wierzycie? - zapytałam prosto z mostu.

Dziewczyny spojrzały się na siebie i widziałam niepewność na ich twarzach.

-Nie trzymamy niczyjej strony Aurelio. Nie wiemy jak było dlatego nie pokłóciłyśmy się z żadną z was. Pytałam się Oazy czy chce dziś przyjść to odmówiła, gdy powiedziałam jej że ty będziesz - wstała do regału i podała mi cukier - Trzymaj, potrzebujesz tego bo nie masz za grosz energii.

Wsypałam trzy małe łyżeczki cukru do fioletowego kubka i pomieszałam, aby się rozpuścił.

-A ty Davino dasz radę tańczyć po tym zabiegu? Wszystko dobrze z tą nerką? - zapytałam kierując wzrok na nią.

-A nie widzisz? Czuję się jak nowo narodzona! - uśmiechnęła się jak wariatka.

-Ta, to pewnie przez Davida a nie - zaśmiała się Elizabeth a Davina posłała jej zabójcze spojrzenie.

Po śniadaniu podziękowałam Davinie za zaproszenie i pożegnałam się z nią. Zadzwoniłam po ojca aby po mnie przyjechał, bo sama bym nie dotarła do Young House.
Wyglądałam przez szybę za oknem i podziwiałam ten szary krajobraz. Liarwood to takie nudne i brzydkie miasto, że za każdym razem jak na niego patrzyłam to robiło mi się nie dobrze. Na szczęście tata szybko jechał i minęliśmy już znak z dużym napisem "Welcome to Liarwood".
Kolejny dzień bez Jeremiego. Nie mam z nim kontaktu i przez to coraz bardziej myślę, że stało się z nim coś niedobrego. Chyba z pięćdziesiąt wiadomości wysłałam do Czarnych Garniturów ale nie dostałam ani jednej odpowiedzi. Nawet nie wiem gdzie oni mieszkają.

W NOCY WSZYSTKO JEST PIĘKNIEJSZEWhere stories live. Discover now