EPILOG

487 14 5
                                    

Ostatnie tygodnie spędzone z Evą były moim najszczęśliwszym czasem. Nigdy z nikim tak dobrze się nie bawiłam jak z nią na wakacjach. Bardziej się do siebie zbliżyłyśmy i stałyśmy się w końcu prawdziwymi przyjaciółkami. Poczekam na związek, choćbym miała czekać całe dwa lata, ale błagam, jeden dzień przed moją śmiercią chcę być z nią. Tylko ten jeden dzień. I mogę wtedy umierać.

Eva od zawsze kojarzyła mi się ze spokojem. Mało mówiła i praktycznie w ogóle się mi nie wzierzała. Teraz już wiem dlaczego. Wszystko już wiem i tak bardzo ją rozumiem. Milczała aby mnie nie skrzywdzić. A ja w perfidny sposób starałam się o niej zapomnieć. Zależało jej na mnie a mnie na niej.

Nauczyłam się, że muszę bardziej okazywać swoje uczucia do innych i nie dusić ich w sobie, jeśli chcę je wyznać. Lauren stała się dla mnie jak siostra a David jak rodzony brat. To takie śmieszne, że totalnie obce osoby, nie należające do twojej rodziny, stały się twoją prawdziwą rodziną.

Z Elizabeth, Daviną i Oazą jest coraz lepiej. Ale ostatnio coraz rzadziej się widujemy. Mówią że każda z nas przez ten ostatni rok się zmieniła i powinnyśmy podąrząć własnymi ścieżkami. Nie potrafię o nich zapomnieć i będę walczyła o tą przyjaźń, dopóki będę żyła.

Dom. A przecież kiedyś moim domem byli moi przyjaciele. Znowu jest mi cholernie przykro z tego powodu bo to kolejny dowód, że nic nie jest na zawsze. Nawet rodzina. Niestety.

Powoli umierałam w środku, jeśli tak to można nazwać. Traciłam wszystkie chęci do życia a to wszystko dlatego, że dwie równe ważne dla mnie osoby mnie skrzywdziły. Oaza opowiedziała mi o moim związku z Jeremim i w sumie to ja też nieźle go skrzywdziłam.

Bordowe sińce i opuchnięte powieki, wyglądały jakbym nie spała conajmniej z tydzień.

-To boli kiedy idziesz w te same miejsca ale już bez tych samych ludzi - wymamrotałam sama do siebie, patrząc na stół w ogrodzie, przy którym jeszcze tak niedawno wszyscy siedzieliśmy, a Kayley rozlewała kompot pigowy. Uśmiechnęłam się pod nosem.

Nagle pod domem zatrzymał się samochód kempingowy pani Anny. Kobieta wyszła z niego i przytuliła mocno mojego tatę. Moi przyjaciele również zrobili to samo. Matko, nazwałam ich, że są moimi przyjaciółmi? No tak...ja ciągle ich kocham. Są moją rodziną na zawsze.

Oaza, Davina i Elizabeth przybiegły do mnie i rzuciły się w moje ramiona. Prawie mnie udusiły, a najbardziej Oaza.

-Tęskniłam - oznajmiła Elizabeth.

Davina podeszła bliżej do mojego ucha i coś mi powiedziała.

-Skąd twoja matka miała 60 tysięcy?

Wzruszyłam ramionami, a Oaza odkaszlnęła.

-Kurwa, musiała być naprawdę bogata, pieprzona Molison - powiedziała Elizabeth.

Oaza udawała, że obserwuje niebo i rzekła do nas zwyczajnym głosem:

-Moze sprzedała dwie nerki i dlatego nie żyje.

Wszystkie cztery parsknęłyśmy głośnym śmiechem. Chwilę później reszta przyjaciół to usłyszała i zawołała nas do ogrodu.

Nie wiedziałam tylko dlaczego Eva do nich nie idzie. Wciąż stała oparta o maskę auta. Podeszłam do niej niechętnie i stanęłam przed nią.

-Eva? - spytałam - Gdzie ty idziesz?

-Wyjeżdzam - oznajmila ze smutną miną.

-Co? - mój głos się łamał, nie mogłam nic więcej powiedzieć -Miałaś...

-Aurelio miałam tylko urodzić ci dziecko. Teraz to już koniec. Już po wszystkim. Udanego życia. Cześć.

Co, kurwa?

W NOCY WSZYSTKO JEST PIĘKNIEJSZEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora