9. To nie skończy się dobrze

2.7K 108 11
                                    

Anastasia

Od razu po przyjściu wzięłam prysznic, zjadłam i położyłam się spać. Gdy się obudziłam, zegar na ścianie wskazywał piątą po południu, więc postanowiłam wziąć rozluźniającą kąpiel.

Siedzę właśnie w ogromnej wannie na środku łazienki i myślę o wszystkim. Harris nie przyszedł, mam ciszę i spokój. Mogę leżeć w wodzie dopóki nie ostygnie, a później dolać więcej gorącej wody. Palce mam już pomarszczone, ale to mnie nie zniechęca. Korzystam ile się da.

Bawię się obrączką pod wodą, która jest dowodowym mojej głupoty. Może i jestem najbardziej chronioną kobietą w Portland, ale nie przed nim. Nicolas jest prawdziwym zagrożeniem, nie to miasto, inni gangsterzy, moja choroba. Po prostu Nicolas Nathaniel Harris.

Wstaję powoli trzymając się wanny i wychodzę. Owijam się przyjemnym ręcznikiem, spuszcza wodę i zakładam bieliznę, ciepłe skarpetki, spodnie dresowe i bluzę. Rozpuszczam włosy związane w kok, przeglądając się w lustrze. Wyglądam okropnie, naprawdę okropnie.

Z westchnieniem wychodzę z łazienki, a mój wzrok od razu ląduje na kartce papieru, która leży na białej pościeli. Unoszę brew ze zdziwienia i podchodzę do łóżka. Rozglądam się po pokoju, ale wygląda na to, że aktualnie jestem całkiem sama. Biorę więc do ręki kartkę i zaczynam czytać.

Mam nadzieję, że nie będziesz próbować żadnych sztuczek. Pozwalam Ci poruszać się swobodnie po posiadłości, od ślubu jest tak samo moja, jak i twoja. Jeśli jednak spróbujesz czegoś głupiego, czeka Cię kara, Lisku. Wieczorem wyjeżdżam, wrócę dopiero jutro, więc nie musisz się niczego obawiać.

Twój kochający mąż, Nicolas.

Po przeczytaniu robię to jeszcze raz. Muszę się upewnić, że on naprawdę najpierw mi groził, a później użył sformułowania kochający mąż. Składam kartkę i chowam ją do jednej z szuflad szafki nocnej. Podnoszę się z łóżka i od razu ruszam do drzwi, aby zwiedzić posiadłość, która teraz jest również moja.

Mam pieprzoną posiadłość.

Prycham na samą myśl, że mogłabym poczuć się tu jak w domu. Jak u siebie.

Poprawiam włosy i wychodzę z pokoju. Moja i inne sypialnie znajdują się na górze, oprócz nich nie ma tutaj nic. Ściany są ciemne, wiszą na nich przeróżne obrazy, a przez podłogę ciągnie się ogromny dywan. Korytarz prowadzi do schodów na dół, po których cholernie chcę zejść, ale się boję. Na górze nikogo nie ma, ale... na dole? Nicolas wyjeżdża dopiero wieczorem.

Z nerwów zaciskam pięści i wbijam sobie paznokcie w skórę. Wiem, że to nic nie da, ale jakoś dodaje mi to siły. Robię pierwszy krok w przód, następny, następny i następny, aż staję przed pierwszym stopniem. Powoli schodzę stopień po stopniu, aż w końcu docieram na sam dół. Przede mną ciągnie się korytarz, a po prawej są jakieś masywne drzwi.

Moja ciekawość wygrywa, nakazując mi wejść do środka. Nie mam pojęcia dlaczego to robię, ale podchodzę do nich i łapię za okrągłą klamkę. Mogę to zwalać na działanie leków przeciwbólowych, tak będzie chyba najlepiej dla mojej psychiki - a bardziej dla jej resztek.

To nie skończy się dobrze, nic nie kończy się dobrze w tym domu. Tylko... że nie mam już nic do stracenia. Mogę zaryzykować.

Przekręcam gałkę, popycham drzwi i... O Boże. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie... Wszystkiego, ale nie tego.

Udana transakcjaWhere stories live. Discover now