rozdział 20

2.8K 63 2
                                    

...James

Poszedłem do pokoju by trochę popracować, przy Lucy nie mogę się na niczym skupić, chciałbym ją przelecieć, a praca sama się nie wykona. Ta młoda zawróciła mi w głowie i nie wiem co z nią zrobić, jest taka cudowna, dzika i nieposkromiona, nigdy nie miałem takiej dziewczyny, wszystkie inne były wyważone, zbyt nudne dla mnie. Muszę się zająć pracą, długo tu pobędziemy, nie mogę stracić pieniędzy przez to.
Dzwoni telefon, odbieram niechętnie.
- Paul co tam ciekawego?
- a nic, nudy. Jeżdżę często do miasta i ciągle mam ogon. Myślę że nie wiedzą gdzie się podzialiście i dupy im się palą.
- to dobrze mam nadzieję że się nie dowiedzą. To po co dzwonisz?
- żeby sprawdzić czy żyjesz
- wszystko ok. Nic się nie dzieje. Nudy stary nudy
- no tak. Dobra lecę na obchód.
Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy i będziemy mogli wrócić do Los Angeles nie długo. Nowy Jork jest fajny jak ma sir możliwość pozwiedzać, jak siedzi się w domu cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę to już nie jest tak super. Do tego praca na odległość też nie daje takich wyników jak realnie.
Dzwoni kolejny telefon, czy oni się zmówili dziś na mnie.
- halo
- cześć James tu Matt
- cześć czekałem na Twój telefon. Wiesz już coś?
- coś tam wiem stary. Pojeździłem za tym dupkiem, w sumie nudy, ale raz zajechał do kasyna, wszedłem za nim do środka i gadał z jakimś typem od Arnolda.
- kto to jest ten Arnold?
- to szef tego kasyna. Nie jest zbyt miły. W każdym razie bardzo się wściekł na Stevena i zostawił go na korytarzu, a ten po chwili wyszedł. Popytałem się, podobno Steven często grał w pokera no i miał pecha, jest winien temu Arnoldowi kupę kasy. Tyle, że Stev nie ma tych pieniędzy.
- no ciekawe i co w związku z tym
- to że podobno ma córkę która jest milionerką, ale będzie mogła kasę dopiero wziąć jak skończy dwadzieścia jeden lat. Arnold zgodził się poczekać do tego czasu. Ale chodzą słuchy, że córeczka dała nogę i to nie spodobało się temu gościowi.
- Jakim cudem Lucy może być milionerką?
- nie wiem, sprawdzę to. Arnold podobno ma szukać Lucy, ona jest jego żyłą złota. Uważajcie na siebie
- ok pa
Lucy ma miliony ciekawe skąd, przecież to nastolatka, a jeśli to faktycznie prawda to już wiem dlaczego stary jej tak zawzięcie szuka. Jest jego polisą na przeżycie, inaczej ten gość pewnie go zabije, jeszcze nam brakowało żeby Arnold miał szukać Lucy. Muszę porozmawiać z Russellem. Młoda napewno nie wie że jest tak bogata inaczej pewnie by powiedziała.
Schodzę na dół by poszukać Julii, ona powinn wiedzieć kiedy wróci jej mąż. Siedzie z Lucy na tarasie i obserwuje jak Sandra bawi się z psami, nie wiem na co im tyle zwierząt, mają schronisko czy jak. Ja nie mam czasu na psa, za dużo pracuje. Wchodzę na taras tak żeby mnie usłyszały, nie lubię się skradać jak złodziej.
- cześć dziewczyny, Julia nie wiesz kiedy Russell wróci?
- nie długo powinien być, on zawsze wraca na kolację.
- ok powiedz mu, żeby wpadł do mnie chce z nim pogadać.
- ok James
Wracam do siebie i kładę się na łóżku, ciągle pachnie perfumami Lucy. W nocy mnie zaskoczyła nie powiem to było miłe, nie powinienem jej chcieć, jestem od niej starszy dziesięć lat. Ona to jeszcze dziecko, które nie zna życia, ale rozum swoje, a serce swoje i nic nie poradzę że podoba mi się taka niewinna, przeżyła więcej niż niejedna nastolatka i może dlatego tak mnie do niej ciągnie. Po prostu uważam, że jak na swój wiek jest bardzo dojrzała. Lubie wiedzieć, że dzięki mnie się uśmiecha szczerze. Russell wchodzi nawet nie pukając i patrzy na mnie jak na głupka, nic dziwnego uśmiecham się do siebie jak debil.
- chciałeś ze mną pogadać czy po prostu zapraszasz mnie do łóżka.
- wolę dziewczyny. Zamknij drzwi i siadaj. Dzwonił do mnie mój detektyw.
- no to słucham.
- Lucy to podobno milionerka, nie wiem skąd ma kasę jeszcze tego nie sprawdził, podobno jej ojczym ma długi u kolesia imieniem Arnold. Przegrał sporo w kasynie i pochwalił się, że jego córka jest milionerką i że ten Arnold dostanie hajs kiedy młoda skończy dwadzieścia jeden lat. Ten miał poczekać, ale Lucy zwiała, Arnold chce pomóc ją odnaleźć.
- hmm... Nie znam żadnego Arnolda to musi być jakaś plotka nic nie znacząca. Dobra będzie jej szukał, ale czy znajdzie. Musimy być czujni, nie wiadomo co temu ojczulkowi chodzi po głowie.
- tak zgadzam się. Myślałem że odpuści w końcu ale jeśli faktycznie Lucy ma tyle forsy to raczej są na to marne szanse.
- może odpuści po jakimś czasie, ale jeśli ma długi to raczej życie albo śmierć. Facet pewnie chce żyć.
Russell poszedł się przebrać, ten facet zawsze wraca na kolację choćby nie wiadomo co robił,  nie sprowadza też pracy do domu. Też bym tak chciał, ale nie mogę zwłaszcza daleko od swojego miasta. Może jak będę miał kiedyś żonę i dzieci zmienią się moje priorytety.
Schodzę do jadalni gdzie siedzą już dziewczyny, kolacja jest przepyszna, od kiedy wróciła ich gosposia. Jemy w ciszy choć Lucy patrzy na mnie jakbym był jej deserem.

ucieczka Où les histoires vivent. Découvrez maintenant