... Russell
Przyjechałem wieczorem i chuj mnie strzelał całą drogę bo nie mogłem nic zrobić, a moi ludzie jak widać nie radzą sobie nawet z jednym gościem. Nie wiem jakim cudem ten gość wlazł do mojej chaty, ale wcale mi się to nie podoba. To nie powinno się zdarzyć. Bogu dziękuję, że w domu nie było mojej córeczki, a Julia była na górze. Steven nie wiedział, że one są w ogóle w domu, ciekawi mnie po co się włamał, nie spodziewałem się tego przyznam, to samobójstwo przecież, co chciał w nim znaleźć, czy naprawdę w tym wypadku chodziło mu o Jamesa? Ale jeśli tak to czemu zostawił go przy życiu. Chciał okraść samego Russella Connora, jak na policjanta to jest dość głupi, za pewne mnie sprawdził więc wiedział kim jestem, a jednak wciąż nie mógł odpuścić. Teraz zajmę się nim w odpowiedni dla niego sposób i będzie się modlił o koniec. Przez telefon rozmawiałem z Julią i z Jamesem choć ten musiał się położyć, nieźle oberwał i głową go rozbolała, wiem jaki to ból, nie raz dostałem wpierdol, będzie miał migrene giganta. Za dwa dni James i Lucy wracają do Los Angeles, już nic dziewczynie nie grozi, będzie mogła zacząć żyć jak przystało na nastolatkę no może poza tym, że urodzi nie długo dziecko. Chciała jeszcze spotkać się z dziadkami którzy mieszkają w tym mieście. A ja z szybkością torpedy zasuwam do piwnicy aby przekonać się kimże jest ojczym Lucy. Schodzę po kamiennych schodkach w głąb mojej piwnicy, myślałem że nie będę musiał już tu nigdy schodzić, ale nie mam czasu wozić tego śmiecia na drugi koniec miasta do obory którą kupiłem jak tylko urodziło mi się dziecko. Nie chciałem aby kiedyś przypadkiem Sandra weszła do niezamknietej piwnicy i zobaczyła coś czego widzieć nie powinna. Dlatego swoje sprawy załatwiam poza domem, ale dziś muszę zrobić wyjątek.
W środku pomieszczenia zauważam człowieka styranego przez życie, niby facet ma piedziesiątke dopiero a wygląda masakrycznie, a może to ucieczka jego pasierbicy tak go zniszczyła, w każdym razie wygląda jakby miał siedemdziesiątkę. Patrzy na mnie wzrokiem który ma zabijać, a mnie to tylko śmieszy jeszcze bardziej. Nawet z pozycji psa próbuje mnie zastraszyć, ale ja się nikogo nie boję. Naprawdę facet nie odrobił zadania domowego jakim jest sprawdzenie mnie. - stary wyglądasz koszmarnie, chyba się nie wyspałeś co? Czy to praca w policji tak postarza ludzi.
- pierdol się koleś.
- och będę, uwierz mi będę się dziś pierdolił gdy ty będziesz tu zdychał.
- czego ode mnie chcesz?
- nie wiem czego ty chcesz ode mnie? Ale ja nie chciałem od ciebie nic, gdybyś dał sobie spokój z Lucy, ale nie kasa jest ważniejsza co nie? Porwałeś moją żonę, a raczej tych których nasłałeś na nie. Tylko że Lucy jest sprytna, udało im się uciec. Nie powiedzieli ci co ?
- nie, myślałem że wciąż siedzą w tym domu.
- nie chcieli ci mówić, chcieli zwiać ale nie zdarzyli. Teraz pewnie już nie żyją, zresztą syn Arnolda też już pewnie się wykrwawił. Nie dotyka się kobiety Russella Connora. Wiesz kim jestem? Nie jestem dobrym facetem.
- wiem ale mam to w dupie, chce tylko Lucy i tego pierdolonego milionera Jamesa.
- to po chuj włamałeś mi się do chaty, przecież dałeś mu w łeb.
- chciałem sprawdzić czy nie macie tam jakiegoś hajsu. Trochę krucho u mnie z kasą teraz.
- chciałeś mnie okraść? Ty naprawdę jesteś idiotą, myślisz że ktoś taki jak ja trzyma forse w domu. Powaliło cię.
Stary masz przejebane, nie potrzebnie wiedząc kim jestem porywałeś się z motyką na słońce. Trzeba było odpuścić i dać przy okazji Lucy spokój.
- nie mogę ona jest moja...
- i to błąd, bo ona nie jest i nie była nigdy twoja.
Wziąłem nóż z szafki na której poukładane miałem kiedyś wszystkie swoje zabawki. Teraz John musiał przynieść tutaj parę rzeczy. Nóż ostry, cienki, ale długi i po prostu wbiłem mu go prosto w nerkę. Krzyczał, skamlał jak opętany i płakał, ale na mnie nie zrobiło to wrażenia. Czym bardziej się wyrywał tym ostrze głębiej się wbijało, a mnie się robiło nawet przyjemnie.
- widzisz jak kończą tacy jak ty. Właśnie tak kończą. Teraz cię zostawię, nie chce mi się tu z tobą zostawać na całą noc. Zresztą przebiłem ci nerkę więc i tak długo nie pociągniesz.
Zostawiłem go i poszedłem do mojej kobiety i dziecka. Po drodze minąłem Jamesa który miał minę jakby zaraz się porzygał, nikt go chyba nigdy mocniej nie zbił, co mnie nawet bawi gdyby nie okoliczności.