Russell
Z moją żoną i dzieckiem jest wszystko w porządku, skurcze to tylko stres, nerwy, za to właśnie i za to że ktoś porwał ją będę musiał pokazać temu pajacowi, że z Russellem Connorem się nie zadziera. Pewnie nie wie kim jestem, a może wie i nie chciał porwać mojej żony, ale jego ludzie spieprzyli prostą robotę, ale to nie ważne, podniósł rękę nie na tą kobietę co trzeba. Lucy też mi zaimponowała, nie czekała na przypieczętowanie swojego losu, tylko wzięła sprawy w swoje dłonie i zabiła żeby uratować siebie, Julię i moje dziecko. Zawsze będę jej za to wdzięczny i teraz odpłacę za to co dla mnie zrobiła. Znajdę jej ojczyma i zabije, a potem jeszcze tego Arnolda, nie wiem czy to byli ludzie Stevena czy Arnolda dlatego najpierw zajmę się nimi. Powiedzą mi co chce wiedzieć. Wracam z Julią do domu. Moja córka już śpi jest bardzo późno. Zanoszę ją do sypialni i mówię że zaraz wrócę i że już jej nic nie grozi, a ona po raz kolejny mnie zaskakuje.
- zabij go Russell.
- śpij słonko wszystkim się zajmę.
Schodzę na dół, nalewam whisky i patrze przez okno na migoczące gwiazdy. James podchodzi ze szklanką bourbonu.
- śpi. Zabiła tego gościa prawda?
- tak i bardzo dobrze zrobiła, albo ona albo on. Wybrała.
- tak. Jestem z niej dumny. Co teraz?
- teraz zajmiesz się moimi dziewczynkami a ja jadę na polowanie. Nie mogę tak tego zostawić. Żaden typ nie będzie porywał mi żony.
- dobrze.
- nie wtrącałbym się gdyby nie to że ją porwali.
- wiem Russell.
Odchodzę, idę na górę do pokoju mojej córeczki którą całuję i przykrywam kołderką, a potem wracam do sypialni gdzie rozbieram się i kładę do łóżka całując moją żonę w głowe i kładąc rękę na brzuchu. Jutro muszę wyjechać. Moi ludzie siedzą niedaleko tego domu gdzie były przetrzymywane dziewczyny, ale wciąż nikt tam nie przyjechał, pewnie ten jeden miał je pilnować. Nie pomyśleli, że jedna mała dziewczynka może zaatakować postawnego faceta i jeszcze go ubić. Jeśli przyjadą będą mieli nie lada wyzwanie. Może myślą, że one nadal gdzieś tam są, no bo jak miałyby uciec, przecież w pobliżu nie ma żywej duszy. Będą szukać, a znajdą tylko mnie i nie będą zadowoleni. Nie chciałem się w to mieszać, mógłbym pomóc oczywiście za niezłą sumkę, nic nie robie za darmo, Paul mówił, że mają u mnie pomieszkać, a nie że mam się wtrącać w ich sprawę, Paul sam miał się tym zająć po swojemu jeśli James się zgodzi. Ten facet nie lubi brudzić sobie rąk, lubię go, ma swoje zasady tak jak i ja, ale czasem trzeba być elastycznym i zrobić coś wbrew sobie. Zresztą James miał zapłacić Arnoldowi forse za młodą. Już miał dzwonić do detektywa żeby porozmawiał poważnie z tamtym typem, ale nie zdarzył bo tamci zrobili pierwszy ruch, bardzo chujowy. Weszli mi w drogę, teraz muszą ponieść karę....
Nastał świt wyjechałem kiedy moje panie jeszcze smacznie spały, zostawiłem Julii liścik, żeby się nie martwiła. Nie lubi jak znikam bez pożegnania, chce załatwić to jak najszybciej i wrócić do swojej rodziny, nie wiadomo kiedy zacznie rodzić, a ja chce być przy tym. Samolot czekał na mnie na lotnisku z daleka od wścibskich oczu, tym razem lecę sam, nie potrzebuje więcej ludzi, wystarczą mi ci którzy są na miejscu. Teraz obmyślę plan. Zanim odleciałem Mark napisał, że ktoś podjechał pod dom. Kazałem wejść za nimi i przytrzymać zanim nie dolecę.