Panny i mężatki

22 2 2
                                    

Wieczorne słońce objęło swoim blaskiem miasteczko. Daleko jeszcze było do nocy. Dni w lecie są długie. Za długie dla Clary. Gdyby nie strach przed nalotami, zostałaby w Hamburgu. Choć,  na zaproszenie siostry nie sposób  było odmówić.
Hanna Meister mieszkała w uroczym domku na obrzeżach miasteczka. Wystarczyło otworzyć furtkę z tyłu ogrodu i wychodziło się na rozległą łąkę. Tak, okolica była piękna, ale Clara nie lubiła wsi. Nie była dla niej inspiracją, choć cisza i spokój jakie tu panowały, uspokajały ją. Tylko ile można się odstresowywać.
Leżała właśnie na kanapce na tarasie i rozmyślała, gdy dłużącą się ciszę przerwały dochodzące z oddali męskie głosy. Podniosła głowę i jej oczom ukazał się jej szwagier i jakiś inny, młodszy oficer. Miał jasne blond włosy, które trochę niedbale opadły mu na czoło, gdy zdjął czapkę. Całkiem 'liczę go sobie' sztuka. Zauważywszy ją uśmiechnął się lekko, więc odwzajemniła ten gest i wstała z kanapy.
-Witaj Claro -podał jej rękę Hugo, gdy wszedł na taras.
-Dzień dobry mój drogi -odpowiedziała i uścisnęła jego dłoń -maniery widzę nadal iście żołdackie.
Hugo skrzywił się.
-Poznaj Hansa... -nie dokończył, bo Hans skłonił się przed Clarą i ucałował jej dłoń z należytymi manierami.
-Unterscharführer Hans Tischler, do usług.
-Clara Rosenschein. Miło mi -uśmiechnęła się do niego czule. Wydawał się bardzo miły i ułożony, ale kobieta czuła, za tymi pozytywnymi cechami, kryje się junkerski charakter nieokiełznanej, cały czas chłopięcej natury.
Meister przywitał się chłodno z żoną, na co ta tylko wymachując hohlą odparła, że przyszedł znowu po długim czasie i bez zapowiedzi, w najmniej odpowiednim momencie, bo ona właśnie robi obiad.
-A tak poza tym -skrzeczała -więźniarka, którą przydzieliłeś mi do pracy, porywała jedzenie z kuchni. Co za desperacja! Dobrze, że Kurt się tym zajął!
Zaraz zza otwartego okna w salonie wyjrzała brunatna czupryna.
-Wołała mnie pani? -zawołał Kurt przez okno.
-Nie chłopcze, właśnie opowiadam mężowi jakim jesteś dobrym żołnierzem!
-Dziękuję!
Hugo zmarszczył brwi. Hans zachichotał za jego plecami i spojrzał w stronę Clary.
Ta również się zaśmiała, ale bardziej z sympatii, niż rozbawienia.
Wkrótce nadszedł czas na obiad. Było już dość późno, ale nie przeszkodziło to pani domu w nazywaniu tego posiłku obiadem.
Hugo, jego żona, Hans i Clara usiedli przy stole.
-Może zawołam jeszcze Kurta? -zaproponowała Hanna.
-Nie. On jest teraz na służbie -odparł stanowczo Hugo.
-Oj dobrze, dobrze -odburknęła -jestem już taka głodna! Odwoziłyśmy dziś z Clarą naszą najmłodszą siostrę, Elsę, na pociąg. Na stacji spotkałyśmy tego miłego oficera... jak mu tam... von Scheissen, czy coś... -
Hans o mało nie wypluł pieczeni ze śmiechu. Nie umknęło to uwadze Clary -zaprosił nas do siebie do majątku, który przejęli od Polaków i na przejażdżkę bryczką. Co za niesamowity osobnik!
-Kto? -mruknął Hugo.
-Ten oficer! I miał taką miłą żonę i śliczne dzieci!
-Właśnie -powiedział Meister -gdzie nasze dzieci?
-Mężu, potomstwo nasze udało się z Elsą do Waldenburga, uzgodniliśmy to dawno temu! -Hugo zaczerwienił się trochę.
Clara była bardzo zaciekawiona zaistniałą sytuacją. Może nareszcie skończy się ta nuda. Obserwowała Cały czas zachowanie swojej starszej siostry i jej męża. Ich związek ochłodził się po przeprowadzce do Auschwitz. Hugo spał w koszarach za murem, a Hanna musiała szukać sobie różnych dziwnych rozrywek, żeby oderwać się trochę od lękowych myśli.
- Wiesz -powiedziała ostatnio do Clary -mój mąż się zmienił. Jest jeszcze bardziej małomówny niż wcześniej. W dodatku cały czas pracuje. W sumie to prawie nic nie wiem o jego życiu teraz.
Powstrzymywała się wtedy od łez. Na co dzień udawała niezależną i zimną kobietę. Przed dziećmi i nieznajomymi, starała się utrzymać fason. Ale jej zwierzała się z osobistych zmartwień. Nawet teraz, w jej oczach, za zasłoną gniewnej postawy wobec męża, Clara widziała ogromny smutek i lęk przed utratą męża.
-Czyli masz jeszcze jedną siostrę? -z rozmyślań wyrwał ją głos Hansa -Jestem ciekaw, czy jest tak samo wyrafinowana jak pani.
-Hans, drogi Panie -nachyliła się do niego nad stołem -słaby tekst. Radzę się pohamować.
Hans jednak tylko ośmielił się po tej uwadze.
-Maniery panienki świadczą o nie byle wychowaniu. Z taką buzią, mogłaby pani ujść za arystokratkę. Ta nieskalana cera...
-Hans, monarchia upadła i w Niemczech, i w Austrii po zakończeniu fatalnej dla nas wojny, a pochodzenie, nie zawsze decyduje o poziomie wychowania.
Hugo i Hanna popatrzyli po sobie trochę zdziwieni.
- Skończyłam już, mogę odejść od stołu -spytała sfrustrowana Clara.
-Proszę bardzo, rób co chcesz siostrzyczko -bąknęła pani domu. Clara nie zdążyła wstać od stołu, gdy Hans zerwał się z miejsca.
-Także dziękuję -rzucił w stronę siedzących -idę potowarzyszyć pannie Clarze.
Hugo uśmiechnął się, a Clara przewróciła oczami.
-Musisz? -zapytała Hansa gdy wyszli do ogrodu.
-Muszę.
-Nie lubię esesmanów -rzuciła kobieta bez zastanowienia -zadzierają nosa i myślą, że są lepsi od żołnierzy regularnej armii.
-Ja nie -odparł Hans i nagle rzucił się na kolana przed Clarą w dramatycznym uniesieniu -O, panno Rosenschein, przed twoją urodą, czoło chylą nawet nadludzie -tu Hans padł twarzą w trawnik. Clara zaśmiała się.
-Dobry trawnik? -zapytała, gdy Hans podniósł się z ziemi wypluwając trawę.
-Przepyszny! -wypalił skrzywiony mężczyzna -Trawka palce lizać!
Oboje zaczęli śmiać się w niebo głosy.
-Może coś w tym jest -powiedziała Clara, gdy się uspokoili -humor masz całkiem zdrowy jak na żandarma SS.
-Mój wuj zawsze mawia, że dystans, dystans jest kluczem do dobrego samopoczucia.
-To wujcio ma rację -roześmiała się Clara.
Przechadzali się po ogrodzie, potem wyszli na łąkę. Przez cały ten czas rozmawiali. Nie za bardzo o czymkolwiek, o wszystkim i o niczym. Oboje czerpali przyjemność z małej odskoczni od ich codziennej rutyny.
-Gdzie pracujesz? -spytał Hans, gdy siedzieli w wysokiej trawie.
-Jestem niezależną pisarką.
-Ah tak... Da się z tego wyżyć?
-Czasami... Nigdy nie wiesz jak zareagują  czytelnicy na nową książkę. Udało mi się  dotychczas opublikować dwie... Ale zdążyłam się poznać na moich odbiorcach.
-Jakie to książki?
-Romanse. Nowelka i krótka powieść.
-Romanse? -Hans uniósł jedną brew.
-No tak...
Mężczyzna parsknął. Clarze trudno było stwierdzić, czym była ta reakcja i na co. Niby bawiła się z Hansem całkiem dobrze. Wspaniale się z nim rozmawiało. Dużo słuchał, ale wydawał się być myślami gdzie indziej. Odpowiadał często zdawkowo na pytania i prawie na nią nie patrzył. Ciekawiło ją co on sobie takiego myśli, że  jest ciekawsze od rzeczywistości.
Oboje zamilkli. Było słychać jedynie cykanie świerszczy w trawie. Nagle usłyszeli głos Hugo z ogrodu.
-Hans! Hans chodź, musimy wracać!
-Odprowadzisz mnie do furtki? -Hans spytał Clarę i popatrzył na nią swoimi błękitnymi oczami.
-No chodź! -złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.

Hugo i Hans po wyjściu na drogę szli w kompletnej ciszy. Hansowi dopisywał humor, lecz jego kolega był w zgoła przeciwnym nastroju. Zapadł już półmrok i niebo przybrało szaro-różowy kolor.
-Pogoda liczę go sobie -powiedział Hans i zatrzymał się popatrzywszy na wieczorny krajobraz.
-Zobacz tam -zwrócił się do niego Meister i wskazał na znajdujące się za ich plecami masywne czarne chmury, które zdawały się wyłaniać zza horyzontu.
-To nic, pewnie przejdzie bokiem.
-Nie ma wiatru -dodał Hugo -ale przez dłuższy czas było ciepło i zanosi się na porządną burzę. Czujesz to stęchłe powietrze?
-Nie -odparł Hans i zmarszczył brwi.
Znów szli kawałek w ciszy, aż Hans znowu zaanonsował rozmowę.
-Jak Hanna? Ciągle zła?
-Zła? Ja nie wiem o co jej chodzi! -krzyknął Hugo -to jakaś paranoja! Czego ona ode mnie chce?
-Rzadko bywasz w domu.
-Phi. Powiedz lepiej jak ci się Clara podoba -Meister zmienił temat.
-Może być -odparł Hans.
-Nie ośmieszyłeś się przed nią aż tak bardzo.
-No dzięki -odburknął z przekąsem.

Tego dnia czekała ich jeszcze jedna niespodzianka. Gdy dotarli do bramy obozowej przywitał ich widok na tyle niezwykły, iż zdawało się, że aż fantastyczny. Gdy podeszli do budki strażniczej, aby się wylegitymować, na ich spotkanie wyszedł nie Kto inny, tylko Dietmar.
-Hans, Hugo, dobrze że jesteście! -przypadł do nich i prawie wyrwał im dokumenty z rąk.
-Dietmar, co ty robisz w budce? -spytał Meister
-Nie wiem, kara? Wyrzucili mnie z Hundesstaffel! Hans -zwrócił się do kolegi, blady jak ściana -Hanas, Heinrich jest chyba na mnie zły! Mówi, że przeniesie mnie z obozu, że zawsze byłem skazany na jego łaskę, a jeden błąd przesądził o moim losie, nic nie rozumiem, Hans, co on ze mną zrobi?!

Mówił jednym tchem, pot wystąpił mu na czoło. Hans zmarszczył nos. Henryk mimo wcześniejszej łagodnej reakcji zmienił zupełnie sposób działania. Bez konsultacji z nim decyduje o losie Ukraińca, traktuje go jak kartę przetargową w konflikcie siostrzeniec-wujcio, z lekceważącym stosunkiem do życia Dietmara, ale też samego Hansa.
-Co za bufon, to w jego stylu.
-Hans, zrób coś, proszę!
-Dobra, uspokój się tylko. Porozmawiam z nim jutro -Hans z trudem trzymał nerwy na wodzy.
Nagle, wypłoszony zapewne przez tą ożywioną rozmowę, z budki po drugiej stronie szlabanu wyszedł nie kto inny, tylko kurdupel z stołówki. Podszedł do trójki przyjaciół i dał znać o swojej obecności donośnym chrząknięciem.
-O, a kogo my tu mamy -odezwał się ochrypłym głosem.
-Twoją starą~kurwę -odpowiedział Dietmar i splunął pod nogi przybysza.
-Maniery iście Ruskie.
-Pierdol się.
-No, panowie, szanujmy siebie nawzajem, tak nie wypada na służbie -rzucił Hugo i odebrawszy swoją przepustkę przeszedł na drugą stronę szlabanu -chodź Hans, czas na nas.
Hans był odrobinę zakłopotany. Nie chciał zostawiać Dietmara samego z kurduplem, ale nie chciał być w ogniu bójki. Henryk by go za to zamordował.
-Spokojnie Mitia, załatwię to jakoś -poklepał Ukraińca po ramieniu i zwrócił się jeszcze do małego.
-Nazwisko żołnerza?
-Kleiner. Lukas Kleiner.
Hans powiedział mu coś o niewszczynaniu konfliktów wewnętrznych i zagroził karą za nieposzanowanie wyższych stopniem, choć sami złamali protokół przy wylegitymowaniu.
Gdy oddalili się już od szlabanu tak,  że wartownicy nie mogli ich usłyszeć, Hugo spjął się cały i zatrzymał Hansa łapiąc go kurczowo za ramię.
-Nie angażuj się w to -powiedział zdenerwowany.
-Jeju -Hans delikatnie zdjął rękę przyjaciela ze swojego ramienia -spokojnie, stary...
-Kleiner jest z grupy radykałów. Są w Thule. Każdy może im podpaść.
-Hugoś, Rzesza Niemiecka nie jest państwem bezprawia...
-Jest państwem prawa siły i przemocy. Ty i ja najlepiej powinniśmy o tym wiedzieć. Wierzę w nasze ostateczne zwycięstwo, ale to co teraz mamy, to forma przejściowa.
Hans trochę się przestraszył. Serce podskoczyło mu już przy spotkaniu przy szlabanie, ale wypowiedź Hogo brzmiała jak niebezpieczne masońskie bzdury.
-Jak to forma przejściowa?
-Jest wojna... a zresztą nie ważne -Meister machnął ręką -chodzi o to, że  tacy jak Dmitrij pomimo, że uważam jego samego za spoko kumpla, nigdy nie będą na równi z nami. Nie przywiązuj się do ludzi. Zdradzą cię, albo... będziesz musiał ich opuścić. To my mamy wspólną przyszłość, a on sprowadzi na nas tylko nieszczęście.
Hans patrzył na Hugo z ogniem w oczach. Jego przyjaciel mocno odleciał.
-Posłuchaj -dodał jeszcze po chwili -jesteś moim najbliższym przyjacielem i nie chcę, aby coś ci się stało. Nie chcę być również tym, kto stanie naprzeciwko ciebie, gdy ty będziesz pod ścianą(wszechświecie broń od tego).
W jego oczach Hans widział troskę, ale też zwierzęcy strach. Nie lubił za bardzo fizycznego kontaktu, ale teraz nie mógł się powstrzymać i objął Hugo ramieniem. Gdy jego głowa spoczęła na barku przyjaciela, poczuł lekki zapach wody kolońskiej. Po chwili jednak do jego nozdrzy dostała się też woń kwiecistych, kobiecych perfum i odkleił się od Hugo. Poklepał go po karku i chcąc-nie chcąc, chrząknął i podrapał się po nosie.
-Chodź, ty kłębku nerwów. Napijemy się i pogadamy jeszcze w pokoju.
-Jutro musimy wstać na służbę -burknął Meister.
-Kieliszek czy dwa nie zaszkodzą, stary marudo.
I ruszyli w stronę koszar.

Nie ma żywych, nie ma martwychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz