23.Candle

11 2 0
                                    

Dnia Dwudziestego Trzeciego Wiedźma Październikowa cieszyła się, że ma w lesie zaufanych powierników. Podczas jej rocznego snu zwierzęta przygotowywały się do jesiennego powstania i gromadziły cenne składniki, których sama nie miała możliwości zebrać.

Goście, choć niechętnie, zaczęli ustępować miejsca wiewiórkom, dzikim psom, kunom i mrówkom. Mieszkańcy lasu nieśli ze sobą schowane do tej pory w norach i kryjówkach drobne dary. Choć nie byli zaproszeni na sabat, mogli go obserwować z lasu i chcieli zyskać przychylność Wiedźmy, by dalej żyć w jej nawiedzonym lesie w spokoju.

W taki sposób dostała smalec, rozmaite orzechy, migdały, łodygi i liście wilczomleczu oraz mnóstwo plastrów miodu. Zabrała je do kuchni, położyła na blacie i rozpoczęła monotonny proces wyłupywania i wycinania. Wpierw ułożyła cały smalec w garze i omiatając go ogniem pozwoliła mu stopić się. Potem rozgniotła orzechy i migdały, zawinęła je w lnianą ściereczkę i włożyła do praski z lejkiem. Zakręciła imadłem najmocniej jak mogła i pozwoliła olejom spływać powoli, kropla po kropli, do gara ze smalcem.

Kiedy tłuszcze mieszały się ze sobą, Wiedźma zabrała się za wilczomlecz. Ostrożnie obrała jego łodygi, pokroiła to, co z nich zostało i razem z liśćmi włożyła do moździerza. Musiała długo mielić, by uzyskać jednolitą, kleistą papkę, którą dolała do gara. Na koniec połamała plastry miodu – już bez słodkiego nektaru. Pewnie zjadły go zwierzęta, ale nie przeszkadzało jej to. I tak nie potrzebowała miodu, a jedynie wosku, który także dorzuciła do rozgrzanego naczynia, po czym zamieszała w nim chochlą.

Gdy masa się łączyła, Wiedźma machnęła dłonią – ze spiżarni przyfrunęły do niej drewniane skrzyneczki pełne z pozoru pustych fiolek. Po odkorkowaniu kilki z nich, kuchnię owionęły zapachy lukrecji, lawendy i cynamonu. Dodała słodkie opary do gara, zamieszała kilka ostatnich razy i wylała całość na solidną, dużą stolnicę.

Wosk zastygał szybko, więc musiała pracować sprawnie. Podwinęła zgrabnie rękawy sukni, przygotowała knoty i zaczęła lepić. Wpierw dwanaście dużych świec przedstawiających kobiece sylwetki – ją i jej siostry wraz z atrybutami. Siebie ulepiła w sukni z deszczowymi perłami, z dynią w rękach i wężem owijającym się wokół ciała.

Potem zajęła się lepieniem mniejszych, przedstawiających zwierzęta, uciekających ludzi i symbole Halloween. Po około godzinie na stolnicy przed nią stała woskowa armia, którą wyniosła na polanę i ustawiła wokół kotła. Postacie jej i jej sióstr stały z dwunastu stron, a reszta otaczała je tłoczno. Widząc wszystkich na swoich miejscach, Wiedźma wróciła po ogień ze stosu czarownic, którym odpaliła każdą ze świec. Kiedy knot zajmował się ogniem, woskowa postać ożywała – wiedźmy chwytały się za ręce i tańczyły wokół kotła, woskowe dynie, pochodnie, pajęczyny i nagrobki unosiły się w powietrzu, a zwierzęta goniły i pilnowały uciekających, woskowych ludzi.

Ten widok, tak bardzo podobny do prawdziwych obchodów sabatu, ruszył martwym sercem Wiedźmy. Jeszcze tylko kilka dni, a znów zobaczy się ze swoimi siostrami i rozpocznie nieświętą biesiadę, zapewniającą wiedźmiemu światu dobrobyt na kolejny rok. 

Wiedźma PaździernikowaWhere stories live. Discover now