⧋ 40 ⧋

1.1K 138 11
                                    

Jeongguk

Za Jiminem były trudne dni, ale nie mogliśmy zapominać, że czekały nas jeszcze trudniejsze.

Mój ukochany nie pozwolił zamknąć się w domu, tłumacząc to chęcią zajęcia się czymś. Nie walczyłem z nim w tej kwestii, bo faktycznie potrzebowałem w pracy sekretarza, który wie co i jak. Zwłaszcza, że w firmie było gorąco przez projekt francuzów, z którymi nadal negocjowaliśmy. Co jakiś czas dawali o sobie znać też amerykanie, więc wiedziałem, że szykuje się kolejna delegacja, tym razem na pewno dłuższa, niż moja ostatnia podróż do Paryża.

Musieliśmy z Jiminem w najbliższym czasie porozmawiać o Somi, bo przecież jeśli pobyt w Stanach trwałby trzy tygodnie, opuściłaby dużo lekcji. Nie chciałem jej ciągać na nauczanie indywidualne i specjalnie nigdy nie zapisywałem jej do żadnych elitarnych szkół, by chociaż w dzieciństwie mogła cieszyć się młodością i względnym luzem. Przez to teraz musiałem martwić się, czy taki długi wyjazd nie zaszkodziłby jej ocenom. A znając jej lenistwo i brak zapału do nauki, wiedziałem, że raczej nieobecność tylko pogorszyłaby jej sytuację z kilku przedmiotów. Wystarczyło, że ostatnio co drugi wieczór siedziałem z nią nad przyrodą, która powoli przeradzała się oddzielnie w chemię i fizykę, której kompletnie nie rozumiała. Pomyślałem, że zamiast Jimina, powinienem na dodatkowy angielski zapisać własną córkę.

- Hyung, jeśli ją zostawimy, będzie za nami tęsknić - marudził podczas przerwy na lunch Jimin. Yoongi z Hoseokiem siedzieli z nami w pracowniczej stołówce, do której chodziliśmy, gdy nie było czasu na obiad poza budynkami J-MedLab. Yoongi wydawał się jakiś nie w sosie, ale miałem teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż jakieś tam humorki. - To aż trzy tygodnie.

- Ale jak ją zabierzemy, będzie do tyłu z materiałem ze szkoły. A wiesz dobrze, że nie przypilnujemy jej na tyle, by sama do tego przysiadła.

- To zostawisz ją babci?

- Tak.

- Obrazi się, że zabieramy Wooniego, a ją nie.

- Wytłumaczy jej się, że jedziemy do pracy, a nie na wakacje.

Jimin założył ręce na piersiach i nadąsał się, nie będąc do końca przekonanym, co do pomysłu zostawienia małej pod opieką dziadków na tak długo.

- Mogę się wtrącić? - zapytał Yoongi, kiedy już udało mu się przełknąć dość ostrego kurczaka, którego serwowała dziś kuchnia. - Moim zdaniem zabranie jej nie ma sensu. I tak siedziałaby tylko w hotelu.

- Rób co uważasz za stosowne, hyung - mruknął Jimin. Wiedziałem, że na końcu języka ma "to przecież twoja córka". Westchnąłem. Musiałem to jeszcze przemyśleć. - Mamy kwadrans do wideokonferencji z panem McKenziem.

- Czy konferencję tłumaczy pan Holsder?

Yoongi zaśmiał się, a Jimin przewrócił oczami. Hoseok wykorzystał chwilowe zamieszanie i podkradł z talerza Yoongiego jedno skrzydełko.

- Obawiam się, że pan Holdser złożył rezygnację po delegacji do Korei - odparł poważnie Jimin. - Ale jeśli maczałeś w tym palce, hyung...

- Mam czyste rączki - powiedziałem, unosząc dłonie na znak, że nie mam z tym nic wspólnego. Jimin i tak wiedział swoje. I Hoseok. Wiedział tyle, ile musiał, by wysłać do Ameryki stosownego maila w sprawie dalszego zatrudnienia pana Alvina Holdsera. - Dobra, wrócimy do tematu Somi w domu. Przypomnij mi o tym, Jiminnie. A teraz jazda, bo zaraz nas zastanie wieczór tu. Mam jeszcze dziś zaplanowaną wizytę w laboratorium.

Konferencja poszła sprawnie, bo najwyraźniej dział finansów spisał się na medal. Gorzej było właśnie w laboratorium. Przez przypadek zamówione odczynniki przyszły w innych stężeniach, a mianowicie za niskich, więc badana substancja nadawała się tylko do śmieci. Zmarnowane pieniądze to było jedno, ale czas to coś innego. Praca nad nowymi lekami musiała iść sprawnie, ale zacząłem zauważać, że odkąd nie nadzoruję osobiście mniejszych, mniej ważnych badań, w laboratorium dzieje się coś złego. Czekała mnie więc jeszcze nieprzyjemna pogadanka z zaopatrzeniowcem i niestety kierownikami ostatnich zmian na laborce. Efekt tego był taki, że wychodziłem z pracy zły. Poważnie zastanawiałem się nad jakimś zwolnieniem.

(y)our history | jjk&pjmWhere stories live. Discover now