III

348 40 69
                                    

~Peter Parker~

Pan Stark zostawił mnie samego wśród zrezygnowanych Avengersów. Bałem się, bo w końcu byłem tutaj jedynym niepełnoletnim, którego dodatkowo nikt nie znał. Tylko dla miliardera nie byłem obcy i pospolity, chociaż zacząłem mieć co do tego duże wątpliwości.

- Młody zaczął Kapitan, patrząc na mnie wzrokiem pełnym współczucia. - Wiesz, że będziesz musiał trafić do domu dziecka?

- Dziękuję, że mi Pan przypomina - odparłem spuszczając wzrok.

- Przykro mi, ale Stark nie będzie dla ciebie wspaniałym opiekunem - ciągnął dalej.

- Zawsze może zamieszkać tutaj - zaproponowała pani Natasha uśmiechając się do mnie ciepło.

Odwzajemniłem gest, mimo iż nie miałem ochoty pokazywać po sobie szczęścia. Byłem zrozpaczony decydowaniem o moim życiu przez wyszkolonych do walki, zabijania i podburzania innych ludzi. Co prawda wolałem w danym momencie zostać tutaj, niż włóczyć się niechcianym i bezimiennym po sierocińcach i rodzinach zastępczych. Tak naprawdę byłem przerażony, ale nie pokazywałem po sobie niczego.

- Tylko weź pod uwagę Nat, że my nie umiemy zajmować się dziećmi - powiedział Kapitan, nadal nieugięty w swojej decyzji. - No chyba, że ktoś chce spróbować zapewnić dzieciakowi dom?

Miałem już dość. Traktowali mnie, jak towar, zwykłą rzecz, którą można sprzedać, a jeśli się znudzi - wyrzucić.

- Już wolę trafić do jakiejś placówki - oznajmiłem, przerywając niezręczną ciszę.

Byłem dla nich problemem, więc postanowiłam sam się usunąć, żeby nie robić im więcej kłopotów.

- Jak chcesz Peter - powiedziała pani Romanoff, tym razem smutno wpatrując się w moją sylwetkę.

- Tak więc postanowione - rzucił pan Steve wstając z krzesła. - Jutro odwieziemy cię do najbliższego sierocińca. Teraz muszę Cię jednak poprosić, żebyś wyszedł, bo dorośli muszą porozmawiać.

Przełknąłem gulę w gardle, po czym bezgłośnie opuściłem pomieszczenie. Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Nikt mnie nie chciał, nikt mnie już nie kochał. Byłem nikim, zwykłą sierotą, której jedyna opiekunka zniknęła na zawsze. Wbiegłem do toalety i usiadłem pod ścianą, przyciskając kolana do twarzy. Nie chciałem dorastać i uświadomiłem to sobie właśnie teraz.

Nadal pozostawałem tylko dzieckiem, nastolatkiem, który potrzebował miłości i zrozumienia, którego nie mógł otrzymać. Świat nigdy nie pokazał mi, że zasługuję na cokolwiek oprócz bólu i odrzucenia. To był tylko kolejny dzień, który udowadniał, że Peter Parker nie mógł mieć szczęścia.

***

Plątałem się tak którąś godzinę bez celu po korytarzach bazy, nie mając zwyczajnie innego zajęcia. Nikt nie zwracał uwagi na przybłędę, której trzeba było się pozbyć. Moje życie i tak nie miało już większego sensu, więc nie przeszkadzałoby mi, gdybym został za to zganiony albo ukarany. 

Pana Starka nie widziałem odkąd wyszedł z narady i obraził się na cały świat. Nie miałem pojęcia, która była godzina i nadal chodziłem głodny i zmęczony. Nic nie jadłem odkąd skończyły się zapasy na statku. Łzy skończyły mi się już chwilę temu, dlatego z podkrążonymi oczami szedłem nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co.

W końcu usiadłem w jakimś przedsionku na mieszczącej się tam kanapie i podwinąłem nogi, starając się znaleźć wygodną pozycję. Nie miałem swojego miejsca, ale powoli przestało mnie to już aż tak boleć. Przymknąłem powieki, dając odpocząć oczom od płaczu i rażącego światła bazy. Zasnąłem doszczętnie wyczerpany, bez sił, żeby dłużej walczyć ze zmęczeniem.

BLIPDonde viven las historias. Descúbrelo ahora