VII

153 19 6
                                    

~Tony Stark~

Długo po tym nie mogłem zasnąć. Wiedziałem, że Peter pewnie też, dlatego po cichu zakradłem się do jego pokoju, jakby okazało się jednak, że śpi. Noc była jeszcze młoda, a ja zastanawiałem się, co dalej? Mogliśmy przy dobrych wiatrach sprowadzić wszystkich, którzy zniknęli, ale wtedy znów nastąpiłyby zmiany. Dzieciak odzyskałby ciotkę, a ja moją Pepper. Nie chciałem tylko jednego. Bardzo nie chciałem, żebyśmy się od siebie oddalili.

Przekroczyłem niepewnie próg i ujrzałem smacznie drzemającego Petera. Mimo tych lat, dalej miał ten uroczy dziecięcy wygląd, czego nie dało się mu odmówić. Wiedziałem, że to nie był tylko mój dzieciak. Nie mogłem decydować za niego, nie mogłem odebrać jemu i wszystkim innym ludziom możliwości wyboru. Pete chciał ich sprowadzić, bo tak należało zrobić. Skoro pojawił się sposób, to trzeba było do cholery. Nie mogłem być samolubny.

Oparłem się o framugę i odetchnąłem ciężko. Musiałem podjąć tą decyzję i chociaż rozum podpowiadał mi inaczej, serce, które zmiękło pod wpływem dzieciaka i bycia rodzicem mówiło otwarcie. Wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Miałem tylko cichą nadzieję, że ten pomysł nie okaże się jedną wielką katastrofą.

Nazajutrz spakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy w kierunku, który był nam obu dobrze znany. Przez pięć lat nie odwiedziliśmy tego miejsca, a zaraz mieliśmy tam wejść i znów uratować wszechświat. Baza Avengers nic się nie zmieniła. Nadal była tak potężna, jaką ją opuściłem. Nie znalazłem żadnego śladu zaniedbania, wszystko było czyste i schludne.

Podjeżdżając na miejsce zobaczyłem Steve'a i przewróciłem oczami. Zaparkowałem obok niego i odsunąłem lekko szybę. Ameryka podniósł brwi i westchnął, a ja mało co nie zacząłem się śmiać.

- Coś taki skwaszony? - zapytałem normalnie, żeby utrzymać powagę sytuacji. - Niech zgadnę, zmienił się w niemowlę? - dodałem po chwili.

- I parę innych rzeczy - odparł mężczyzna patrząc to na Petera to na mnie. - Co wy tu robicie?

- Einstein Podolsky Rosen - rzuciłem i wysiadłem z samochodu, a za mną Peter. Wiedziałem, dlaczego cały czas milczy i gapi się wszędzie indziej, tylko nie na Steve'a. - Zamiast przenieść Langa w czasie prawdopodobnie przenieśliście czas przez Langa. Cholernie niebezpieczny paradoks. Szkoda, że nikt was nie ostrzegł - dodałem i popatrzyłem na młodego, który zaczął bawić się palcami.

- Oprócz ciebie - odpowiedział mi.

- O, serio? No to chwała Bogu, że tu jestem - zironizowałem. - Poza tym patrz co mam - rzuciłem i pokazałem mu swoją rękę. -Prawdziwy działający GPS czasowy.

- Skąd to masz? - zapytał dotąd milczący Peter.

- Widzisz, wczoraj nie mogłem jakoś spać, więc poszedłem do warsztatu - odparłem przecierając twarz. To była długa noc.

- Mhm - mruknął, jakby obrażony, że mu nie powiedziałem i wrócił do obserwowania latających ptaków.

- Słuchaj młody - westchnął Kapitan, a Pete w końcu na niego popatrzył. - To wtedy z domem dziecka... Eh... Poniosło mnie, okej? Przepraszam cię.

Szczerze byłem w szoku i nie wiedziałem do końca jak zareaguje na to wszystko szatyn. Minęło pięć lat, a Ameryczce teraz zachciało się ckliwości. Mógł to zrobić wcześniej, mógł się odezwać, tyle rzeczy mógł, a nie dokonał niczego.
I chociaż Peter nie jest osobą długo chowającą urazę, to nie zdziwiłbym się, gdyby teraz sobie nie wybaczyli.

- Rozumiem pańskie pobudki, ale zabolało mnie to bardzo, bo poczułem się jeszcze bardziej odrzucony, niż kiedy byłem nerdem klasowym z Queens. Poza tym dom dziecka? Nic bym tam nie osiągnął i czułbym się jak skończona sierota, którą dzięki Tonemu nie zostałem - nie byłem pewien co dzieje się teraz w głowie chłopaka, ale widziałem, że nie zamierza chować urazy. Odetchnął głośno i uśmiechnął się. - Jednakże wybaczam panu i pańskim pobudkom ten czyn i liczę, że w końcu dostrzeże pan we mnie kogoś więcej niż sierotę z Queens.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 09, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BLIPWhere stories live. Discover now