ROZDZIAŁ JEDENASTY

4.1K 271 13
                                    

Devan

Mam przed sobą piękną kobietę. Jestem urzeczony jej bujnymi, ciemnymi lokami, które podkreślają jej bławatkowy odcień tęczówek. Ma pełne usta oraz policzki delikatnie zaróżowione, co dodaje jej uroku. Jej atrakcyjność nie jest ignorowana przez żadnego mężczyznę w tym lokalu. Nie wiem, czy Leanna do dostrzega, ale budzi zainteresowanie u płci przeciwnej. Niejednokrotnie przyłapałem kogoś na otwartym wgapianiu się w jej plecy, twarz czy dekolt. Za każdym razem miałem ochotę wstać i przywalić każdemu z osobna w nos. Choć myśl o wydłubaniu im oczu również pojawiła się w moim umyśle. Nigdy nie podejrzewałem siebie o zaborcze zapędy, dlatego to odczucie jest dla mnie zupełnie nowe. Jednakże oznacza tylko jedno – jestem oczarowany. Ta kobieta bardzo powoli rzuca na mnie swój czar i nie jestem pewien, czy tego chcę.

Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem mężczyzną po trzydziestce. Mam dorosłego syna i cały bagaż doświadczeń. Z kolei Leanna jest młodsza ode mnie o jedenaście lat. To duża przepaść. Ja jestem starym dziadem, który pół życia spędza w pracy, a ona ma całą młodość przed sobą, którą zapewne chce wykorzystać w każdy możliwy sposób. Nie powinienem w ogóle być nią zainteresowany, lecz bezwiednie stało się. Choćbym bardzo chciał, nie cofnę czasu do momentu, w którym nie wiedziałem o istnieniu Leanny. Teraz muszę zdusić w zarodku swoje zainteresowanie, zanim zapragnę być jej całym światem.

Devan, powtarzaj sobie te słowa jak mantrę. Nie interesuje mnie Leanna. Nie podoba mi się. Zasługuje na kogoś lepszego.

Wzdycham przeciągle. Już dawno nie czułem się tak oszołomiony. Ta dziewczyna sprawiła, że w końcu coś poczułem, ale na tym musi się zakończyć.

Kiedy księżyc zastąpił słońce, a niebo całkowicie pociemniało, kapela muzyczna rozpoczęła swój występ. Parkiet jest przepełniony tańczącymi, a w całym lokalu zrobiło się tłoczno. Leanna z zachwytem obserwuje to, co dzieje się na parkiecie. Palcami swojej dłoni rytmicznie wybija dźwięk o drewniany blat stołu. Pomimo, że jestem kiepskim tancerzem, wstaję i podaję jej swoją dłoń.

- Zatańczymy?

- Jesteś pewien? – pyta entuzjastycznie, a w jej oczach zapalają się rozradowane lampki. Nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, że taniec jest jej pasją.

- Tak, ale jeśli cię podeptam, proszę przemilcz to.

- Zgoda. – ujmuje moją dłoń. Jej dotyk jest kojący. Prowadzę ją na parkiet, a kiedy stajemy twarzą w twarz, Leanna uśmiecha się najjaśniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek dane jest mi zobaczyć. Przepadłem. Ta dziewczyna jest jak lek na wszystkie smutki. Jeden jej uśmiech wystarczy, aby poczuć się lepiej. Powinienem uciec od niej, jak najdalej się da. Wsiąść w samolot i nigdy więcej tu nie wrócić. Po jakimś czasie zapomniałbym, że ktoś taki jak Leanna istnieje. Aczkolwiek nie potrafię się zmusić, aby odejść chociażby na krok. Zamiast tego przyciągam jej drobne ciało do siebie. Rozpoczynamy wspólny taniec, pomimo tego, że posiadam dwie lewe ręce i uszy głuche na rytm. Moje nieumiejętne ruchy nie zrażają ciemnowłosej. Powoli, bez jakiejkolwiek oznaki zniechęcenia wprowadza mnie w swój świat.

Po trzech piosenkach zaczynam czuć się pewniej. Układam swoje dłonie na jej biodrach, a Leanna zaplata ręce na moim karku. Zadziera głowę do góry, by spojrzeć w moje oczy. Na jej twarzy widnieje promienny uśmiech. Odwzajemniam go. Czuję, że frunę. Moje serce przepełnia ciepło. Nie powinienem się tak czuć po kilku dniach znajomości, lecz jakaś nieznana mi siła przyciąga mnie do tej kobiety. Nawet jeśli mamy przed sobą dwa dni, zamierzam je wykorzystać. Potem wrócę do Nowego Jorku. Zapomnę o niej. Skupię się na pracy.

Teraz jednak chcę korzystać z tego, co mam.

~***~

- Kiedy zaczęłaś tańczyć? – pytam, kiedy idziemy brzegiem morza. Po przetańczeniu kilkunastu utworów, wyszliśmy na spacer. Morska bryza oraz delikatny wiatr ochładzają moje ciało. Obejmując ciemnowłosą miałem wrażenie, że całą płonę, aż w którymś momencie to odczucie stało się nie do zniesienia.

- Moi rodzice byli tancerzami. – odpowiada z nostalgią w tonie głosu. – Więc chyba od momentu, w którym zaczęłam chodzić.

- Byli? – dopytuję. – Już nie są?

- Nie żyją. – czuję ukłucie w sercu. – Miałam pięć lat, kiedy ich samolot rozbił się o zbocze góry. Tego dnia zwyciężyli międzynarodowy konkurs taneczny, a w nocy tragicznie zginęli.

Katastrofa lotnicza.

Zginęła para zwycięzców konkursu tanecznego.

Mała dziewczynka, która ściskała swojego misia na lotnisku.

Jej krokodyle łzy.

- Pamiętam to. – przyznaję. Mam wrażenie, że ktoś uderzył mnie czymś tępym w tył głowy. – Tego dnia dowiedziałem się, że zostanę ojcem. Początkowo chciałem porzucić Helen i zapomnieć o tym, że mam dziecko. Potem w telewizji zobaczyłem małą dziewczynkę z misiem w dłoni, która straciła na zawsze swoich rodziców i podjąłem inną decyzję. Pozostałem przy kobiecie, której nie kochałem i robiłem wszystko, aby Colton miał wszystko, czego potrzebuje.

- Tą małą dziewczynką byłam ja. – przyznaje ze smutkiem. – Nie uważasz, że to dziwne.

- To znaczy?

- Ujrzałeś mnie, kiedy byłam dzieckiem. Mój wizerunek zmienił twoje postrzeganie ojcostwa, a osiemnaście lat później spotykamy się na Kubie w jednym z mało popularnych barów? W dodatku ratujesz mnie przed porwaniem.

- Chyba nie chcę tego interpretować. – stwierdzam, wzruszając ramionami. – Może tak miało być?

- Wszechświat z nas kpi. – chichocze. – Pokazać ci magiczne miejsce?

- Jak bardzo jest magiczne?

- Zobaczysz. – puszcza w moją stronę oczko. – To co? Ciekawy? 

_______
Hej! Hej!
Jak wasze wrażenia po tych kilku rozdziałach?
Miłego poranka🥰

W rytmie weselnych dzwonówWhere stories live. Discover now