Cztery.

309 22 5
                                    

3

Gdy w końcu wróciłem do smutnej rzeczywistości zacząłem bolesny i trudny spacer przez zupełnie odcięty od jakichkolwiek ludzi las. Moje nogi, ręce, szyja, wszystko ocierało się o ostre gałęzie, komary cięły niemiłosiernie e wiedziałem, że gdzieś natrafię na swoich ludzi. Byłem przecież w Niemczech do kurwy nędzy. Mijały godziny. Nic. Ptaki, trzaskające gałęzie.

Pierwsza, druga, trzecia, czwarta i piąta godzina były bolesnym i cichym pasmem niepowodzeń. I nagle usłyszałem zbawienny dźwięk, muzyka dla moich uszu: rozmowy po niemiecku. Popędziłem w stronę głosów, nie patrząc na to, że wleciałem w pajęczynę, czy na to, że moje piszczele co chwila wchodziły w bliższy kontakt z twardymi badylami. Po prostu potrzebowałem wrócić.

Gdy dopadłem do tych ludzi moja ekscytacja wzrosła jeszcze bardziej, bo, na szczęście, byli to żołnierze. Krzyknąłem do nich, a oni, jak jeden mąż, odwrócili się w moją stronę. Prawdopodobnie mój wygląd ich zbił z tropu, bo wycelowali we mnie broń. Prawda, zakrwawiony mężczyzna z gałązkami we włosach to niecodzienny widok.

Stałem tam jak głupi, z pistoletami wycelowanymi w moją osobę. Sekundy się dłużyły, a moje dwie jeszcze żywe szare komórki walczyły ze sobą, próbując złożyć sensowne zdanie. Otworzyłem usta, ale zamiast składnych słów powiedziałem coś na kształt "Mfmh dom" po czym, w iście władczym stylu, zaliczyłem glebę twarzą naprzód, efektownie doprowadzając do utraty przytomności.

Ostatnia Szansa [III Rzesza x ZSRR]Where stories live. Discover now