Dziewięć.

213 19 16
                                    

Obudziłem się z ostrym rypaniem we łbie, światłem w twarzy i uczuciem jakby ktoś mną pole przeorał. Otworzyłem oczy i od razu je zamknąłem bo światło jarzeniówek bolało w oczy jak cholera. Nie wiedziałem co się dzieje, gdzie jestem i przez chwilę nie wiedziałem kim jestem.

Jedyne co mogłem stwierdzić to:
1. To nie mój bunkier
2. To nie mój dom
3. Mam przejebane

Z zaciśniętymi powiekami okropnie zachrypniętym głosem powiedziałem do może i pustego pokoju:
- Gdzie ja jestem?

Cisza. Cisza była głośniejsza niż cokolwiek innego. Wolałbym oberwać w mordę niż słuchać ciszy.

Może się to wydawać dziwne. Jeszcze kiedyś uwielbiałem ciche pomieszczenia. Ale teraz kojarzyła mi się że śmiercią, stratą, samotnością i... bezsilnością. Moim najmniej ulubionym uczuciem. Towarzyszyła każdej mojej porażce. Gdy miękły mi kolana, na skroni skraplał się pot, ale ręce nie chciały złapać za broń. To była bezsilność.

Gdy siedziałem sam, na materacu, otoczony pustymi konserwami, patrząc jak muchy zacierają swoje obrzydliwe łapka na moim obiedzie. To była bezsilność.

Gdy leżałem nie wiadomo gdzie, nie wiadomo kiedy. Gdy bolała każda kość a myśli biegały mi po głowie jak rozpędzone słonie. To też była bezsilność. Bolesna bezsilność.

Po policzku spłynęła mi łza. Poczułem że kawałek waty ją ściera, a po chwili odezwał się przerażająco znajomy głos.:

- Jesteś w dobrych rękach, zajmę się tobą tak jak na to zasługujesz.

Kurwa. Mać.

_______________
Pochorowałam się, ale jest w końcu nowy rozdział

Ostatnia Szansa [III Rzesza x ZSRR]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang