Rozdział 9

177 11 5
                                    

Hope

-Jaden, musimy kupić nową karmę dla Szczęściarza – poinformowałam szturchając go palcem u nogi w ramię. Siedzieliśmy na kanapie w salonie oglądając jakiś lekki serial, Jaden stwierdził, że po robocie nie ma ochoty na coś co wymaga skupienia, nie oponowałam, sama znalazłam sobie nowe hobby, kiedy wychodził do pracy zabijałam czas szukając w internecie wszystkiego na temat psów. I mam na myśli dosłownie wszystkiego, po dwóch tygodniach czułam się jakbym mogła zostać weterynarzem. Jaden twierdził, że zaczynam go zanudzać, ale miałam wrażenie, że jest wdzięczny za moje ciągłe gderanie mu za uchem. Kiedy tylko milczałam przez pięć minut pytał o jakąś błahostkę, żebym tylko znowu zaczęła mówić. W życiu się tyle nie nagadałam. Miałam wrażenie, że nawet moje gardło protestuje.

- Po jaką cholerę? Kupiłem ostatnio dziesięć kilo.

Wyciągnęłam rękę podstawiając mu telefon przed oczy.

- Ale ta ma lepszy skład, podobno pomaga w zdrowym trawieniu.

Przewrócił oczami, po czym spojrzał na mnie z wyraźnym sceptycyzmem.

- Ten pies zeżarł trzy pary moich butów, uwierz mi, nie ma raczej specjalnie wyrafinowanego podniebienia.

Zaczęłam szturchać go stopą w klatkę piersiową krzywiąc się przy tym jak dziecko.

- No weź – zajęczałam. – Powinniśmy o niego dbać, jest rekonwalescentem.

- Jest rekonwalescentem z twojego powodu – podkreślił.

- Jeśli i ty nie chcesz wylądować na liście moich rekonwalescentów, zbieraj dupę w troki, idziemy na zakupy do zoologicznego.

Dźgnęłam go jeszcze mocniej, przekraczając tym samym niewidzialną granicę jego irytacji. Złapał moją stopę w obie dłonie i nie puszczał pomimo moich wyraźnych protestów.

- Puszczaj, bo zacznę krzyczeć, a Noel z pewnością przyjdzie mi z pomocą.

Wyszczerzyłam się złośliwie, widząc jak się spina. Przyjaciel naprawdę go denerwował, a raczej fakt, że zawsze potrafił znaleźć powód żeby nas odwiedzić, nawet kilka razy dziennie. Mi jego towarzystwo nie przeszkadzało, był zabawny i tak zdziecinniały, że nie potrafiłam traktować go jako potencjalnego zagrożenia.

- Ostatnie na co można liczyć od tego faceta to pomoc, jest jak natrętna pluskwa która zadomowiła się w moim mieszkaniu.

Na przemian prostowałam i zginałam nogę, ale uścisk jego ciepłych dłoni nie zelżał nawet na moment.

- Ja tam go lubię – oświadczyłam.

- Ty lubisz wszystkie karaluchy, to się nie liczy.

Zmrużyłam oczy, przez chwilę zastanawiając się czy przypadkiem nie powinnam się na niego obrazić. Ostatecznie jednak zdecydowałam, że nie znieważył mnie wcale w wystarczającym stopniu, żebym pozwoliła mu postawić na swoim.

- No weź, nie wychodziłam nigdzie od prawie miesiąca, to niezdrowe tak długo nie oddychać świeżym powietrzem.

- Możesz otworzyć sobie okno – mruknął odwracając głowę w stronę telewizora. Puścił też moją stopę.

- Dobra – rzuciłam entuzjastycznie wstając z kanapy. – Skoro nie chcesz iść ze mną pójdę sama – stwierdziłam. – Może to i lepiej przynajmniej ktoś zostanie ze Szczęściarzem.

Jego spojrzenie odnalazło moją osobę z prędkością światła, gdybym aktualnie nie była na niego zła może zmartwiłabym się tym, że chyba zerwał sobie przy okazji mięsień w szyi.

Shameless | Dylogia Less #1 (zakończone)Where stories live. Discover now