ANGEL:
Rozciąłem liny, a Al podniósł się.
Wyglądał okropnie. Na pewno będę musiał go opatrzyć, choć jego klatka piersiowa pozostanie w bliznach na zawsze.
Czułem straszne wyrzuty sumienia że do tego dopuściłem, ale jednocześnie cieszyłem się że zdążyłem przed czymś gorszym.
Gdyby zaczęli wycinać mu mięso, jak chciały te ofermy, miałby mniejsze szanse wrócenia do sprawności.
-Dasz radę iść, Śmieszku..?-Zapytałem niepewnie, wyciągając ręce w jego stronę, na wypadek gdyby miał się przewrócić.
-Tak, spokojnie, kochany.-Zapewniła ale że szedł dość krzywo, wziąłem jego ramię i owinąłem wokół swojego barku.
-Nie musisz zgrywać twardego.-Powiedziałem mu, ciągnąc go do wyjścia.-Przetrwałeś Mafijne tortury. Nie ma chyba większego twardziela od Ciebie.
Alastor uśmiechnął się pod nosem.
Chciał coś powiedzieć, ale nagle z jedynego wyjścia wyszedł jeden z członków Mafii, który widząc że zabieram przesłuchiwanego, wymierzył we mnie.
-Dokąd go, kurwa, zabierasz, Tossico (ćpunie)?
Byliśmy na przesranej pozycji bo zanim ją podniosę swoją broń i w niego wymierzę on zdąży oddać conajmniej pięć strzałów.
Milczałem, myśląc nad następnym posunięciem.
Zawsze byłem wyszczekany, ale wtedy musiałem pamiętać o rannym spikerze radiowym.
Kiedy myślałem gorączkowo co zrobić, napastnik parsknął.
-Pedał. Zawsze to wiedziałem.-Przeładował.-I zdrajca.
Strzelił we mnie, ale kula mnie nie dotknęła.
Przede mną pojawił się Al.Well...
Jeśli będziecie ładnie komentować do końca, dorzucę wam niespodziankę.
So we have a deal?
CZYTASZ
|RADIODUST| Jesteśmy tacy sami
FanfictionAlastor jest znanym, lubianym i charyzmatycznym mieszkańcem Nowego Orleanu. Pracuje jako prezenter radiowy, prowadząc w tajemnicy żywot seryjnego mordercy. Mężczyzna jednak czuje ze czegoś mu brakuje w życiu. Wszystko zmienia się gdy pewnego dnia...