VII

19 4 0
                                    


~ * * * ~

Drobne płatki śniegu opadały nza szybą okna, zbierając się na parapecie w mały wał. Białe drobinki tańczyły na wietrze niby małe baletnice. Jednak niezależnie jak energiczne, piękne czy niezwykłe skoki wykonały, w końcu musiały polecieć gwałtownie lub delikatnie w dół i dołączyć do swych sióstr na wielkiej, wspólnej mogile.

Lilou przyglądała się ich wzlotom i upadkom, myśląc o tym, jakz perspektywy Stwórcy życie ludzkie musi być podobne właśnie do takich pięknych, lecz z góry zmierzających ku końcowi akrobacjach śnieżynek. Ludzie też podskakują, wznoszą się pracą czy dumą, myśląc, że już ich nic nie dosięgnie. Ale prędzej czy później ten wiatr, który ich wyniósł, również ich pogrzebie. I tam, na dole, już wszystkie płatki wyglądają tak samo. Nie ma podziału na bardziej czy mniej piękne. Te, które najbardziej podrygiwały niczym nie różnią się od tych, które nie rwały się i same opadły, łącząc się ze swymi towarzyszkami w pokoju.

- O czym myślisz, Amari? - wyrwał ją nagle z zadumy cyniczny głos Malfoy'a. Obróciła się do niego lekko zarumieniona. Sama nie wiedziała, czemu pierwszym, co odczuła, było zawstydzenie. Nigdy nie przejmowała się tym, co myśleli o niej inni. No chyba, że sama czuła, że ich jakoś zraniła. Ale teraz przecież nie o to chodziło. Teraz stała przed Ślizgonem, którego po pierwsze w ogóle nie powinna zapraszać (ale i tak to zrobiła), no i jeszcze czerwieniła się jak głupia. Otrząsnęła się.

Draco przyglądał jej się z lekkim uśmiechem, który był trochę krzywy, ale nie aż tak jak zwykle. Uniósł brew.

- No? - spytał. - Czekałem pięć minut, aż mnie zauważysz, a ty nic. Należą mi się wyjaśnienia.

- Nie wierzę, że czekałeś pięć minut - usłyszała swój głos Lilou. Miała ochotę się sama trzepnąć. Czemu pomyślała, zanim powiedziała? Co jeśli on, słysząc, jak ona wątpi w jego słowa, się rozmyśli? A co ją z drugiej strony tak obchodzi, by się nie rozmyślił? Lilou miała straszny mętlik w głowie.

Draco uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- To i dobrze, bo tak nie było. Ale mogło. Naprawdę, jak do ciebie podszedłem, to byłaś tak zamyślona, że jak nic mógłbym ci poderżnąć gardło, zanim byś się otrząsnęła - powiedział. - Jakie to rzeczy tak intensywnie rozważałaś, co? - Uniósł już obie brwi, krzyżując ręce na piersiach. - Hm? Odpowiedz. Nie wiesz, do czego jestem zdolny... - szepnął, podchodząc bliżej niej i spoglądając jej w oczy nieprzeniknionym wzrokiem. Rozumiała, że żartował, ale coś w jego głosie brzmiało jakby naprawdę groźnie i trochę dziwnie. Uszy zapiekły ją okropnie, gdy przez głowę przebiegła jej myśl, że może chłopak stara się nadać swoim słowom uwodzicielski wydźwięk.

"Nawet jeśli to flirt - pomyślała skonfundowana - to z pewnością bardzo kiepsko mu on wychodzi".

- Myślałam o przemijalności ludzkiego życia - rzekła w końcu Amari. Draco wygiął brwi. - Wiesz, ludzie przypominają nieco płatki śniegu - wyjaśniła Krukonka. - Nawet jak myślą, że są na szczycie... - Obejrzała się za siebie, znów spoglądając za okno. - Mimo wszystko wciąż spadają w dół.

- Głębokie - mruknął nieco chłodno Malfoy po chwili milczenia. Chwilę stali w ciszy. Lilou przyglądała się swemu towarzyszowi z troską. Draco wyglądał, jakby naszły go jakieś ponure myśli. W końcu jednak na jego twarz wrócił lekki uśmiech. Spojrzał na nią z jakimś niepodobnym do siebie, jakby wyrażającym sympatię (Lilou zdawało się, że nie był do tego zdolny) wzrokiem i wyciągnął ku niej rękę. - Chodźmy już. Spóźnimy się i ten cały profesorek będzie jeszcze bardziej niezadowolony.

- "Jeszcze bardziej"? - powtórzyła Lilou, kładąc dłoń na jego przedramieniu. Gdy palce dziewczęcia dotknęły jego rękawa, Malfoy wzdrygnął się ledwo dostrzegalnie. Powoli ruszył, prowadząc ją korytarzem.

- No cóż... - rzekł. - W końcu sprowadzasz mu na przyjęcie syna Śmierciożercy. On chyba za takimi nie przepada.

- Jest ostrożny - zaczęła tłumaczyć profesora Krukonka. - Wiesz... Nie chce, by ktoś był w Klubie narażony na zniewagi. Mamy tam mugolaków i...

Draco prychnął.

- Myśli, że co? Że Teodor ich wszystkich potruje? Że otruje Granger? Czy co? - spytał z sarkazmem, kręcąc głową.

- Nie! - pisnęła Lilou. - Nie o to chodzi! Po prostu... - Westchnęła. - Pewnie nie chciałby, żeby właśnie na przykład taką Hermionę spotykały nieprzyjemności. A może podejrzewać, że gdyby przyjął takiego Notta, to ten byłby dla Miony nie miły... Co nie znaczy - dodała szybko, widząc, jak zesztywniał - że jego podejrzenia są słuszne.

- Bratasz się ze szlamami? - spytał szorstko Malfoy. Amari wzruszyła ramionami.

- Moja mama była mugolką - stwierdziła. - Zmarła, jak miałam rok, ale zostawiła po sobie listy, zdjęcia, pamiętnik... Z nich wiem, jak dobrą była osobą. Jak mądrą.

- Przestań, bo zaraz sobie pójdę - warknął. - To, co mówisz, napełnia mnie obrzydzeniem...

Lilou puściła jego ramię, stając. Do oczu napłynęły jej łzy.

- A więc mnie zostaw! - pisnęła. - To wcale nie tak, że będę dawać ci mówić w ten sposób o mojej rodzinie! Bez łaski! Mogłam iść z lepszym od ciebie... Ale chciałam z tobą. Jeśli jednak zamierzasz gadać takie rzeczy, to równie dobrze mogę pójść sama. Mnie to nie przeszkadza. Lubię samotność.

Już chciała się obrócić na pięcie i odejść, ale zatrzymał ją. Ujął jej rączkę w swą dłoń.

- Lilou... - jęknął. Pierwszy raz nazwał ją po imieniu. Popatrzyła w jego stronę. Jego szare oczy były takie... smutne. - Nie odchodź... - Słowo "proszę" nie było mu w stanie przejść przez gardło. - Już nie będę tak mówił. Tylko nie odchodź.

Teraz to ona uniosła brwi.

- Dlaczego? - spytała. - Dlaczego chcesz, żebym została?

- Bo... widziałem, że rzeczywiścje patrzyłaś za mną, gdy mnie gdzieś nie było - rzekł. - I dlatego, że widzisz we mnie coś... inaczej niż większość dziewczyn. - Wzruszył ramionami, patrząc w swoje buty. - Nie nienawidzisz mnie jak Weasley, nie latasz za mną jak Pansy, nie próbujesz mnie kusić jak Turpin...

- Myślisz, że na nich kończy się żeńska część Hogwartu? - spytała chłodno.

- Nie! - zaprzeczył Draco. - Ale po prostu... - Potrząsnął głową. - Sam nie wiem. Jest w tobie coś delikatnego. Takiego... - Odetchnął głębiej. - Co sprawia, że po prostu miło by było z twojej strony, gdybyś została. - Wzruszył ramionami, puszczając jej rękę. - Ale jak nie chcesz, to nie.

Pokręciła głową i spojrzała na niego ciepło. Wyciągnęła do niego dłoń.

- Wzajemny szacunek?

- Niech będzie - zgodził się.

- A więc chodźmy - powiedziała, uśmiechając się.

Uścisnęli sobie ręce, po czym zgodnie ruszyli na przyjęcie.

~ * * * ~

Tradycja Nietoperzy Świątecznych | Christmas Short StoryWhere stories live. Discover now