34. Stare czasy

221 11 0
                                    

Byliśmy jednym wielkim bałaganem.

- Witamy na pokładzie samolotu, który leci do Rimini. Dziękujemy za wybranie naszych lini lotniczych - głos miłej kobiety rozniósł się po wnętrzu maszyny, a ja zapięłam się mocno w pasy.

- No jeszcze mocniej zapnij się w te pasy - prychnął chłopak obok mnie - Nie mam zamiaru tłumaczyć się przed twoją rodzinką, dlaczego przywiozłem cię w czarnym worku.

-Martwię się bardziej o siebie - odbiłam pałeczkę - Bo jest opcja, że jednak trafię do więzienia za morderstwo na jakimś upośledzonym ośle.

- Ale za to na jakim przystojnym ośle - wyszczerzył się, łapiąc za skórzany pasek i poluźniając go nieco.

Wciągnąłem cicho powietrze, czując delikatny dotyk na nagiej skórze brzucha. Dalej zastawniam się, dlaczego tak bardzo to na mnie działa, mimo iż powinnam być przyzwyczajona do takich przyjemnych dreszczy.

- Dobrze, że już nie wypierasz się swojej nad wyraz wysokiej mądrości.

Machnął ręką, a ja zaczęłam robić milion zdjęć widokom za okna. Tak byłam z tego znana, że potrafię zrobić wszystkiemu zdjęcia.

- Naprawdę boisz się latać?- zapytał po chwili ciszy, gdy zaczęliśmy ustawiać się do startu.

- Mam lęk wysokości - odwróciłam wzrok na jego twarz - Więc latanie nie jest czymś co uwielbiam.

- Jak wytrzymujesz tak długie podróże?- odciągnął moją uwagę, kiedy zaczęliśmy startować.

- Włączam muzykę i idę spać. Nie myślę wtedy - wzruszyłam ramionami, a tętno wzrosło, gdy poczułam jak przyśpieszamy.

Wbiłam paznokcie w dłoń Alana, zaciskając mocno szczękę i starając się nie odwracać w stronę okna. Nie wiem dlaczego tak reagowałam, ale nie potrafiłam się przekonać.

- Wyobraź sobie, że tak naprawdę jesteś u siebie w domu, a wszystko dookoła nie ma znaczenia - pochylił się w moją stronę, kładąc dłoń na udzie i lekko ściskając.

- Łatwo powiedzieć - prychnęłam, chociaż nie mogłam ukryć, że trochę się rozluźniłam.

- Poprostu nie myśl- sprostował, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.

Samolot przyspieszył maksymalnie, odrywając się od podłoża. Przymknęłam oczy, wciskając się w bok chłopaka, starając się nie myśleć, że zaczynamy wznosić się na wysokość kilku kilometrów.

- Kendall raz tak się zestresowała, że gdy się wznosiliśmy, zwymiotowała na cały rząd - parsknął, a jego ramiona zawibrowały.

- Myślisz, że teraz to dobry moment, aby mi to mówić?- nawet na niego nie spojrzałam, starając się usnąć.

- Pocieszam cię, że przynajmniej zostawiłaś tylko ślady paznokci na mojej ręce - otworzyłam jedno oko, a uśmiech cisnął mi się na usta, widząc czerwone półksiężyce - a nie na trzech fotelach.

Przewróciłam oczami, robiąc sobie z chłopaka poduszkę i przenosząc cały ciężar na jego stronę. Nie broniłam się, że od paru dni uwielbiałam go wykorzystywać w taki sposób.

Zaczęłam pomału odpływać, a słysząc po miarowym oddechu chłopaka, również to robił.

Nawet nie wiem w którym momencie nasza relacja aż tak się zmieniła. Było tak dziwnie normalnie. Zachowywaliśmy się przez ostatni miesiąc jak typowo para, która poza sobą nie widziała nic. Oczywiście żadne z nas nigdy nie zrobiło żadnego kroku do przodu i nie podjęło tematu czegoś większego, lecz ja czułam, że jest inaczej. Wszyscy dookoła mieli z nas ubaw, rzucając dogryzkami na temat naszego zachowania. Wiadomo, że dalej byliśmy sobą i robiliśmy sobie kłótnie minimum raz dziennie, ale jednak to nie było to samo.

Destruction kiss Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz